piątek, 27 grudnia 2019

Mieszkańcy ulicy Krochmalnej


„Szumowiny” –  Isaac Bashevis  Singer

Czas i miejsce akcji: 1906 rok, przed pierwszą wojną światową; Polski nie ma na mapie, rzecz dzieje się w Warszawie (głównie), czyli w Rosji, w środowisku żydowskim, skupionym w okolicach ulicy Krochmalnej, Długiej, Gnojnej, Ciepłej, choć nie tylko.

Przeciął ulicę i wszedł do bramy, którą rozjaśniał tylko pełgający płomyk naftowej lampki. Przystanąwszy na chwilę, ogarnął spojrzeniem podwórko. W padającym z okien świetle zobaczył skrzynię na śmieci, ślepy mur i komórkę. Robiło się już późno, ale ludzie wciąż pracowali. Słyszał furkotanie maszyn do szycia, stukot szewskich młotków, łoskot i szum, jakby znalazł się w fabryce. Zdążył zapomnieć o istnieniu mieszkań w suterenach. W lewej oficynie ujrzał klitkę z pochyłym dachem i sięgającym ziemi okienkiem. Na sznurach suszyło się pranie*

Próbowałem wyobrazić sobie taką ulicę i z pomocą przyszedł mi stary, z 1959 roku, film „Wspólny pokój” oraz poezja Konstantego Ildefonsa:

Że ona jest na końcu świata,
każdy policjant o tym wie,
czarna jak płyta gramofonowa
z tą samą piosnką, od nowa, od nowa.

Ulica Sarg. Ulica Sarg.
Katastrofalna ulica.

Miłość? Rozplączesz jak węzeł.
Laur? Przyjdzie później czy prędzej;

Lecz gdy cię, człowiecze,
ulica urzecze,
jak szmaragd upadniesz na dno.
[...]
Ulica Sarg. Ulica w deszcz.
Rozpaczliwa, panowie, ulica.

Maks Barabander, lat 47, Żyd bez wykształcenia, ale cwany i zaradny, zamieszkiwał w Raszkowie i Warszawie (na Krochmalnej), aż wyemigrował za ocean i w Buenos Aires dorobił się na handlu nieruchomościami. Kiedy zmarł nagle jego syn Arturo, żona, Ruchełe, podupadła na zdrowiu, zamknęła się w sobie, jakby gwałtownie postarzała i straciła zainteresowanie mężem, a może życiem w ogóle. Maks popadł w melancholię, stał się impotentem, zatracił w ogóle sens życia. Lekarze mówili, że to wszystko nerwy i wysyłali go do wód, ale ich rady i pomysły na niewiele się zdały. Wtedy to Maks postanowił odwiedzić Warszawę i ulicę Krochmalną, poszukać krewnych w Raszkowie.

W Warszawie Maks Barabander zatrzymuje się w najdroższym hotelu, w „Bristolu”; szybko poznaje biednego, samozwańczego rabina i jego córkę, socjalistkę, Cirełe, ale też „szemrane” towarzystwo z Gnojnej, szumowiny, od których nie wydaje się lepszy.
Maks przedstawia się jako wdowiec, choć w pierwszej chwili nie wie, co go do tego pchnęło, a jako mężczyzna wolny i zamożny wzbudza zainteresowanie wielu pań. Łącznie z takimi, które proponują mu spółkę w handlu żywym towarem.

Jak na człowieka interesu, człowieka sukcesu, Maks wydaje się dziwnie miękki, uległy, bezwolny. Przyjmuje każdą propozycję i wikła się w związku z tym w coraz większe problemy i dylematy moralne. Jego… hm… przygody mogą być wskazówką dla czytelnika – ciesz się z tego, co masz – nawet jeśli momentami wydaje się to mało ekscytujące, bo pogoń za szalonymi marzeniami może okazać się zgubna.



