piątek, 27 lutego 2015

Jako rzecze sam Jack Reacher

„Sprawa osobista” – Lee Child

Jack Reacher, były żandarm włóczący się po kraju (chodzi o Stany Zjednoczone Ameryki Północnej) w zasadzie bez planu… chciałem napisać też, że bez celu, ale to nie byłaby prawda, bo Jack cel ma, zawsze zresztą ten sam: zbawianie świata, pomoc maluczkim, przywracanie sprawiedliwości, a więc Reacher podejrzanie łatwo znaleziony zostaje przez generała O’Daya, a dokładnie – przez jego zastępcę, wobec którego ma on nieprzeterminowany najwyraźniej dług wdzięczności.

Szychy z wywiadu proponują bohaterowi znalezienie tajemniczego snajpera, który strzelał w kierunku prezydenta Francji; podejrzewają, że tym cudownym strzelcem może być John Kott, którego Reacher już raz wsadził do pudła.

Zbliżają się różne spotkania na szczycie, w jednym miejscu zgromadzi się kilku przywódców wielkich mocarstw, służby wywiadowcze ich krajów zrobią wszystko, żeby ochronić swoich liderów przed zamachem.

Reacher, znowu w towarzystwie młodej, atrakcyjnej kobiety, wysłany zostaje do Francji, a następnie Wielkiej Brytanii. Rozprawia się tam z jakimś serbskim gangiem, ale to tylko tak, przy okazji.
Ostatecznie zagadka zostaje rozwiązana jednak w USA.

Nie przepadam za książkami Childa, w których narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, a „Sprawa osobista” wydaje mi się wyjątkowo naciągana i… odrobinę naiwna.

środa, 18 lutego 2015

Edward Stachura - mit bez mitu

„Buty Ikara” – Marian Buchowski

Książka Mariana Buchowskiego zaczyna się rewelacyjne, a później jest już tylko coraz lepiej.

Pierwszych kilkanaście kartek i pierwsze skojarzenie – pamiętam, jak w latach stachurowych gruchnęła wieść, że Polska ma czterdzieści miliardów dolarów długu, a więc złość na „komunę” (w cudzysłowie, bo komunizmu w Polsce nie było nigdy, nie było go nawet w ZSRR, to skąd niby u nas?), ale i zmartwienie, bo jak my go spłacimy? Dziś polski dług przekracza… bilion? trylion? kwadrylion? Oj tam, oj tam… Kto by się tym przejmował, wszyscy są zadłużeni, a obecnej władzy monstrualnego zadłużenia nikt już nie wyrzuca.

Zaprawdę powiadam wam: lepiej byłoby dla Edwarda Stachury, gdyby okazał się ubeckim agentem – to przynajmniej tłumaczyłoby jakoś, czemu nie pluł w swoich dziełach na „komunę”. Bo, cholera, nie pluł. Więc albo ten Stachura jakiś pokręcony, albo „komuna” mniej straszna, niż ją malują. I skończą pewnie książki Stachury na jakimś indeksie dzieł zakazanych/zapomnianych. Tu warto jednak dodać, że rzeczywiście nie pluł, lecz i nie wychwalał. Choć może się to młodym Polakom wydawać dziwne, Stachura żył w PRL, ale jakby obok PRL. I jestem pewien, że nie tylko on jeden – w końcu o kawałek tych lat zahaczyłem i ja.

Co może zrobić polityk łaknący ponad wszystko uznania, podziwu, wdzięczności, tytułu opatrznościowego męża stanu? Ano, może rzeczywiście zrobić coś spektakularnie dobrego dla narodu – to jednak droga trudna, czasochłonna, wymagająca wysiłku, nie zawsze skuteczna. Na szczęście jest też technika prostsza, nieomalże gwarantująca powodzenie, sztuczka zwana przyciemnianiem tła – chodzi o to, by przeszłość pokazać w tak strasznie ciemnych barwach, że dzień dzisiejszy wydaje się na tym tle jasny, a polityk za niego odpowiedzialny jawi się jako postać wręcz świetlista.

Czasem, czytając wspomnienia z czasów „komuny”, w której i ja żyłem, zastanawiam się, jakim cudem ktokolwiek przeżył ten sowiecki obóz koncentracyjny, ten komunistyczny reżim, ten czerwony terror, te kozackie sotnie cwałujące po ulicach od rana do nocy, to bezrobocie i głód… chociaż nie, przepraszam, z głodu Polacy uciekają na Zachód teraz, wtedy uciekali z przyczyn politycznych. W każdym razie taki właśnie koszmarny obraz „komuny” psuje Stachura.

