piątek, 15 marca 2013

Zwycięzcę poznasz na starcie

„Antyporadnik – jak stracić męża, żonę i inne ważne osoby” – Mika Dunin


Gawędę o „Antyporadniku” Miki Dunin zamierzałem początkowo zatytułować „Narodziny gwiazdy” – zrezygnowałem z tego pomysłu tylko ze względu na skojarzenia ze starymi, znanymi filmami o takim właśnie tytule – bo, jak podpowiada mi księgarskie doświadczenie i instynkt, Mika Dunin już niedługo stanie się znaczącą postacią polskiego pisarstwa. Pisarstwa, zaznaczam, bo to dla mnie ważne – skandalizujących wynurzeń celebrytów czy polityków, pisanych oczywiście przez ghostwriterów, do pisarstwa przez duże „P” jakoś nadal nie zaliczam. Właściwie… przez małe „p” też nie, ale mniejsza z tym. Mika Dunin: czy to na pewno narodziny pisarki? Mam pewne podejrzenia, ale… o tym później.
 
Prawdopodobnie pierwszy raz w życiu znalazłem się w tak bardzo odpowiednim czasie w tak właściwym miejscu, miałem więc okazję obserwować, jak się to wszystko zaczęło. W pewnym poważnym portalu internetowym, wyjątkowo dalekim od skandali i plotek, pojawiło się kilka tekstów Miki Dunin, a zwłaszcza „Jak stracić męża?” i „Jak stracić żonę?”. Wywołały one lawinę komentarzy, prawdopodobnie największą w dziejach tego portalu, którego czytelnicy słyną wręcz z powściągliwości. Temperatura dyskusji rosła: oburzenie, bo w tekstach było też dość odważnie o seksie, i złość przeplatały się w komentarzach z podziękowaniami, wyrazy zachwytu z agresywnymi pretensjami i zarzutami. Pojawiły się też prośby, pomysły, propozycje następnych tematów z serii „jak stracić…”. Wtedy Mika Dunin zamilkła. Mijały tygodnie i miesiące, nowych tekstów w portalu nie było. Jakoś nie chciało mi się wierzyć w nagłą utratę zainteresowania autorki poruszanymi tematami – to po pierwsze. Po drugie, trochę w końcu znam tę branżę, więc domyślałem się, co mogło się stać i nawet miałem na to nadzieję. Wreszcie, wiem, do kogo należy portal, czyli – gdzie szukać informacji, gdzie wypatrywać zapowiedzi. I w połowie lutego 2013 doczekałem się tego, czego się spodziewałem, na co liczyłem, na co miałem nadzieję: wydawnictwo WAM na swojej stronie internetowej zapowiedziało książkę Miki Dunin „Antyporadnik”. Miesiąc później trafiła ona do moich rąk (książka, a nie Mika Dunin) i… „łyknąłem” ją w kilka godzin, czytając łapczywie, a nawet zachłannie, ale bez wyrzutów sumienia w związku z tym, bo wiem już przecież, że będę do niej wracał i to nie raz.


Mika Dunin - ANTYPORADNIK
 
Przyznaję od razu, że okres fascynacji poradnikami minął mi dawno temu. Wielką falą napłynęły one do nas, głównie z Ameryki, w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku i wtedy po prostu się nimi… przekarmiłem. Jednak najważniejsze było coś innego – nic albo prawie nic dzięki nim w moim życiu (domu, rodzinie, środowisku) się nie zmieniło. Stosowałem się do zawartych w nich zaleceń, ale albo efekty były odmienne od zamierzonych, albo moje starania opacznie rozumiano i odbierano. Lektura poradników adresowanych do Amerykanów należących do middle middle class, urodzonych i wychowanych w zupełnie innych warunkach, w innej kulturze religijnej, środowisku itd., czyli do ludzi o ewidentnie odmiennej mentalności, nie przyniosła (w moim przypadku) pożądanych rezultatów.

Po latach wróciłem raz jeszcze do poradników, a dokładnie do jednego poradnika, ale już inaczej napisanego – chodzi mi o „Jak wytrzymać ze współczesną kobietą” Joanny Chmielewskiej. Humoreska, lektura lekka, łatwa, przyjemna, a mimo to, a może właśnie dzięki temu, znalazłem w niej parę wartościowych i sensownych porad. Książki te („Antyporadnik” i „Jak wytrzymać…”) dzieli przepaść; ocena: Chmielewska – 3, Mika Dunin – 5,5. Skąd w takim razie to skojarzenie i porównanie w ogóle? Wniosek jest jeden: najwyraźniej można ważne treści „sprzedać” w formie, która nie będzie nużąca, smętna i mało zrozumiała w polskiej rzeczywistości. Klimat „Antyporadnika” jest tak polski, jak to tylko możliwe, a to oznacza, że niczego w tej książce nie musiałem starać się rozumieć, bo proces ten (odbioru treści i jej sensu) odbywał się właściwie automatycznie i bez żadnego wysiłku z mojej strony. Książkę Miki Dunin po prostu świetnie się czyta, a jej treści nie trzeba w myślach przekładać na polskie realia.


Ten „Antyporadnik” jest oczywiście poradnikiem, poradnikiem w lustrzanym odbiciu – prawa jest z lewej, dobre jest złe, celem staje się to, czego należałoby unikać za wszelką cenę. Kto z nas, tak naprawdę i jeśli jest zdrowy psychicznie, wszelkimi siłami stara się stracić męża (żonę), dobry kontakt i relację z własnymi dziećmi, krewnymi, przyjaciółmi? Kto tęskni za samotnością tak bardzo, by starać się zniechęcić do siebie całe otoczenie? Kto pragnie, z rozmysłem i premedytacją, pozbyć się spokoju ducha czy radości życia?


„Antyporadnik” to nie jest literatura fachowa – i dzięki Bogu! – w lekkiej, czasem nawet humorystycznej formie, w przewrotny, momentami irytujący sposób autorka prezentuje najczęściej spotykane błędy. Poważne błędy życiowe, często popełnianie zupełnie nieświadomie, błędy, które istotnie wpływają na jakość naszego życia, błędy, których można uniknąć – jeśli zdobędzie się pewną świadomość.


Podczas opisu technik, sposobów i metod tracenia teściów doświadczyłem szczególnej metamorfozy uczuć: najpierw było rozbawienie (ależ durnoty ludzie wyczyniają!), następnie zaniepokojenie (zaraz, zaraz, a jak to było z moją teściową trzy lata temu?), później uświadomienie i zasmucenie (nie ma się co oszukiwać, to ja schrzaniłem sprawę…) i wreszcie akceptacja i zrozumienie (jak popełnione błędy naprawić, jak powtarzania ich uniknąć). Schemat tej emocjonalnej metamorfozy powtórzył się zresztą jeszcze trzy czy cztery razy…


W „Antyporadniku” świetnie się czyta o cudzych błędach – np. jak stracić męża, bo przy okazji można „tej złej kobiecie” czarno na białym pokazać, co złego mi robi/robiła. Lektura rozdziału poświęconego błędom i zaniedbaniom, które ja sam popełniam/popełniłem jest zdecydowanie mniej… rozrywkowa. Irytujące jest to, że ktoś obcy tak dobrze zna, rozumie i obnaża nasze własne słabości i wady, ale… to właśnie okazuje się dla czytelników – płci obojga – szansą i nadzieją.


Wspomniałem wcześniej o swoich wątpliwościach co do narodzin pisarki – no, cóż… pisarstwo Miki Dunin wydaje mi się po prostu za dobre, za dojrzałe jak na pierwsze wystąpienie. To nie jest warsztat debiutantki. Od razu przychodzi mi na myśl Romain Gary i Émile Ajar (właśc. Roman Kacew) i świetna zabawa, jaką urządził on sobie z krytyków (tożsamość Émile'a Ajara i Romaina Gary oraz fakt, że jest to ta sama osoba, został ujawniony dopiero w wydanej pośmiertnie książce „Vie et mort d'Émile Ajar”). Może kiedyś dowiemy się, czy Mika Dunin jest (była) kimś jeszcze na literackiej scenie Polski…


W każdym razie „Antyporadnik” zdecydowanie polecam! Także jako prezent „na zajączka” albo przy jakiejkolwiek innej okazji (i bez okazji) – niby zabawa i rozrywka, ale przy okazji niewielka sugestia, delikatna podpowiedź, rada udzielona… partnerowi na przykład, który proszony o więcej dowodów uczucia, umył żonie auto.

czwartek, 14 marca 2013

Glina i zakochana sekretarka

„Zapach nocy” – Andrea Camilleri

Zaskoczyła mnie stosunkowo wysoka ocena tej książki w BiblioNETce. A może to tylko ja mam problem ze zrozumieniem jedenasto-dwunastopunktowej skali ocen? A tak prosiłem, żeby zrobić to po ludzku, od 1 do 10, ale mniejsza z tym. W każdym razie przeczytałem… może bez jakiegoś strasznego wysiłku, ale i bez entuzjazmu. Ot, jeszcze jeden przeciętniutki kryminał, z jakby na siłę wymyślonym i wprowadzonym elementem wyjątkowym (Faulkner).

 Emanuele Gargano, finansowy geniusz, a w rzeczywistości cwaniak i kanciarz, znika nagle z pieniędzmi drobnych ciułaczy, może też i większych inwestorów. Wydaje się, że możliwości są dwie: albo bawi się teraz wesoło na jakiejś egzotycznej wyspie, albo został zgładzony przez mafię. Komisarz Salvo Montalbano z Vigaty (fikcyjne miasteczko na Sycylii) stawia na to pierwsze, ale…

 Zawsze jest jakieś „ale”, bez tego kryminał – nie tylko ten – utknąłby w martwym punkcie. Tym razem „ale” stanowią dwa elementy: zniknięcie współpracownika Gargana, księgowego Giacoma Pellegrina (wraz ze skuterem, komputerem i jakimiś dyskietkami) oraz niesamowita wręcz lojalność Mariastelli Cosentino, która miesiąc po zniknięciu szefa nadal otwiera biuro, a nawet płaci za nie czynsz z własnych, skromnych oszczędności. Kiedy w powieści pojawia się zwariowany nauczyciel, Montalbano szybko już odkrywa zaskakującą prawdę.

 Andrea Camilleri, sycylijski komunista, od lat mieszkający w Rzymie, jakoś nie zachwycił mnie swoją twórczością, ale też nie zniechęcił na tyle, bym nie dał mu drugiej szansy.

wtorek, 12 marca 2013

Peerelu świat dawno miniony


„Szara masa i ludzie” – Marian Buchowski

Po książkę Mariana Buchowskiego, pisarza, poety, publicysty, pewnie nie sięgnąłbym, gdyby nie osobista znajomość z autorem – tak to już jest, że książki znajomych lepiej, a przynajmniej inaczej, z większym zainteresowaniem się czyta.

Pierwsze wrażenia podczas lektury dotyczyły migawek z dzienników telewizyjnych albo kronik filmowych, w których towarzysz Gierek zwiedza jakąś budowę, co komentator określa jako gospodarską wizytę, efekt gospodarskiej troski – w każdym razie ta właśnie „gospodarskość” natychmiast przyszła mi na myśl. Bo „Szara masa i ludzie” to opowieść o wielkiej budowie (Cementownia „Górażdże” w Choruli), a zwłaszcza o ludziach biorących udział w tym przedsięwzięciu; Marian Buchowski był jednym z nich – przez trzy miesiące był nawet asystentem dyrektora. Szara masa to oczywiście cementowy klinkier.


Dzisiaj książka ma wartość historyczną: tak się budowało, tak się pracowało, tak się żyło w hotelach robotniczych, takie były problemy i wyzwania wielkich inwestycji za czasów gierkowskich. Niewątpliwą zaletą jest warsztat pisarski autora i jego poczucie humoru: turlam się ze śmiechu za każdym razem, gdy przypominam sobie uroki życia w hotelu robotniczym, w którym papier toaletowy wisiał w toaletach czasem nawet kilka minut, nieczynny punkt biblioteczny czy telewizor zamknięty w pancernej szafie.


sobota, 9 marca 2013

Inne czasy, inne spojrzenie...

„Siekierezada albo Zima leśnych ludzi” –  Edward Stachura
 
Janek Pradera, młody poeta, opuszcza miasto, dotychczasowe życie, cywilizację, którą jest zawiedziony i rozczarowany, osobiste problemy i wspomnienia i… wyjeżdża w Bieszczady, gdzie zatrudnia się przy wyrębie lasu, żyje wśród drwali, ludzi prostych, nawet bardzo prostych. Nic nowego, prawda? Lucjan Rydel też miał ciągoty przaśno-siermiężne.

W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku mogła być sobie „Siekierezada” powieścią kultową, bo dopatrywaliśmy się w niej aluzji do ucieczki z PRL-owskiej rzeczywistości, ale czy faktycznie to właśnie autor miał na myśli? Wątpię…

Dziś „Siekierezadę” czyta się już inaczej. Odniesienia do „komuny” zatarły się w pamięci, młodsze pokolenie jest od nich w ogóle wolne, a w takim razie wydaje się ona pięknie napisaną, ale w sumie powieścią o oczekiwaniu, nadziei, że nowe środowisko, praca, otoczenie, ludzie, nowe miejsce rozwiąże wszystkie problemy. Miejsce to tylko miejsce, do każdego miejsca zabieramy samych siebie.

Charakterystyczny, w pełnym rozkwicie, godny uwagi sam w sobie jest styl pisarstwa Stachury. Jego narodziny i rozwój prześledzić można w „Opowiadaniach”.

środa, 6 marca 2013

Ciekawostki historyczne

50 największych kłamstw i legend w historii świata” - Bernd Ingmar Gutberlet
 
Heloiza i Abelard, zabójstwo Kennedy’ego, bitwa pod Legnicą, templariusze, Robin Hood, odkrycie Ameryki, Galileusz, wolnomularze, zdobycie Bastylii i wiele innych historyjek upakowanych w jednym tomie bez ładu i składu – nawet chronologicznego.

„50 największych kłamstw…” w zasadzie nie zawiera wiarygodnych materiałów czy treści demaskujących kłamstwa historyczne. Gutberlet prezentuje raczej pytania niż odpowiedzi, wątpliwości niż dowiedzione fakty. Mimo frapującego tytułu, książka jest jedynie zbiorkiem ciekawostek historycznych i to spłyconych do granic możliwości. Pozycja bardzo popularna i właściwie w ogóle nie naukowa. Już miałem napisać, że zupełnie bezwartościowa, ale… Jeśli ktoś w ogóle nie wiedział wcześniej, że była jakaś bitwa pod Legnicą i kto ją wygrał, to ma okazję się dowiedzieć, a więc odrobinę lepsze to niż nic.