sobota, 29 kwietnia 2023

Brutalny świat nastolatków

 „Ściana sekretów” – Tana French

Właściwie nie wiem na pewno, czemu chciałem czytać tę książkę. Właśnie – czytać, a nie przeczytać. Kwestia „kto zabił? „interesowała mnie umiarkowanie. W pewnym momencie przyszło mi do głowy, że może chodziło o sentymenty z czasów młodości i dojrzewania, o wspomnienia, o podobne stany i nastroje, a może o to, że kiedyś chciałem mieć córkę… sam nie wiem, bo jedno wydaje mi się oczywiste – to nie jest specjalnie dobry kryminał; w powieści znalazłem sporo mankamentów.

Irlandia, przedmieścia Dublina, mniej więcej współcześnie. Ekskluzywna i droga szkoła dla dziewcząt z dobrych domów, imienia świętej Kildy, prowadzona przez zakonnice. Kilkaset metrów dalej, za iluzorycznym ogrodzeniem, funkcjonuje szkoła dla chłopców, imienia świętego Kolumby, prowadzona przez zakonników czy księży. Nauka w takich szkołach nie jest koedukacyjna, co to, to nie, ale sąsiedztwo szkół rodzi rozmaite związki między uczennicami i uczniami. Właściwie te relacje, niektóre męsko-damskie, inne jeszcze nie, przyjaźnie na całe życie albo do jutra, są główną siłą napędową życia młodych ludzi. Nauka i nauczyciele to jedynie mało ważne tło, bo ważniejsze jest, kto z kim chodzi, kto z kim zerwał i dlaczego, kto komu wysłał gołe fotki, kto kogo nienawidzi.

W parku, w pobliżu świętej Kildy, znaleziono zwłoki szesnastoletniego Chrisa Harpera. Ktoś zabił chłopaka uderzeniem motyki, które roztrzaskało mu czaszkę – zginął na miejscu. Motykę, narzędzie zbrodni, policja znalazła w pobliskiej szopie z narzędziami. Pozornie banalna sprawa okazała się nie do wyjaśnienia. Ze względu na środowisko (ustosunkowani rodzice) śledztwo prowadzono bardzo solidnie, ale po roku efektów jak nie było, tak nie ma. Frustracja, wstyd, beznadzieja, poczucie przegranej. W takich okolicznościach do detektywa Stephena Morana z wydziału spraw niewyjaśnionych jedna z uczennic przynosi kartkę, którą znalazła na ścianie sekretów, to jest tablicy, na której uczennice mogą anonimowo zwierzać się ze swoich tajemnic. Zwykle są to pretensje do nauczycieli albo wyznania typu kocham Johna, ale tym razem chodziło o zdjęcie Chrisa Harpera z informacją „wiem, kto go zabił”. Stephen Moran, dla którego jest to szansa na wydostanie się z wydziału spraw niewyjaśnionych i dalszą karierę w policji, oraz detektywkę Antoinette Conway (zaangażowaną w pierwsze, bezowocne śledztwo), wracają do szkoły świętej Kildy i z nowym zapałem oraz świeżymi pomysłami od nowa przesłuchują nastolatki.

Fabuła opowiadana jest dwutorowo i początkowo trudno byłoby określić, która z nich jest ważniejsza, W pierwszej, detektywi prowadzą rozmowy z ośmioma dziewczętami, przeszukują pomieszczenia, rozważają rozmaite opcje. Co jest niesamowite, wszystko to dzieje się w ciągu jednego dnia. W drugiej, przedstawiane są wydarzenia, jakie miały miejsce jakiś czas przed zbrodnią; za każdym razem dodawana jest tu informacja, że Chrisowi Charperowi zostało ileś tam miesięcy życia. Te obrazki z życia nastolatków płci obojga, różne wydarzenia między nimi, sprawy szkolne i osobiste, mają jakby przybliżać czytelnika do rozwiązania zagadki kryminalnej z drugiej strony. Nie tej policyjnej i śledczej, ale właśnie młodzieżowej – w tej części można szukać motywu zbrodni.

