W
tym momencie mógłbym dodać, że nie wiem po co, ale to nie byłoby zgodne z
prawdą – wiem, bardzo dobrze wiem. Film oglądało wielu znajomych i
nieznajomych, mówią o nim i piszą, więc chciałem sobie wyrobić własne zdanie.
Film
trwa prawie dwie godziny. Po jakichś dwudziestu minutach byłem już
zmęczony, znudzony i zniechęcony, po czterdziestu straciłem nadzieję, że coś
ważnego albo w ogóle sensownego jeszcze się w nim wydarzy, ale… obejrzałem do
końca, żeby mi nikt nie zarzucił, że oceniam dzieło, które poznałem jedynie w
części.
Dźwięk.
Mijają
dziesięciolecia, a film polski nie radzi sobie z dźwiękiem. Jedne są słabo
słyszalne inne zbyt głośne, nachalne, irytująco i bezsensownie wyeksponowane: odgłosy
jedzenia, kroków, szczękania sztućców. Za to wiele dialogów albo pojedynczych słów
jest słabo słyszalna, niewyraźna. Obawiam się, że nie dam sobie wmówić, że to
celowy zabieg, bo tego typu problemy obserwuję w filmach polskich prawie pół
wieku.
Obraz.
Biegłość
techniczna i udziwnione ujęcia mogłyby wzbogacić genialne dzieło, ale same
tylko sztuczki formalne z miałkiej treści nie stworzą arcydzieła. Nie uważam
też, żeby epatowanie widza fizjologią (rzyganie i sranie pod siebie) było w
dobrym guście – to wyjątkowo prymitywne chwyty.
Fabuła.
Reżyserska
wizja migawek z życia alkoholików. Z obecną rzeczywistością nie ma to zapewne
wiele wspólnego.
Przesłanie.
Tego
odkryć mi się nie udało.
Podsumowanie.
Być
może film ten jest przykładem współczesnej sztuki, ja tam nie wiem, nie znam
się – jestem wyznawcą teorii, że nie ładne to, co ładne, ale to, co się komu
podoba. Mnie ten film znudził i zmęczył. Jeśli tak ma wyglądać współczesne
polskie kino, to ja wracam do „Człowieka z marmuru”, „Psów”, „Vabank”, „Misia”,
„Nie ma mocnych”, „Ziemi obiecanej”, „Rejsu”…
Nad
jednym się tylko zastanawiam – ile film „Pod Mocnym Aniołem” pochłonie ofiar?
Bo po jego obejrzeniu dojdą do oczywistego wniosku, że jeśli tak wygląda alkoholizm,
to oni na pewno problemów z piciem nie mają. Ile żon i dzieci zacznie mieć
wątpliwości, bo przecież głowa rodziny nie zachowuje się aż tak destrukcyjnie i
– zamiast uciekać albo szukać pomocy – pomyślą, że może przesadzają, może u
nich nie jest jeszcze tak źle…
Ciekawe recenzje filmu: Ewy Woydyłło-Osiatyńskiej (doktor psychologii i terapeuta uzależnień) oraz znanej pisarki, autorki "Antyporadnika" - Miki Dunin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz