sobota, 19 grudnia 2015

Uwaga! Nie tylko dla pijaków!



„Oddychając pod wodą” – Richard Rohr

Ostrzeżenie. Czytanie tej książki może spowodować, że znajdziesz się – zupełnie tego nie pragnąc – w punkcie zwrotnym życia. Zapewne nie wszyscy, ale wydaje się, że wielu czytelników, po albo nawet już w trakcie lektury, będzie musiało dokonać strategicznie ważnego życiowego wyboru: nadal pusta religijność albo…

Bardzo chciałem przeczytać tę książkę z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że wyjątkowo wysoko cenię twórczość amerykańskiego franciszkanina Richarda Rohra, a po drugie – ze względu na jej podtytuł: „Duchowość i Program 12 Kroków”; nie od dziś wiem, że Rohr zafascynowany jest Programem Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików i często się na niego powołuje, zwłaszcza w „Spadać w górę” albo w „Tak, ale…”. Do przewidzenia było, że prędzej czy później poświęci temu Programowi specjalną książkę.

Wiele wskazuje na to, że z wyjątkiem zinstytucjonalizowanej religii Anonimowi Alkoholicy tworzą największą organizację na rzecz poprawy samokontroli, jaka kiedykolwiek została powołana1.

Po spisie treści i wprowadzeniu Jacka Prusaka SJ, na stronie dziewiątej widnieje jedno tylko zdanie: Ta książka napisana jest dla ciebie2. Wiem oczywiście, że widnieje ono w każdym egzemplarzu, ale i tak… nieźle mnie trzepnęło. Tym bardziej czytałem dalej, łapczywie i zachłannie, z wypiekami na policzkach, żeby czym prędzej sprawdzić, czy autor miał rację, czy rzeczywiście treść będzie miała dla mnie osobiście szczególne znaczenie. I tak było.

Dygresja. Kilka razy znajdowałem już w książkach tego autora uwagi krytyczne na temat Kościoła i obawiam się, że prędzej czy później może się to skończyć tak, jak w przypadku de Mello, czyli komunikatem Kościoła katolickiego, w którym odcina się on od treści przez pisarza prezentowanych.

W „Oddychając pod wodą” Rohr zwraca na przykład uwagę, że od setek lat roztrząsamy, jak czcić Jezusa, zamiast po prostu podążać za Nim (czyżby gdziekolwiek w Biblii było wezwanie: „czcijcie mnie!”?) albo że obecnie zorganizowana religia nie jest już dla większości dobrą nowiną, a wręcz przeciwnie, staje się przyczyną masowego ateizmu, sekularyzmu i hedonizmu; wspomina też biblijnych kaznodziejów, ignorujących większość fragmentów Biblii, które wymagałyby od nich własnej, osobistej przemiany itd. Oczywiście nie krytyka zinstytucjonalizowanego Kościoła jest w tej jego książce najważniejsza.

Podstawowe założenia „Oddychając pod wodą”: istnieje bezpośredni związek pomiędzy Ewangelią a Programem Dwunastu Kroków AA i wszyscy jesteśmy uzależnieni, alkoholicy od etanolu, a pozostali od nawykowych sposobów czy metod wykonywania pewnych czynności, od postaw przyjmowanych automatycznie w określonych sytuacjach, od mechanizmów obronnych, od odziedziczonych przekonań, od innych ludzi, od rzeczy, ale szczególnie i przede wszystkim od schematów myślowych, które najwyraźniej wiodą ich/nas do grzechu.

Pozwólcie zatem, że podsumuję to, co mówią Jezus i Program Dwunastu Kroków; jestem przekonany, że mówią dokładnie to samo, choć używają odmiennego słownictwa:
Cierpimy, by wyzdrowieć.
Poddajemy się, by zwyciężyć.
Umieramy, by żyć.
Oddajemy, by zatrzymać3.

Fascynacja autora Programem AA nie oznacza, na szczęście, braku krytycyzmu i realistycznej oceny faktów; Program AA uważa on za genialny, ale to nie oznacza jeszcze, że tacy są wszyscy członkowie Wspólnoty Anonimowych Alkoholików.