---
* Isaac Bashevis Singer, „Szumowiny”, tłum. Łukasz Nicpan, MUZA S.A., Warszawa 2002, s. 28-29.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Monografia opolskiego poety


„Obroty liter. Szkice o twórczości Tomasza Różyckiego” – Anna Czabanowska-Wróbel, Magdalena Rabizo-Birek

Urodzony w 1970 roku w Opolu Tomasz Różycki, poeta i tłumacz, laureat wielu prestiżowych nagród, w tym tak znaczących, jak Nagroda Kościelskich, Nagroda „Kamień” (przyznawana w trakcie Festiwalu „Miasto Poezji”), Nagroda im. Josifa Brodskiego i innych. Jego wiersze tłumaczone były na wiele języków i nieustająco spotykają się z przychylnymi ocenami krytyków i czytelników. Twórczość Tomasza Różyckiego dowodzi, że nawet w obecnej Polsce można być, stać się,  znakomitym, uznanym, cenionym poetą.

Wywieziono ich pociągami na przyznane Polakom tereny (rodzina poety trafiła na Opolszczyznę), z których w tym samym czasie wysiedlono niemiecką ludność. W komunistycznej, peerelowskiej propagandzie ziemie te nazywane były »odzyskanymi« lub »piastowskimi«, które to terminy Różycki niejednokrotnie ironicznie komentuje w swoich utworach [1].

Kiedy to przeczytałem, od razu wiedziałem, że Różycki jest godny zaufania, osadzony w rzeczywistości, rozumiejący, co się tu tak naprawdę dzieje. To się może wydawać nieprawdopodobne, ale „komuna” skończyła się 30 lat temu, a ja nadal spotykam ludzi, którzy próbują prezentować peerelowskie argumenty na rzekomą słowiańskość/polskość ziem uzyskanych na zachodzie w zamian za utracone na wschodzie. Ale… to tylko dygresja.

„Obroty liter” to ponad dwadzieścia artykułów, esejów, studiów na temat twórczości Tomasza Różyckiego. Autorami są przedstawiciele różnych środowisk naukowych i opiniotwórczych, tłumacze; jeden z esejów (o zagrożeniu wolności słowa) napisał sam Różycki. Klasyczna monografia, wysoki poziom.
Na temat twórczości poety wypowiadają się między innymi: Teresa Dobrzańska, Leonardo Masi, Kamil Nolbert, Xavier Farré, Maja Januszkiewicz, Bill Johnston, Mira Rosenthal… Nie trzeba się z ich interpretacjami i opiniami zgadzać, ale warto je poznać. Poza tym rodzą wiele przemyśleń na mnóstwo tematów, a to – uważam – jest w przypadku monografii poety, wartością dodaną.





---
1. Anna Czabanowska-Wróbel, Magdalena Rabizo-Birek, „Obroty liter. Szkice o twórczości Tomasza Różyckiego”, Univwrsitas, 2019, s. 14.

sobota, 21 grudnia 2019

Monologi pięćdziesięciolatki


„Wszystko” – Atka Brożek

Jeśli się nie mylę, imienia „Atka” nie ma, nie istnieje, to głównie nazwa geograficzna. Jeśli dodać do tego zdjęcie na okładce, aż ociekające Photoshopem… Ale mniejsza z tym, i tak zacząłem czytać.

Książka jest umiarkowanie udanym eksperymentem formalnym – są to bowiem niekończące się monologi Anki (pięćdziesiątka, szczupła, czarne włosy). Owszem, pojawiają się tu także inne osoby, ale Anka nie dopuszcza ich do głosu. Ich obecność (tych innych) wyrażana jest w sposób znany z lektury scenariuszy filmowych, np. Karolina (Garbata) chciała coś dodać, ale zrezygnowała, Elżbieta wolno sączyła wino, Magda patrzyła w przestrzeń pustym wzrokiem, Suchemu, który chciał coś powiedzieć, Anka natychmiast przerwała itp.

Anka dużo pije, właściwie to prawie stale, z mężem (zwanym Suchym), sypiającym w piwnicy, tworzy parę już tylko formalną, angażuje się w różne  bezsensowne przygody seksualne, ale przede wszystkim wiecznie i ustawicznie narzeka. Wyrzyguje swoją złość, niezadowolenie i frustrację na każdego, kogo da się zmusić do słuchania. Nużące to – krótko mówiąc.

Specyficzne relacje łączą Ankę tylko z dwoma osobami: matką, wyraźnie sprawczynią chorych relacji Anki z ludźmi oraz Magdą – ten układ trudny jest do określenia. Magda jest ze dwadzieścia lat młodsza od Anki i odgrywa w jej życiu wiele różnych ról, bo to i przyjaciółka, i podopieczna, i protegowana… może nawet kochanka. Anka niby to stale pomaga Magdzie, ale w sumie karmi się jej chorobą i słabością. Bardzo ta relacja jest… niefajna.

Raził mnie w książce ordynarny, plugawy, wulgarny język – ale… może kobiety tak teraz ze sobą rozmawiają.
Refleksja druga: obraz jest oczywiście mocno przerysowany, ale… ile kobiet żyje w taki sposób, jak Anka, choćby częściowo?

piątek, 20 grudnia 2019

Stara nowa Rosja i jej wywiad


„Czerwona jaskółka” – Jason Matthews

Nie, nie sądzę, żeby tak było, ale przez całą lekturę miałem wrażenie, że książka została napisana dawno temu, za Breżniewa albo Andropowa. Teraz trzeba ją było odrobinę uaktualnić – w końcu ZSRR już nie ma – jednak ta aktualizacja jest dość powierzchowna, sprowadza się do nazw, nazwisk i kilku faktów. W każdym razie Rosjanie są w powieści tacy sami, jak w książkach sprzed 20-30 lat, a więc głupi, brutalni, niebezpieczni i źli, natomiast Amerykanie wspaniali – nawet jeśli czasem, rzadko, trafi się wśród nich jakiś dupek.

Do pewnego momentu akcja powieści toczy się dwutorowo. Jedną bohaterką jest Dominika Jegorowa, starająca się zrobić karierę w rosyjskim wywiadzie, drugim Nathaniel Nash, agent CIA. Wkrótce się jednak spotykają w Helsinkach, pojawia się zakazane uczucie, do mnóstwa normalnych problemów dochodzą kolejne.
Akcja dzieje się w Rosji, Grecji, we Włoszech, w USA, w Finlandii…

Kolejne rozdziały książki kończą się… przepisami kulinarnymi.

Film zrealizowany na podstawie książki Jasona Matthewsa, byłego agenta CIA, podobno był całkiem niezły.

niedziela, 15 grudnia 2019

Przyjaciele przyjaciół, malarze


„Irlandczyk” – Charles Brandt

Jakie to szczęście, że w Polsce jeszcze czasem tłumaczy się i wydaje dobrą literaturę zagraniczną, a nie tylko powieści królowych polskiego kryminału i mistrzów polskiej sensacji!

Poprzedni polski tytuł tej opowieści, „Słyszałem, że malujesz domy”, w pewnych kręgach w USA wyraźnie określa jej temat. W mafijnym slangu bowiem „maluje domy” (krwią ofiar) zabójca na zlecenie, kiler. W 2012 roku książka ta nie wzbudziła u nas większego zainteresowania, dopiero zmiana tytułu i reklama filmu na Netfliksie, zmieniła ten stan.

Tytułowy Irlandczyk to działacz związkowy i bezwzględny mafioso, Frank Sheeran, który na zlecenie organizacji zamordował ponad dwadzieścia osób. Jednak osią tej opowieści, jej głównym motywem, jest sprawa tajemniczego zaginięcia Jimmy'ego Hoffy, przyjaciela Franka Sheerana, przywódcy związku zawodowego kierowców ciężarówek. Irlandczyk „zajął się” nim na rozkaz bossa Russella Bufalino.
Prokurator Rudy Giuliani zaliczał Franka Sheerana do grupy najważniejszych członków mafii. W gronie tym znalazły się tylko dwie osoby, które nie były pochodzenia włoskiego.