Co uważam za słabe? Podejrzanych, zaangażowanych, zamieszanych, jest tylko osiem dziewcząt, ale rozmowy między nimi i przesłuchania ich są tak kiepsko skonstruowane, że nastolatki dość długo mi się myliły.
W powieści pojawia się wątek zdolności parapsychicznych lub może telekinetycznych Seleny głównie, ale nie tylko jej – lewitujący klucz, zapalające się i gasnące światło, spadające przedmioty, pojawiający się duch Chrisa itp. Wydawało mi się, że ten wątek nabiera coraz większego znaczenia, ale w sumie nic z niego nie wynika. A może to ja czegoś nie zrozumiałem.
Książka ma ponad sześćset stron i mimo mojego szczególnego zainteresowania tematem, to już było za dużo i pod koniec stawało się nużące.
Wreszcie zakończenie, które zupełnie nie powala czytelnika na kolana, nie pozostawia go zdumionego, z otwartą z zachwytu gębą.

środa, 19 kwietnia 2023

Poszukiwania prawdy trwają

 „Tajemnica młodości i śmierci Jezusa” – Wacław Korabiewicz


Natykałem się na tę książkę pod różnymi tytułami, bo także „Inne drogi Jezusa”, „Inna droga”, „Tajemnice Jezusa”. Cytat pochodzi z tego ostatniego e-booka.

Któregoś dnia znalazłem się u podnóża Himalajów, na drodze wiodącej do Tybetu. Przede mną wisiał linowy most przerzucony przez rzekę Ganges. Tuż przed tym mostem, z boku, stał dziwnie sklepiony kamienny budynek. Na progu szeroko otwartych drzwi ujrzałem chudą, smukłą postać starca o wygolonej głowie. Miał na sobie pomarańczowy płaszcz, a spod nawisłych brwi, z głęboko zapadniętych oczu przeszywał mnie stalowy, mocny wzrok, który przykuł mnie i zniewolił. Powolnym, niezdecydowanym krokiem ruszyłem w stronę starca. Gestem nagiego ramienia wskazał gościnnie drzwi. Przekroczyłem próg i przystanąłem zdumiony tym, co ujrzałem. Miałem przed sobą wysoko sklepioną, okrągłą salę. Biblioteczne regały, pełne ksiąg oprawnych w skórę, sięgały aż pod sufit.
- To nasza podręczna biblioteka dla medytujących sadhu - cichym, niskim głosem objaśnił starzec.
-Jeśli pan sobie życzy - mogę mu wypożyczyć każdą książkę. Mamy sporo nowości europejskich, a nawet amerykańskich.
-Dziękuję - odrzekłem, - ale dzisiaj jeszcze opuszczam Riszi Kesz.
To mówiąc spostrzegłem leżącą tuż obok na stoliku otwartą książkę. Widocznie przed chwilą czytał ją i odłożył, gdy wszedłem.
Przeczytałem tytuł: „The Life of Jesus" - Ernest, Renan.
- O! - wyrwało mi się niechcący.
- Pan się dziwi? - przemówił znowu jogin. - Wszakże to nasz człowiek.
- Renan? - zdziwiłem się.
- Nie - odrzekł. – Jezus.

W drugiej połowie dziewiętnastego wieku Rosjanin Mikołaj (albo raczej Nikołaj) Notowicz, wędrując po Himalajach, co zdaje się od zawsze było jego marzeniem, być może dlatego, że pochodził z rodziny żydowskiej, ale przeszedł na prawosławie, natknął się na rozproszone wzmianki o proroku Issie, pochodzącym z ludu Izraela, który w młodości pobierał nauki w Indiach. Notowicz odkrył w klasztorze Himis rękopisy świadczące o kilkunastoletnim pobycie Chrystusa w Indiach. Jego odkrycie nie zainteresowało nikogo, a nawet – jeśli tak można to określić – wręcz przeciwnie, bo wyraźnie odradzano mu zajmowanie się tym tematem. Napisał wtedy książkę o swoim odkryciu, ale wszystkie nakłady we Francji, Anglii i Stanach Zjednoczonych, natychmiast znikały.

