poniedziałek, 22 października 2007

Czasy dobre i nie...

"Jak być kochanym" - Janusz Głowacki


Były kiedyś takie czasy, w których wystarczyło, że Smoleń czy jakiś inny Laskowik po wyjściu na scenę mówił „zdrastwujtie” i cała sala turlała się ze śmiechu przez kwadrans. W tychże czasach wydawano szybko i w dużych nakładach książki (felietony, artykuły, reportaże, itd.) autorów piszących zgodnie z jedynie słuszną linią. Pozostali publikowali swoje prace albo za granicą, albo w tak zwanym „drugim obiegu”. Była jednak także trzecia ewentualność – można było pisać zgodnie z własnym sumieniem i przekonaniami, ale w taki sposób, żeby nie połapała się cenzura, a jednocześnie dla czytelnika wszystko było jasne – podobnie jak z tym radzieckim pozdrowieniem…

Tą właśnie drogę wybrał Janusz Głowacki w swoich felietonach. W praktyce okazało się to jednak nie takie łatwe, a nawet dość skomplikowane…

„Jak być kochanym” to zbiór felietonów Głowackiego. Część z nich ukazała się już po wyjeździe autora zagranicę, na przykład w „New York Timesie”, ale inne drukowała w swoim czasie warszawska „Kultura”.
I tu właśnie pojawił się problem. Głowacki czasami tak znakomicie zakamuflował treści sprzeczne z „linią”, że oszukał nie tylko cenzorów (którzy podobno „za komuny” byli matołami, tumanami i prawie analfabetami), ale często także czytelników pisma.

Czy Głowacki faktycznie w swoich niektórych felietonach podlizywał się „czerwonej władzy” i jej prominentom? Czy może lizanie było tak namiętne, że należało (jak twierdzi autor) domyślić się, że w rzeczywistości ma oznaczać coś przeciwnego?

Co być może paradoksalne, odpowiedź na te pytania zupełnie mnie nie interesuje. W przypadku felietonów Głowackiego nie ma to znaczenia. Ktoś kiedyś napisał, że teksty, które się doskonale czyta, uwodzą czytelników bez względu na ewentualne błędy merytoryczne autorów. I tak właśnie jest z tekstami w „Jak być kochanym”. Głowacki świetnie pisze. A, o czym pisze, to już czasami mniej ważne.

Jednego mi tylko żal – tak, jak minął czas na polityczne kabarety, tak mija i na stare felietony tego typu. Związane z określonymi wydarzeniami i konkretnymi osobami sprzed trzydziestu lat, z dnia na dzień odchodzą wraz z tamtą epoką i ludźmi, którzy ją pamiętają. Wyrafinowane złośliwości, subtelna ironia, zabawne aluzje, którymi tak biegle posługuje się Głowacki, stają się po prostu mało zrozumiałe i zupełnie nie śmieszne.
A szkoda…

Świetna książka, ale jeśli ktoś nie pamięta lat przynajmniej osiemdziesiątych, może ją uznać za nieco mniej świetną, bo po prostu sporej części zwyczajnie nie zrozumie.


sobota, 20 października 2007

Brutalni mordercy

"Rycerze Bushido" – Lord Russell of Liverpool


Lord Russell of Liverpool, autor “Pod biczem swastyki”, zaprezentował tym razem historię japońskich zbrodni wojennych. Nie jest to oczywiście dzieło kompletne – autor ograniczył swoje badania i rozważania do czasów narodzin współczesnego militaryzmu japońskiego w latach trzydziestych XX wieku, opisał wojny japońsko-chińską i japońsko-sowiecką, aby główny nacisk położyć na czasach II Wojny Światowej.

Książka ma charakter popularno-naukowy, opracowana została na podstawie dokumentów, dowodów procesowych i zeznań świadków, koncentruje się na genezie i rozwoju określonego zjawiska historycznego, tym niemniej znalazły się w niej też, epatujące mniej wyrobionego czytelnika, szczegółowe opisy wymyślnych tortur, gwałtów czy kanibalizmu. Garść archiwalnych fotografii też wywołuje mocne wrażenie.