Program Dwunastu Kroków zbyt często zatrzymywał się na rozwiązywaniu problemów, pomijając tym samym poziom ekstazy, czyli pełne ufności intymne spotkanie z Bogiem, które Jezus konsekwentnie nazywał »ucztą weselną«. W rezultacie całemu światu pozostawało trudne zadanie życia z jeszcze trudniejszymi »trzeźwymi alkoholikami«. Tacy ludzie nie piją już alkoholu i nie biorą narkotyków, ale ich myślenie, oparte na schemacie »wszystko albo nic«, zaburza i niszczy większość spokojnych i czystych relacji4.

Rohr omawia w swojej książce kolejne Kroki Programu Dwunastu Kroków AA, nadając poświęconym im rozdziałom intrygujące tytuły, na przykład „Dlaczego musimy prosić?” (Krok Siódmy), „Czy to nie przesada?” (Krok Dziesiąty), „Siew musi przynieść plon” (Krok Dwunasty).

Rohr w cudownie prosty sposób dowodzi wyższości Kroku Piątego nad sakramentem pojednania. Po przedstawieniu historii ewolucji spowiedzi (na początku i przez kilkanaście wieków spowiedź jeden na jeden uważana była za wynaturzenie i wręcz zakazana) stwierdza: Gdyby Bóg wybaczał jedynie grzechy wyznane podczas katolickiego, formalnie odprawionego sakramentu, wówczas z dużą pewnością można powiedzieć, iż 99,999% grzechów popełnionych przez ludzkość pozostałaby niewybaczona. Od strony praktycznej katolicka spowiedź stała się pobożnym, dewocyjnym ćwiczeniem i niewiele ma wspólnego z prawdziwym rozwojem sumienia oraz społecznej dojrzałości8.

Kilka razy spotkałem się z zarzutem, że dostrzegam w Programie Dwunastu Kroków AA coś więcej, niż Bill W. faktycznie w nim zawarł. Potwierdzam. Zdecydowanie tak właśnie jest. Mówiąc wprost: jestem głęboko przekonany, że w Programie Anonimowych Alkoholików kryje się potencjał, z którego w ubiegłym wieku współzałożyciel AA Bill W. być może nie zdawał sobie sprawy…5.

W „Oddychając pod wodą” Richard Rohr dowodzi prawdziwości powyższego stwierdzenia. W pewnym momencie „gra” – wszystkich, nie tylko alkoholików czy narkomanów – toczy się nie tylko o rezygnację z alkoholu albo narkotyku, ale o całą resztę życia, a nawet… tak – o zbawienie.

Kilka razy w życiu zadawano mi pytania w stylu: po co mi ta cała psychologia, do czego mi potrzebne to filozofowanie? – swoją drogą wydaje się, że my, Polacy, mamy bardzo specyficzne podejście do nauki zwanej filozofią, a pojęcie filozofowanie to już wyjątkowa ciekawostka, ale o tym w innym miejscu. W każdym razie rozumiałem, że tak naprawdę nie chodzi o filozofię i psychologię jako takie, ale tylko w ten sposób potrafili pytać, więc nie wdając się już w dalsze rozważania na temat związków psychologii, filozofii, duchowości i rzeczywistości, odpowiadałem mniej więcej tak: Potrzebne mi to, bo pragnę być obecny w swoim życiu. Obecność we własnym życiu jest to, w pierwszej kolejności, ład, porządek, synchronizacja, spójność tego, co mówię, tego, co myślę, tego, co robię, oraz tego, w co wierzę6.

Ano, właśnie… tutaj wkraczamy w wymiar duchowy Programu AA, wymiar (a może bezmiar?) znacznie bardziej duchowy właśnie niż tylko religijny. Zanurzenie w rzeczywistości zawsze jest – w naturalny sposób – zbliżeniem się do Boga, a to wymaga świadomej obecności.

Jeśli mamy uwierzyć, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie, to musimy najpierw rozwinąć w sobie zdolność prostej, czystej i niezaśmieconej obecności. Ci, którzy potrafią być obecni jednocześnie głową, sercem i ciałem, spotkają Obecność zawsze, bez względu na to, czy nazwą ją Bogiem7


„Oddychając pod wodą” kończą „Rady na drogę” – do każdego z Kroków/rozdziałów autor proponuje po cztery pytania/wezwania, krótkie, kilkuzdaniowe teksty, będące jakby ich kwintesencją albo sugestią dotyczącą codziennej praktyki, ale przede wszystkim zaproszeniem do głębszego przemyślenia, przeżycia, doświadczenia przeczytanych wcześniej treści.