Książka powstała na podstawie nagrań z rozmów Franka Sheerana z prawnikiem i pisarzem, Charlesem Brandtem. Najnowsze jej wydanie zawiera kilkudziesięciostronicowy dodatek, w którym Brandt uzupełnia informacje, których wcześniej, w pierwszym wydaniu książki, nie mógł podać – choćby ze względu na bezpieczeństwo własne oraz rodziny.

Konstrukcja „Irlandczyka” przypomina „Chłopców z Ferajny” Nicholasa Pileggi i jest równie ciekawa.

wtorek, 10 grudnia 2019

Żmijowisko - niewinnych brak


„Żmijowisko” – Wojciech Chmielarz

Nie czytałem wcześniej żadnej książki Chmielarza, jakoś nie czułem takiej potrzeby. Kiedy jednak dowiedziałem się, że na podstawie „Żmijowiska” będzie kręcony film, zainteresowałem się – w końcu przecież „Ojciec chrzestny”, „Morderstwo w Orient Ekspresie”, „Firma” itd. itd. Zawiodłem się solidnie – to Polska – fakt, że na podstawie książki kręci się film, wcale nie oznacza, że książka jest dobra. Pozostaje mieć nadzieję, że film/serial będzie ciekawszy, a to jest – moim skromnym zdaniem – całkiem prawdopodobne.

Książka zaczyna się tak, jakby był to kolejny rozdział albo kolejny tom większej całości. Coś tam się dzieje, ale wyraźnie jest to kontynuacja. Ciąg dalszy. W dalszych rozdziałach wyjaśnia się, że chodzi o specyficzną narrację, bo rzecz cała dzieje się „teraz”, „wtedy” i „pomiędzy”. Czy w takich skokach czasowych jest coś złego? Ależ skądże! Wystarczy przypomnieć sobie „Dawno temu w Ameryce”, gdzie taki przeskok w czasie obejmuje kilkadziesiąt lat, ale… takie rzeczy trzeba umieć robić. Robić w taki sposób, by nie nużyć i nie irytować czytelnika. Nie jest wykluczone, że Wojciech Chmielarz nauczy się tego… kiedyś.

Do gospodarstwa agroturystycznego Żmijowisko przyjeżdżają dawni znajomi Kamili ze studiów. Ani jej mąż, Arek, ani córka, Ada, która na wakacje miała zupełnie inne plany, nie mieli na to żadnej ochoty, ale mamuśka sterroryzowała wszystkich. Ada zaginęła, a zakrojone na szeroką skalę (podobno) poszukiwania nie przyniosły efektu.
Minął rok. Do Żmijowiska znowu przyjechał Arek, kontynuować poszukiwania córki. Jej matka, skulona w kłębek na tapczanie, woli użalać się nad sobą.

W gospodarstwie agroturystycznym czas spędza wiele osób i są to wyraziście zarysowane postacie: czarna Adaoma (dla swoich w Nigerii jest ona biała i dziadek wprawdzie poczęstował ją zupą pieprzową, ale o powstaniu odpowiedzieć nie chciał, bo okazała się za mało czarna), jej aktualny partner Robert, szycha w jakiejś telewizji, uważający Adaomę za najpiękniejszą rzecz, cham tak poza tym, właściciel agroturystyki, Krzysztof z żoną i ich nastoletni syn Damian, tajemniczy biznesmen w czerwonym BMW, o którym Adaoma opowiadała policji, ale o tym fakcie nie ma w aktach śladu…

Chmielarz miał dobry pomysł na połączenie powieści sensacyjnej i obyczajowej, świetny pomysł na rozbudowaną fabułę, w której właściwie nikt nie jest tak całkiem niewinny, ale… na pewno dało się to zrobić zdecydowanie lepiej.