Pozycja, która znakomicie uzupełnia wiedzę Polaków o II Wojnie Światowej - ograniczoną zwykle do europejskiego teatru wydarzeń - faktami z działań na drugiej półkuli, na Dalekim Wschodzie, w Indiach Holenderskich, Sumarze, Birmie, itd.


czwartek, 18 października 2007

Emigracyjny smutek

"Cienie w raju" – Erich Maria Remarque


„Kochaj bliźniego” to rewelacyjna opowieść o ludziach, którzy po dojściu Hitlera do władzy muszą opuścić Niemcy. Część z nich wydalono, część uciekła przez „zieloną granicę” przed prześladowaniami, często przed obozem koncentracyjnym i okrutną śmiercią. Błąkają się teraz po Europie nigdzie nie chciani, nigdzie niepotrzebni. Bez środków do życia, bez zgody na pobyt, bez dokumentów…

„Cienie w raju” to jakby kontynuacja tego właśnie wątku i może nieco podobnych tematów poruszonych w „Łuku Triumfalnym” – niektórym emigrantom, większość z nich to niemieccy Żydzi, udaje się przedostać do Ameryki. Lądują w raju i…

Wielu bez problemów zdobywa zgodę na pobyt, a także lepszą lub gorszą pracę. To jednak niczego nie zmienia - smutek, neurasteniczna nostalgia, żal, beznadzieja nie mijają. Może nawet wprost przeciwnie.

O ile ludzie ci w „Kochaj bliźniego” wywoływali żywe współczucie, tutaj zaczynają momentami irytować. Wydaje się, że wpadli w jakąś koszmarnie smętną pułapkę – do Niemiec wrócić nie mogą, bo grozi to śmiercią, natomiast w Stanach nie potrafią się odnaleźć, nie czuja się dobrze, nie chcą tu być.
Co więcej, wielu z nich zdaje sobie sprawę, że nigdzie na świecie nie ma i nie będzie już „ich miejsca”. Po zakończeniu wojny Niemcy, do których nareszcie będą mogli wrócić, nie będą już tym samym krajem, który oni pamiętają i za którym tęsknią.

Jest to przygnębiająca opowieść o ludziach, którzy uciekli reżimowi i… co brzmi paradoksalnie, w ten właśnie sposób przegrali życie.

Na wieść o kapitulacji, Kahn, który skutecznie wymykał się gestapo ratując przy okazji wielu innych ludzi, popełnia samobójstwo. Ross – główny bohater – postanawia porzucić kochaną kobietę i wrócić do Niemiec, ale po latach dopiero zrozumie, że było to jeden z gorszych pomysłów na życie. Jedynie doktor Ravic (znany z "Łuku Triumfalnego") wydaje się mieć szansę na nowe życie. Ktoś umiera, ktoś trafia do więzienia…

Smutek, beznadzieja, przegrane życie…


poniedziałek, 15 października 2007

Rodzice i ich wina

"To wszystko wina twoich rodziców?" - Philip Van Munching i Bernie Katz


Jeśli ci na kimś zależy, albo… jeśli ci jeszcze na swoim związku choć trochę zależy, przeczytaj, dowiedz się, postaraj się zrozumieć.
To nie jest podręcznik akademicki, choć sugestie zawarte w książce zbudowane są na bazie dobrze rozpoznanej psychologii związków. Czyta się ją lekko, choć nie zawsze przyjemnie – często błędy, które zrobiliśmy w naszych związkach, opisane tak wyraziście, tak prosto, aż kłują w oczy.
 
To nie jest kolejny amerykański poradnik z lat 60-tych, w którym obiecywano sprawdzone metody, jak stać się młodą, piękną i bogatą w dwa tygodnie, no i oczywiście orgazmy mieć co najmniej trzy razy dziennie po jedzeniu.
 
Chcesz mieć dom, rodzinę, męża, żonę? I żeby było ciepło, serdecznie, bezpiecznie i z miłością aż po grób? No, to zobacz, co przenosisz do tego związku ze swojego domu rodzinnego, co dostałaś/dostałeś od swoich rodziców.
Pamiętasz powiedzenie, które mówi, że nie możesz dać drugiemu człowiekowi coś, czego sama nie posiadasz?
 
Jednak, nawet jeśli wina leży po stronie twoich rodziców lub rodziców partnera, to okazuje się, że nadal możesz wygrać, da się z tym żyć i to dobrze żyć. Trzeba tylko wiedzieć, jak…
 
Przeczytaj tą książkę. Jeśli ci na kimś zależy… jeśli ci jeszcze choć trochę zależy…

***

Angażować się dalej, czy może lepiej nie? Czy to, co jest między nami ma szanse? Rozleciał się kolejny związek, jak uniknąć popełniania tych samych błędów? Jak on tak może? Co powinienem zrobić, gdy ona…?
Jak rozpoznać swoje potrzeby i pragnienia, nawet te nieuświadomione i wykorzystać tą wiedzę w istniejącym lub planowanym związku?
Jak nie wpadać w panikę, kiedy między nami dzieje się…? Czyli poznanie, zrozumienie i akceptacja normalnych cyklów każdego związku.
Jak naprawić, kiedy się psuje i jak zbudować nowe?
 