Na koniec ważna uwaga: ta książka jest nie tylko dla alkoholików – przypominam, że z założenia wszyscy jesteśmy od czegoś albo w jakiś sposób uzależnieni – a może nawet dla alkoholików mniej niż dla pozostałych. Alkoholicy mają swoją Wielką Księgę („Anonimowi Alkoholicy” to sztandarowa pozycja Wspólnoty AA, która dała nazwę całemu ruchowi). Jednak z Programu Wspólnoty AA skorzystać mogą wszyscy, a Richard Rohr podpowiada, tłumaczy i wyjaśnia, jak tego dokonać. I to jest największa jej wartość.

Lubię ten stan ducha i umysłu, w którym dostrzegam i rozumiem, jak określone książki, ich treść i przesłanie, zaczynają działać na mnie niczym puzzle: dopełniają się i uzupełniają, co sprawia, że obraz staje się coraz bardziej wyraźny i jednoznaczny. Richard Rohr, Scott Peck, William James, Tomáš Halík, Anthony de Mello, Eckhart Tolle, Thomas Merton i wielu, wielu innych. Niektórzy z nich dołożyli do układanki po jednym fragmencie, inni całe ich zestawy, a na pewno są i tacy, których czas dopiero nadejdzie…



--
1. Richard Rohr, „Oddychając pod wodą”, przeł. Arkadiusz Korolik, wyd. Charaktery, 2015, s. 7.
2. Tamże, s. 9.
3. Tamże, s. 25.
4. Tamże, s. 21-22.
5. Meszuge, „12 kroków od dna. Sponsorowanie”, wyd. WAM, 2015, s. 13.
6. Meszuge, „Przebudzenie, Droga do świadomego życia”, wyd. Druga Strona, 2014, s. 38-39.
7. Richard Rohr, „Oddychając pod wodą”, przeł. Arkadiusz Korolik, wyd. Charaktery, 2015, s. 39.
8. Tamże, s. 66-67.

środa, 16 grudnia 2015

Christiane F. - bez happy endu

„Życie mimo wszystko” – Christiane F. i Sonja Vukovic

Dwa dni zastanawiałem się, czy można napisać coś sensownego o tej książce, nie wspominając o „My, dzieci z dworca ZOO”, ale wyszło mi, że raczej nie. „Życie mimo wszystko” istnieje tylko i wyłącznie jako kontynuacja „My, dzieci z dworca ZOO”… niestety. „Samo „Życie” jest umiarkowanie ciekawie napisaną relacją reporterską i gdyby nie sentymenty milionów czytelników, minęłoby bez echa.  

„Życie mimo wszystko” to ostatnie z szeregu moich rozczarowań związanych z Christiane F., ale rozczarowywałem się nie książką o niej (jedną czy drugą), ani nie realnym życiem bohaterki, bo ono było i jest faktem… Rozczarowania wynikały pewnie z konfrontacji naiwnych, nastoletnich rojeń z rzeczywistością.

„My, dzieci z dworca ZOO” to była bajka. Bajka fascynująca, momentami okrutna, ale – jak to bajki – dobrze się kończąca. Byłem zachwycony, do książki wracałem wiele razy, bo tragedia zawsze przecież zmierzała do dobrego końca – Christiane zamieszkała u babci w wiosce pod Hamburgiem. Jest czysta (nie używa narkotyków).

Pierwsze rozczarowanie przyszło, gdy dowiedziałem się, że „My, dzieci z dworca ZOO” nie napisała nastoletnia narkomanka, że autorami książki są Kai Hermann i Horst Rieck, dziennikarze niemieckiego „Sterna”. Owszem, napisali ją po prawie dwóch miesiącach rozmów z narkomanami z okolic dworca ZOO, w tym głównie Christiane.

Drugie rozczarowanie przeżyłem, kiedy głośna stała się sprawa odebrania Christiane F. praw rodzicielskich i umieszczenia jej syna w rodzinie zastępczej. Nie dała rady, wróciła do ćpania – pomyślałem wtedy ze smutkiem i… znowu dałem się nabrać.