Wacław Korabiewicz w swojej książce przybliżył postać Notowicza i jego odkrycia. Na ich podstawie powstały dwie teorie. Pierwsza, że w czasie kilkunastu lat, których jakby brakuje w opisie dziejów Jezusa w Piśmie Świętym, przebywał On w Indiach i tam pobierał nauki. Druga jest znacznie bardziej „rewolucyjna”, bo według niej Jezus nie umarł na krzyżu, a cała ta operacja na Golgocie została zainscenizowana, by… uratować Mu życie. Pewne obrażenia jednak oczywiście odniósł, a kiedy po jakichś czterdziestu dniach doszedł do siebie, wrócił do Indii – znalazł już przecież godnego następcę (Szawła/Pawła), który mógł kontynuować Jego dzieło, a sam wyruszył w krainę kontemplacji i spokoju.

Co ciekawe, a ciekawe dlatego, że katoliccy badacze i historycy przed erą Internetu twierdzili, że nic takiego nie istnieje, dziś można kupić elektroniczne wydanie książki „Nieznane Życie Jezusa Chrystusa. Oryginalny i nieocenzurowany opis podróży i odkrycia manuskryptów w buddyjskim klasztorze Himis, wraz z przedstawieniem ich treści, zgodnie z wydaniem z 1887 r.” autorstwa Nikołaja Notowicza.

Za małą mam wiedzę, by decydować o wiarygodności przedstawionych w książce zdarzeń. Może to prawda, może nie - chodzi bowiem o coś innego: to ciekawa lektura dla czytelników z otwartą głową, którzy zdolni są widzieć świat nie tylko w bieli i czerni.


wtorek, 18 kwietnia 2023

Rozum? A niby jaki rozum?!

 „Klęska rozumu” – Marcin Król

Nie spojrzałem na podtytuł i początkowo wydawało mi się, że to będą jakieś rozważania filozoficzne, ale chodziło o coś zupełnie innego. Książka zmarłego niedawno filozofa, historyka idei, nauczyciela akademickiego, Marcina Króla, „Klęska rozumu”, w skrócie i uproszczeniu pokazuje, jak wiele najważniejszych wydarzeń w historii najnowszej, wynikało z ludzkiej głupoty, uprzedzeń, osobistych sympatii i antypatii, przypadku, niedoinformowania itp., a nie ze zdrowego rozsądku i realistycznej oceny sytuacji. Ale najgorsze jest to, że konsekwencje wielu z nich ponosimy do dziś i na pewno jeszcze długo.

W książce Króla nie chodzi o to, jacy durni byli nasi przodkowie, ale o konkluzję znacznie gorszą: tacy jesteśmy, my, ludzie. A lektura przypomniała mi słowa Winstona Churchilla: „Demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego”. Dlaczego najgorszy? To już ja, nie Churchill: bo opiera się na błędnym założeniu, że większość jest rozsądna.

środa, 12 kwietnia 2023

Polski historia jakoś nieznana

 „Kłopoty pani Doroty” – Tadeusz Borowski

Dłuższe opowiadanie zawarte w zbiorze „Pożegnanie z Marią”, zawierającym wybrane opowiadania Tadeusza Borowskiego ze wstępem Jarosława Iwaszkiewicza, ale zdaje się nie tylko w tym zbiorze. Poza tym wydane niedawno samodzielnie, jako e-book. Ponoć gdzieś pojawiło się pod tytułem „Śmierć frajerom” lub „Kłopoty pani Doroty czyli śmierć frajerom”.

Specyficzny styl Borowskiego to jedna z dwóch zalet opowiadania. Drugą jest wyjątkowy obraz Polski w latach, które wydają się nikogo nie interesować, a może nawet fakty na ten temat nie są powszechnie znane. Chodzi bowiem o Polskę już po drugiej wojnie światowej, ale jeszcze nie PRL. Tak, było coś takiego; trwało ze dwa-trzy lata.