Byli i tacy, którzy – może nawet bez jednoznacznie złej woli – posługując się… hm…  koloryzowaniem (ależ jestem delikatny!), starali się obraz Stachury nieco… poprawić, sugerując na przykład, że wiersz „List do Pozostałych” nie mógł (z jakichś powodów) ukazać się inaczej niż tylko w drugim, nieoficjalnym obiegu. Bzdura kompletna – w pierwszym obiegu ukazał się wcześniej. Na szczęście na odpowiedzialność i dokładność Buchowskiego można liczyć – z takimi czy podobnymi mitami rozprawia się sprawnie i bez kompromisów.

„Buty Ikara” są dziełem dualistycznym… co najmniej, bo to wiarygodny dokument (ponad osiemset przypisów dowodzi rzetelności biografii Stachury), ale też cudownie napisana opowieść o czasach i ludziach, pasjonująca opowieść, którą z przyjemnością czytać mogą również osoby zupełnie Edwardem Stachurą niezainteresowane. I jeśli czegoś mi tu zabrakło, to jedynie zdjęć – kilkadziesiąt zamieszczonych w książce fotografii wzbudziło tylko niedosyt. Tym bardziej że zdarzenia, ale i relacje różnych osób, które się ze Stachurą zetknęły, Marian Buchowski oddaje tak… plastyczne, tak wciągająco i pociągająco, że chciałoby się je nie tylko zobaczyć, ale wręcz dotknąć.

„Kiedy zaczęła przygrywać orkiestra, w moją stronę skierował się nieznajomy mężczyzna z tej większej Sali. Prawdopodobnie nie poszłabym z nim do tańca, gdyż szedł zdecydowanie i sprawiał wrażenie, jakby był w lokalu na chwilę. Nie zdjął nawet lekkiego płaszczyka, jaki miał na sobie. Jednak w miarę jak się zbliżał i zatrzymał, aby zaprosić mnie do tańca, wszystko we mnie mówiło, że już z nim kiedyś tańczyłam, że to ktoś dla mnie wyjątkowy”*.

Biografia Stachury, jak każda naprawdę dobrze opracowana, zaczyna się od prezentacji przodków oraz wczesnego dzieciństwa przyszłego poety, które spędził on na osiedlu fabrycznym Reveil należącym administracyjnie do Charvieu w kantonie Pont-de-Chéruy. Dalsze dzieciństwo, już po sprowadzeniu się rodziny do Polski w 1948 roku, trudne relacje z ojcem – przemocowcem i autokratą (ich konflikt trwał nieomalże do końca życia ojca i poważnie wpłynął na kształtowanie się osobowości poety), szkoła, a właściwie szkoły, bo i problemów wychowawczych przysparzał młody Edward Jerzy Stachura naprawdę wiele, pierwsze i kolejne wiersze, inne utwory, tłumaczenia, małżeństwo, problemy finansowe, stypendia, egzotyczne wyjazdy zagraniczne… rok po roku, zdarzenie po zdarzeniu. Biografia nie kończy się na śmierci jej bohatera – Buchowski relacjonuje, nieomalże do dziś, rozmaite przedsięwzięcia związane z twórczością Stachury i nim samym.

„Być może z czubków uniwersyteckich katedr już widać, że Stachura się ciągle oddala, jest coraz mniejszy, znika. Tu, na dole, nie jest to takie oczywiste. Choć nikt Stachury nie lansuje”**.

 

 

--
* Marian Buchowski, „Buty Ikara”, wyd. Iskry, 2014, s. 299.
** Tamże, s. 602.

sobota, 14 lutego 2015

Duchowość dzikich mężczyzn

„Od mężczyzny dzikiego do mężczyzny mądrego” – Richard Rohr

 
Podczas rekolekcji ignacjańskich usłyszałem, że Bóg jest nieobliczalny. Bardzo mi się to spodobało, bo wreszcie ktoś mówił do mnie o prawdziwym Bogu, takim, jakim On jest, a nie o naszych infantylnych wyobrażeniach o Nim, wyobrażeniach, w których Bóg gra rolę życzliwego dziadunia o dobrotliwym, łagodnym uśmiechu Karola Wojtyły albo policjanta i surowego sędziego – w zależności od tego, jak nas wychowano. Interesował mnie Bóg, a nie dziecinne rojenia o Nim osób, których rozwój religijny zakończył się w okolicach gimnazjum albo i wcześniej. Richard Rohr w swojej książce stwierdził, że Bóg jest dziki. I to też szybko zrozumiałem.