Rozczarowanie trzecie i – mam nadzieję – ostatnie: z książki „Życie mimo wszystko” wynika, że Christiane nie była czysta właściwie nigdy. Jeśli nawet nie brała przez jakiś czas heroiny, to ćpała coś innego, co w jej mniemaniu nie liczyło się, było głupstwem, jak choćby opium, haszysz, alkohol, kokaina. Zresztą… prawdziwa autorka książki „Życie mimo wszystko” (w osobiste pisarstwo Christiane F. już jakoś nie wierzę), dziennikarka z „Die Welt”, Sonja Vukovic, stawia sprawę jasno: Tak, narkotyki zawsze były i nadal są częścią jej życia*. Oczywiście różną częścią w różnych okresach życia, ale to chyba oczywiste.

Tym razem nie ma szczęśliwego zakończenia. Nie wiem, czy pięćdziesięcioparoletnią alkoholiczkę i narkomankę, Chrystiane F., rzeczywiście nękają tajemniczy prześladowcy, czy może ma zaburzenia psychiczne i manię prześladowczą, ale przecież jedno złe i drugie niedobre. W ogóle… smutne to wszystko.

Cieszę się, że „Życie mimo wszystko” dostałem i przeczytałem… choć trochę boli. Jeden z moich ulubionych autorów powiada, że choroba psychiczna to unikanie rzeczywistości za wszelką cenę; zdrowie psychiczne to pogodzenie się z rzeczywistością bez względu na cenę – wygląda więc na to, że dorastanie, rozstawanie się z dziecinnymi mrzonkami zawsze będzie boleć. Mniej lub bardziej…


---
* Christiane F. i Sonja Vukovic, „Życie mimo wszystko”, wyd. Iskry, 2014, s. 274.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Najgorsza książka na świecie

„Jasny brzeg” – Wiera Panowa

Moja matka przeczytała mnóstwo książek i zawsze kończyła to, co zaczęła. Pewnego razu sprezentowałem jej dwutomową historię bitwy pod Cuszimą i z nią też sobie poradziła. Z jej zdaniem warto i należało się liczyć.
Kiedy zapytałem ją o najgorszą przeczytaną książkę, bez wahania wymieniła „Jasny brzeg” Wiery Panowej. Według matki była to najgorsza powieść na świecie.

Po wielu latach znalazłem ten „Jasny brzeg” na Allegro i… postanowiłem sprawdzić. Matka miała rację w dziewięćdziesięciu pięciu procentach. „Jasny brzeg” (nazwa sowchozu), wydana w ZSRR po raz pierwszy w 1949 roku, to książka, agitująca, indoktrynująca i propagandowa. Wprost kapie z niej miłość do towarzysza Stalina i komunizmu, realizacja planu pięcioletniego jest sprawą życia i śmierci, bohaterką jest wysokomleczna krowa itp.

A w dalekiej Moskwie może otworzył okno, zapalił fajkę i słucha stukania kropel wiosennych najdroższy na świecie człowiek, miłość i chwała narodu – Stalin… *

Tak, w taki sposób kiedyś naprawdę pisano, a czytelnicy najwyraźniej nie dostawali odruchów wymiotnych, a nawet… nawet w to wierzyli; choć wydaje się, że do czasu.

Pięć dobrych procentów należy się autorce za talent i warsztat. Poza czerwoną agitką jest to historia zwyczajnych, prostych ludzi,, opowiedziana w taki sposób, że czytelnik ma tą spokojną, ciepłą pewność, że wszystko jednak ostatecznie dobrze się skończy.

Przed Sieriożą leciał biały motyl – leciał tak, jakby tańczył. Siada na kwiatku i składa skrzydełka – ale ledwie się Sierioża przyczai, żeby go złapać, przestraszony motyl już odlatuje – na drugi kwiatek. I znów się zrywa, i znów leci. Tak oto szedł Sierioża wysokim brzegiem, wiatr rozwiewał jego miękkie włosy, a przed nim fruwał biały motyl przelatując z kwiatka na kwiatek*.