Główną bohaterką „Kłopotów pani Doroty” jest tytułowa Dorota, uprawiająca prostytucję małżeńską lub związkową. Mąż i kochanek właściwie jednocześnie, aż do chwili, gdy wyjaśni się, który z nich lepiej rokuje na przyszłość, który będzie obejmował ważniejsze stanowiska i zarabiał więcej pieniędzy.
Drugim bohaterem jest kochanek pani Doroty, pan Stasinek – cwaniak, dorobkiewicz, kanciarz, hochsztapler, zbijający majątek na Ziemiach Uzyskanych, z planami na karierę w stolicy. „Śmierć frajerom” to filozofia życiowa pana Stasinka, wykorzystującego bezwzględnie i cynicznie wszystkich i wszystko.

wtorek, 4 kwietnia 2023

Nauka: zbrodnia i wybawienie

 „Wszystkie podłości nauki: Morderstwa, oszustwa i kradzieże popełniane przez naukowców” – Sam Kean


„Wszystkie podłości nauki” zakwalifikowane zostały do literatury popularno-naukowej. Choć nie mam żadnego powodu kwestionować przedstawionych w książce historii, to jednak uważam, że jest ona zdecydowanie bardziej popularna niż naukowa. To po prostu zbiór ciekawostek. Dzięki temu naprawdę łatwo się ją czyta. Momentami, jak opowiadania przygodowe, czasem z humorem, bywa że z obrzydzeniem, odrazą i wstrętem, ale najczęściej chyba z oburzeniem, że takie rzeczy mogły się dziać, a niektóre dzieją nadal. Jednego tylko nie jestem pewien, czy to rzeczywiście wszystkie podłości nauki.

W 1703 roku William Dampier zwietrzył okazję. Wybuchła kolejna wojna między Hiszpanią i Francją, a Anglia potrzebowała korsarzy, by atakować wrogów. Mimo że Dampier miał zakaz dowodzenia na statkach JKM, królowa Anna wyraziła łaskawą zgodę na audiencję pięćdziesięciojednoletniego pirata. Niczym uniżony sługa Dampier ucałował królewski pierścień i królewski tyłek i wkrótce potem objął kapitaństwo nad St. George*.

Dwanaście rozdziałów merytorycznych:
1. Piractwo: bukanier-biolog,
2. Niewolnictwo: muchołap, który zszedł na złą drogę,
3. Rabowanie grobów: Jekyll & Hyde, Hunter & Knox,
4. Morderstwo: profesor i sprzątacz,
5. Okrucieństwo wobec zwierząt: wojny prądów,
6. Sabotaż: wojna o kości,
7. Złamanie przysięgi: etyczna niemożliwość,
8. Ambicja: chirurgia duszy,
9. Szpiegostwo: sceniczny duet,
10. Tortury: Biały Wieloryb,
11. Nadużycie zaufania: władza, pieniądze i… płeć,
12. Oszustwo: Superwoman.

Do tego Prolog (fantastyczne plotki na temat Kleopatry), Wprowadzenie, Zakończenie, Uzupełnienie, Podziękowania, Bibliografia i Przypisy.

Biolog, który był w stanie realizować swoje zainteresowania tylko dlatego, że parał się piractwem – to może wydawać się nawet przygodowo-zabawne, rabowanie grobów, bo zwłoki potrzebne były rozwijającej się medycynie, też nie są aż takie straszne, choć oczywiście niemoralne, bo ostatecznie ofiary i tak już nie żyją, ale już czynny udział w handlu niewolnikami czy znęcanie się nad zwierzętami, a bywało, że i ludźmi, w imię nauki, czyta się z bardzo mieszanymi uczuciami – delikatnie rzecz ujmując. Czemu jednak mieszanymi? Bo z wyników niektórych z tych badań, korzystamy do dziś, a bywa i tak, ze ratują one życie ludziom także obecnie. Dość powiedzieć, że niektóre skuteczne rozwiązania zawdzięcza ludzkość… nazistom i ich eksperymentom.