„Bardzo lubię przypominać ludziom, że słowo »miły« nie występuje w Biblii. Wygląda na to, że Bóg nie jest miły, a jedynie dziki” [1].

Bóg jest dziki, nieobliczalny, a to oznacza, że…

„Nie możemy w żaden sposób kontrolować Boga, nawet poprzez nasze dobre zachowanie, co wydaje się naszym pierwszym, naturalnym odruchem” [2].

Ale do rzeczy. Czy jest to książka o męskiej duchowości? Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że gdyby nie podtytuł, to sam chyba bym na to nie wpadł. Na pewno jest to książka o mężczyznach, o zmianie ich mentalności na przestrzeni wieków, o postawach życiowych, które przyjmowali dawniej i przyjmują dziś, o męskiej seksualności (kontemplacja penisa – mocne! – zwłaszcza w wydaniu franciszkanina), o alienacji ojców i synów, o archetypach męskiej duszy, o pozornej bezinteresowności, o rekolekcjach…

„Rekolekcje to dobra rzecz. Dobrze jest zostawić za sobą wszystkie sprawy i w ciszy poszukać Boga, siebie samych i prawdziwego oblicza rzeczy. Potrzebujemy czasu, w którym zostawimy nasze codzienne zabieganie i problemy i będziemy mogli po prostu być, rozmyślać i kontemplować. Jeżeli nigdy nie wybierzemy się na rekolekcje, możemy nigdy nie dotrzeć do sedna siebie samych” [3].

Ze względu na krytykę zachowawczych, konserwatywnych albo wręcz utrudniających rozwój postaw Kościoła katolickiego, autor, a dokładnie jego dzieła, zapewne podzielą losy pism hinduskiego jezuity, de Mello, którego publikacje w 1998 roku zostały ostro skrytykowane przez Kongregację Nauki Wiary Kościoła katolickiego (to nowa nazwa Świętej Inkwizycji) jako niedopuszczalne odejście od doktryny katolickiej, jednak dla mnie „Od mężczyzny dzikiego do mężczyzny mądrego” to wskazówki, podpowiedzi, sugestie dotyczące męskiej drogi do Boga – na odmienność dróg kobiet i mężczyzn autor zwraca uwagę szczególnie.

Pytanie zasadnicze: czy „Od mężczyzny dzikiego do mężczyzny mądrego” to literatura tylko dla mężczyzn? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Choć, jak twierdzi Rohr, drogi mężczyzn i  kobiet są różne, to jednak warto chyba, by panie lepiej poznały i zrozumiały swoich partnerów (oczywiście o ile na jakości związku im zależy); choć nie w pełni, ale do pewnego stopnia może się to jednak udać.

 

 

 

---
1. Richard Rohr, „Od mężczyzny dzikiego do mężczyzny mądrego”, przekład Grzegorz Baster, Wydawnictwo WAM, 2014, s. 14.
2. Tamże, s. 12.
3. Tamże, s. 126.

czwartek, 5 lutego 2015

Reacher w służbie tajnej służby

„Bez pudła” –  Lee Child

Jack Reacher, były oficer żandarmerii wojskowej (fakt ten eksponowany jest w tym tomie niezbyt często) zostaje wynajęty przez pracownicę Secret Service, szefową ochrony wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych, do przeprowadzenia zewnętrznego audytu, czyli sprawdzenia skuteczności ochrony wiceprezydenta elekta. Okazuje się, że zabezpieczenia, choć całkiem niezłe, nie są tak skuteczne, jak jej się to wydawało, ale prawdziwy problem, jak to się wkrótce okazało, polega na realnym zagrożeniu – ktoś naprawdę stara się zabić wiceprezydenta USA. Kończą się rozważania teoretyczne, gra zaczyna się toczyć o życie i to nie tylko wiceprezydenta.

Dobra powieść, jednocześnie sensacyjna,  przygodowa i detektywistyczna.