Akcja toczy się w latach 1946-47, a jej fabułą są losy kilkorga bohaterów: młodej wdowy, nauczycielki ludowej Marianny i jej synka, zadurzonego w Mariannie Korostielewa, dyrektora sowchozu Jasny Brzeg, weterana wojennego Ałmazowa, jego żony i córki, Gorolczenki, dojarki Niuszy i krowy rekordzistki Striełki...

Wiera Panowa kilkakrotnie zdobywała Nagrodę Stalinowską – nazwę można traktować pogardliwie i lekceważąco, ale ostrożnie! Otrzymali ją też Aram Chaczaturian, Aleksiej Tołstoj, Michaił Szołochow, Ilja Erenburg, Dymitr Szostakowicz… Może więc nad jej realnym znaczeniem warto się nieco zastanowić?

Kot Zajączek drzemał na ławce koło beczki z wodą, jedno oko ma całkiem zamknięte, a drugim odrobinkę podgląda: Zajączek także by coś zjadł, ale nie chce mu się wstawać i miauczeć - lepiej już spać... Wszystko jest tu tak dobrze i od dawna znane, takie miłe: każda rzecz i jej miejsce, i przeznaczenie. Marianna nie będzie nigdy miała milszego kąta; dokąd się więc jeszcze rwie jej serce?*

Momentami klimat „Jasnego brzegu” przypominał mi „Cichy Don”… Jednak nie, nie oznacza to, że książkę tę polecam, no… chyba, że jako ciekawostkę.



--
* Wiera Panowa, „Jasny brzeg”, Wyd. Czytelnik, Warszawa 1951, przekład Maria Dolińska.

środa, 9 grudnia 2015

O miłości i nienawiści graczy

„Czuwanie” – John Grisham

Johna Grishama znam przede wszystkim jako mistrza thrillerów prawniczych, ale przecież nie tylko takie książki pisał. Czy „Malowany dom” albo właśnie „Czuwanie” (znane też jako „Chłopcy Eddyego”) przez to, że nie sensacyjne, są gorsze? A może po prostu tylko inne?

Messina – niewielka miejscowość na południu Stanów Zjednoczonych. Spontanicznie zjeżdżają się tu byli zawodnicy Spartan, licealnej drużyny futbolu amerykańskiego, kiedy dotarła do nich wiadomość, że ich stary trener, Eddie Rake jest umierający.
Neely Crenshaw (sławny piętnaście lat wcześniej), Silos i inni absolwenci szkoły w Messinie z różnych roczników siedzą na trybunach pustego stadionu, piją piwo, wspominają dawne dzieje i czekają na śmierć Rake’a, a kiedy ten umiera i zostaje pochowany, biorą udział w ostatnim pożegnaniu na stadionie.

Wydaje się, że główny motyw „Czuwania” stanowi ambiwalentny stosunek zawodników do trenera – kochają go, bo wiódł ich od zwycięstwa do zwycięstwa, dzięki niemu byli KIMŚ, ale też nienawidzili i bali się go z powodu morderczych treningów, obelg i wyzwisk. Rake został zwolniony dopiero po doprowadzeniu do śmierci chłopaka na treningu, który zmarł wskutek udaru cieplnego, a Neely’ego Crenshawa uderzył w twarz, łamiąc mu nos.

Jest to także książka o niezrozumiale – dla Europejczyka – wielkim wpływie, jaki wywiera na prawie całe społeczeństwo amerykańskie szkolny, a później zawodowy futbol (mimo obszernych przypisów nadal nie rozumiem meandrów tej gry). 

To wreszcie książka o życiu i mentalności amerykańskich Południowców – dzisiaj.

niedziela, 6 grudnia 2015

Alkoholizm i antyalkoholizm


„Alkoholizm i antyalkoholizm. Studyum krytyczne” – Dr. Karol Klecki, profesor UJ 

Książka, wydana przez Księgarnię Spółki Wydawniczej w Krakowie w 1904 roku, zawiera krótką historię napojów wyskokowych (wyskok to etanol, alkohol etylowy), przegląd upodobań różnych nacji, na przykład: Włosi i Francuzi – wino, Niemcy – piwo, Skandynawowie – wódka itp., jednak przede wszystkim skupia się autor na problemach rozlicznych jakie nadużywaniu alkoholu towarzyszą oraz na technikach, sposobach i metodach zapobiegania i przeciwdziałania alkoholizmowi. 