Tłum zebrany w sali wykładowej nie miał pojęcia, czego za chwilę stanie się świadkiem, ale pojawienie się psa natychmiast przykuło uwagę wszystkich. Działo się to w lipcu 1888 roku w Columbia College w Nowym Jorku. Niejaki Harold Brown, elektryk, właśnie przyciągnął ze sobą na scenę trzydziestopięciokilogramowego nowofundlanda, zmuszając go następnie do wejścia do drewnianej klatki pokrytej metalową siatką*.

Wartościowa pozycja, moim zdaniem, dzięki której można zweryfikować wiele własnych przekonań lub uzupełnić wiedzę, której o współczesnym świecie brakowało.

Wiele osób ślepo zakłada, że ludzie mądrzejsi od nas są bardziej oświeceni i moralni; rzecz w tym, że większość dowodów wskazuje na coś przeciwnego, wielu mądrych ludzi zakłada bowiem, że uda im się uniknąć schwytania*. 





---
* Cytaty pochodzą z e-booka: Sam Kean, „Wszystkie podłości nauki”, przekład: Adam Wawrzyński, JK Wydawnictwo, 2021, wersję elektroniczną przygotowano w systemie Zecer.

niedziela, 2 kwietnia 2023

Wielbiciel PRL zdemaskowany

 „Okruchy PRL-u. Perspektywa indywidualna” – praca zbiorowa

Sprawa się rypła, zostałem rozpoznany. Dzięki lekturze fragmentu książki wydało się, że jestem wielbicielem i miłośnikiem PRL. Jak do tego doszło? Ano tak… Według jednego z autorów „Przepraszam, kto jest ostatni” to wyrażenie, które demaskuje doskwierające mechanizmy funkcjonowania obywateli w PRL-owskiej rzeczywistości i występujące właściwie tylko tam i wtedy. Jeśli ktoś tego zwrotu używa nadal, a mnie właśnie czasem się zdarza, głównie w przychodniach, to ewidentnie robi to tylko z sentymentu, a nawet miłości do dawnych lat, komuny itd.

Teraz o pewnej sztuczce. Co takiego może zrobić polityk pożądający uznania, podziwu, wdzięczności, tytułu opatrznościowego męża stanu? Możliwości są dwie. Może zrobić coś spektakularnie dobrego dla swojego narodu – to jednak droga trudna, czasochłonna, wymagająca wysiłku, ryzyka i nie zawsze skuteczna. Na szczęście jest też technika prostsza, nieomalże gwarantująca powodzenie, manipulacja, którą nazywam przyciemnianiem tła – chodzi o to, by niezbyt odległą przeszłość pokazać w tak strasznie ciemnych barwach, że dzień dzisiejszy wydaje się na tym tle jasny, a polityk za niego odpowiedzialny, jawi się jako postać nieomalże świetlista.
Jednak przyciemnianie tła przydaje się nie tylko politykom. Dzięki temu zabiegowi można wykreować się na bohatera albo ofiarę, wreszcie albo jedno i drugie, bo takie postawy przynoszą realne profity. Niekoniecznie materialne, choćby współczucie lub podziw.

Publikacja składa się z około dwudziestu tekstów. Zdecydowana większość z nich to ta, awizowana w podtytule, perspektywa indywidualna. Kilka jest jednak innych, na przykład: Grzegorza Łukomskiego „PRL – ujęcie historyczne”, znakomity tekst Kazimierza Wolny-Zmorzyńskiego „Słowo od Recenzenta”, który zawiera znacznie więcej sensownej treści, niż mogłoby się to wydawać po niepozornym tytule, Joanny Wiesler „Postać Janusza Korczaka i recepcja jego twórczości w Polsce Ludowej” o zmieniającej się, jak w kalejdoskopie, ocenie działalności i twórczości Korczaka – pokazujący wyraźnie tym, którzy jeszcze tego nie wiedzieli, że ocena kogoś lub czegoś nie zależy od faktów i rzeczywistości, ale od przekonań i interesów oceniającego.