Czasami odkrywamy, że za nasze niepowodzenia życiowe – zwłaszcza w związkach lub w ogóle w relacjach z innymi ludźmi – odpowiadają rodzice. Wychowali nas w określony sposób, wpoili pewne wzorce zachowań, normy i oceny… A więc bywa i tak, że stwierdzenie „To wszystko ich wina” jest prawdziwe.
Problem polega na tym, co zrobimy teraz. Do końca życia możemy pławić się w poczuciu krzywdy i w nieskończoność grać rolę ofiary. Ale można też zmienić swoje życie… Nie jest to praca łatwa i, przede wszystkim, dobrze jest wiedzieć JAK to robić. Efektem może być uratowany związek lub nowy, nareszcie satysfakcjonujący. 
 
Jedna z najlepszych książek o psychologii związków, jaką czytałem. I… co bardzo ważne… z konkretnymi przykładami i praktycznymi rozwiązaniami „na już”.


środa, 10 października 2007

Gimpel Głupek ale...

"Gimpel Głupek" - Isaac Bashevis Singer


Kolejny raz przekonuję się, że Singer jest fantastyczny w małych formach. Jego zbiorek opowiadań "Gimpel Głupek" jest rewelacyjny!

Zwyłe i niezwykłe historie, bo i o diabłach też tu jest, mniej lub bardziej zwyczajne życie w niewielkich żydowskich miasteczkach takich jak Frampol, Turobin, Kraśnik, w urokliwy sposób przedstawiony świat, którego już nie ma, świat sprzed około 150-200 lat.
Ludzie, zdarzenia, zwyczaje, miejsca, wielkie uczucia, ważne wydarzenia... wszystko owiane jakby nutą jesiennej nostalgii.

Piękna, niezwykle ciepła książka.


wtorek, 9 października 2007

Wielki Stalin i Trocki

"Autobiografia Stalina" - Richard Lourie


Józef Stalin nie napisał żadnej autobiografii – to rzecz wiadoma. Nie było więc wątpliwości, że książka Richarda Lourie jest jego prywatną, literacką wizją… Chyba jednak nie spodziewałem się, że aż tak bardzo „literacką” i tak bardzo „wizją”.

Według autora „Autobiografii” Stalin był egocentrycznym megalomanem, który mówi często o sobie w trzeciej osobie i który właściwie opętany jest jedną tylko ideą – zniszczeniem, aż do fizycznego unicestwienia, Lwa Trockiego.

Autentyczne wydarzenia historyczne, kolejne Międzynarodówki, rewolucje w Rosji, wojna z Niemcami… wszystko to Stalin widzi jedynie w powiązaniu z Trockim i w związku z nim.

No cóż… ja Stalina nie znałem… może i był taki… Tylko jakoś jest to wszystko bardzo mało przekonujące…
Tym niemniej Autobiografię” czytało mi się lekko, łatwo i do połowy może nawet z zaciekawieniem.

Czesław Miłosz (podobno wykładowca i przyjaciel autora) napisał o tej książce: „Świetnie napisane! Przeczytałem jednym tchem, choć potem nawiedzały mnie koszmary”.

Mnie tam jakoś nie nawiedzały, a przez „Autobiografię” brnąłem chyba z tydzień.


piątek, 5 października 2007

CISCO, władca sieci

"CISCO szara eminencja Internetu" - David Bunell, Adam Brate


Cisco, prawdopodobnie chcąc przybrać nieco bardziej ludzkie oblicze, nie pozwala mediom zapomnieć, że jego powstanie związane jest z wielką, romantyczną miłością dwojga studentów, którym marzyło się wysyłanie listów miłosnych pocztą elektroniczną.
W pewnym sensie to prawda. Faktycznie firmę założyło dwoje studentów (później małżonków) Uniwersytetu Stanforda. Tyle tylko, że Lerner i Bosack rodziną byli dość krótko, a i firmy nie udało im się utrzymać, bo jeszcze szybciej zostali z niej „wykolegowani” przez menadżerów, rady nadzorcze, inwestorów, itd.
Warte setki miliardów imperium przyniosło jej założycielom kilkanaście milionów. Bywa i tak.

Jednak nie o tym jest ta książka. Jest natomiast nieustającym peanem zachwytu dla jej dwóch prezesów. Morgridge przedstawiony jest pokrótce jako twardy biznesmen, który pchnął Cisco na szeroką wodę. Natomiast ok. 72% książki poświęcone jest Chambersowi - jaki to cudowny biznesmen, jaki utalentowany menadżer, jaki twórczy wizjoner, jaki opiekuńczy ojciec załogi, jak łagodny właściciel przejmowanych firm…

O Cisco dowiedziałem się zdecydowanie mniej niż bym chciał, ale o Chambersie niewątpliwie o wiele więcej niż mi potrzeba.