Pierwsze stowarzyszenie trzeźwościowe powstało, według Kleckiego, już około roku 1600, „…członkowie tego stowarzyszenia zobowiązują się bowiem do tego, że nie będą pić więcej jak 14 kubków wina dziennie”*, jednak systematyczna walka z alkoholizmem zaczyna się właściwie dopiero pod koniec XVIII wieku i w wieku XIX. 

Znalazłem ciekawe informacje o wczesnych organizacjach propagujących trzeźwość, np. funkcjonującym do dziś, a założonym w 1851 roku w Nowym Jorku, międzynarodowym zakonie świeckich abstynentów zwanych „Dobrymi Templariuszami” (obecnie Międzynarodowa Organizacja Dobrych Templariuszy, ang. Good Templars, niem. Guttempler), o szkodach jakie wyskok czyni w organizmie człowieka oraz jego psychice.
„…usposobienie i charakter człowieka zmienia się pod wpływem alkoholu w bardzo niekorzystny sposób: zanikają wszelkie uczucia idealne i pojęcia etyczne, poczucie honoru i godności osobistej, panowanie nad namiętnościami, oraz poczucie estetyczne; obok pewnego znieczulenia moralnego słabnie wola, inteligencyia, powstaje wstręt do pracy, zobojętnienie, skłonność do wzburzeń nerwowych i wielka drażliwość; rozwija się samolubstwo, upór, bezwzględność, gwałtowność, okrucieństwo i cynizm, niekiedy zaś depresyia ogólna, posępność i niechęć do życia”**.

Autor dokładnie omawia w swojej pracy działanie alkoholu na poszczególne organy człowieka; rozważa też kwestię ewentualnej dziedziczności alkoholizmu (jeśli się nie mylę obecnie wiadomo już, że choroba alkoholowa dziedziczna nie jest). 

Bardzo ciekawe informacje zawarte są we fragmentach, które można by umieścić pod wspólnym hasłem „alkohol oszukuje”, na przykład: „Wszak nie wszyscy wiedzą, że wyskok już w miernych dawkach obniża ciepłotę ciała przez wzmożenie utraty ciepła, a w dawkach większych zarazem i wskutek upośledzenia przemiany materii; wszyscy natomiast po napiciu się wódki odczuwają ciepło wskutek zadrażnienia błony śluzowej żołądka oraz rozszerzenia naczyń skórnych; chociaż więc wyskok oziębia, piją go ludzie dla rozgrzania się”***.

Wygląda na to, że ponad sto lat temu znane już były prawie wszystkie problemy, jakie rodzi nadużywanie alkoholu, a jedynie alkoholizm nie był jeszcze powszechnie traktowany jako choroba, a opisywane przez autora rozwiązania – z dzisiejszego punktu widzenia – wydają się mocno wątpliwe, a nawet pocieszne, na przykład surowy zakaz sprzedawania wyskoku znanym pijakom, realizowany dzięki zaopatrzeniu sprzedawców w wizerunki znanych w okolicy alkoholików. 

 

 

 

--
* Karol Klecki, „Alkoholizm i antyalkoholizm”, Księgarnia Spółki Wydawniczej, Kraków, 1904, strona 4.
** Tamże, s. 22.
*** Tamże, s. 94.

wtorek, 1 grudnia 2015

Śmietnik nieznanej cywilizacji

„Głębia” – Lincoln Child

 Pracownicy platformy wiertniczej rejestrują tajemniczy sygnał emitowany spod ziemskiej skorupy. Sprawą interesuje się rząd USA, a zwłaszcza wojsko; powstaje supertajna stacja badawcza. Kiedy uczestnicy projektu, kilometry pod wodą, zaczynają chorować, admiralicja oraz naukowcy postanawiają sprowadzić na pomoc doktora Petera Crane'a, który zebrał spore doświadczenie lecząc z powodzeniem marynarzy okrętu podwodnego.

Profesor Asher, główny naukowiec stacji, najpierw zwodzi Crane'a wizją Atlantydy, jednak z czasem musi przyznać, że w odkryciu chodzi o coś znacznie bardziej intrygującego. 

Zbyt wiele s-f w tej sensacyjnej książce, ale czyta się nieźle... przynajmniej do połowy.