Z „Noty o Autorach” dowiedziałem się z pewnym zaskoczeniem, że wszyscy autorzy są ludźmi znakomicie wykształconymi, wśród których większość stanowią profesorzy, doktorzy, adiunkci.

Teksty z zestawu „z perspektywy indywidualnej” były dla mnie wiarygodne, zrozumiałe i czytelne, choć nie wszystkie doświadczenia autorów były również moim udziałem. Natomiast z tymi o zacięciu naukowo-historycznym bywało już różnie.

Grzegorz Łukomski – profesor nauk historycznych Uniwersytet im. A. Mickiewicza – ocenia PRL w taki oto sposób:

Centralnie sterowana i oderwana od elementarnych zasad rynkowych „ekonomia” komunistycznego państwa to była „gospodarka niedoborów”, kartek żywnościowych i powszechnej reglamentacji wszystkiego, to długie kolejki po chleb, buty, mydło etc.[1].

Jeśli założyć, że PRL to jakieś pięćdziesiąt lat, to czy rzeczywiście przez cały ten czas reglamentowane było wszystko i zawsze po chleb stać trzeba było w długich kolejkach? Ja pamiętam coś innego (zależy w jakich latach), ale zapewne, jako zdemaskowany miłośnik PRL, uprawiam wrogą propagandę.
Może mogłem sobie darować szyderstwo i drwinę, ale… już mi się nie chce poprawiać.

Z kolei prof. zw. dr hab. Kazimierz Wolny-Zmorzyński stwierdza:

W jednym z rozdziałów tej znakomitej książki napisano, że PRL to było państwo totalitarne. Ja uważam, że autorytarne. I tu są dyskusje, zdania podzielone. Zdaję sobie sprawę, że wszystko zależy od punktu widzenia. Pamiętam doskonale tamte czasy z autopsji i trudno mi się zgodzić z opinią, że PRL to było państwo totalitarne. Dlaczego? W państwie totalitarnym, zgodnie z definicją, kluczową sprawą, o którą dba władza, jest całkowita kontrola nad życiem obywatela, jak również oficjalne tępienie wszelkiej opozycji. Obywatel pozbawiony jest praktycznie możliwości wpływania na politykę, nie ma swobody wyboru. W państwie autorytarnym natomiast opozycja jest w różnym stopniu tolerowana, o ile nie zagraża pozycji władzy. Zwykle dba się również o pozory wolnego wyboru (i takie pozory władza w okresie PRL-u stwarzała), jak i starała się o realne zdobycie poparcia [2].

Przyznam, że mocno irytują mnie niektórzy ludzie młodsi o pokolenie lub więcej, którzy próbują informować mnie, i nie tylko, bo także setki moich kolegów z podwórka, bloku, szkoły, boiska, jak żyło nam się w PRL, bo ja, w odróżnieniu od nich, częściowo o ten czas i miejsce zahaczyłem. A kiedy nie zgadzam się z ich kompletnymi bzdurami, starają się przyczepić mi łatkę „obrońcy komuny”, z premedytacją nie widząc, że bronię prawdy, faktów i realiów, a nie systemu politycznego. Takiego lub innego.
Kiedy coś takiego robią starsi ode mnie, domyślam się przyciemniania tła albo przesadnej (koniunkturalnej)  poprawności politycznej. Pewnego razu ktoś taki zwrócił mi uwagę, że nie powinienem używać określenia "Murzyn", bo to rasizm, a poprawnie jest obecnie Afroamerykanin. A jak nazwać Murzyna z Afryki? – spytałem z niewinną miną? Najpierw było osłupienie, ale już po chwili padła odpowiedź – Afroafrykaninem.

A książka jest bardzo dobra. Tak wciągająca, że pod koniec lektury było mi żal, że to już wszystko, że więcej nie ma.






---
[1] „Okruchy PRL-u. Perspektywa indywidualna” – praca zbiorowa, Silva Rerum, 2022, s. 52.
[2] Tamże, s. 9.