czwartek, 26 grudnia 2013

Słodko-gorzkie powstanie

„Zośka i Parasol” – Aleksander Kamiński

Czy Aleksander Kamiński pedagog, harcmistrz, żołnierz Armii Krajowej, późniejszy doktor filozofii, był wybitnym pisarzem? Mimo, że poza „Kamieniami na szaniec” oraz „Zośką i Parasolem” był autorem kilku innych książek („Antek Cwaniak”, „Narodziny dzielności”), to odpowiedź brzmi – prawdopodobnie nie. Tylko… w związku z wielkim ciężarem gatunkowym spraw i opisywanych zdarzeń, któż zastanawia się nad jego warsztatem pisarskim?

Akcja „Zośki i Parasola” obejmuje nieco ponad rok i podzielona jest na dwie części: pierwsza (wyraźnie krótsza) zatytułowana jest „W dywersji” i dotyczy działalności konspiracyjnej Małego Sabotażu, Szarych Szeregów, Grup Szturmowych w okupowanej stolicy, druga to „Powstanie” – rzecz jasna chodzi o powstanie warszawskie.

Batalion Zośka (składająca się z kompanii „Maciek”, „Rudy” i „Giewont”) nazwę swą zawdzięcza dowódcy Grup Szturmowych Chorągwi Warszawskiej – harcmistrzowi Tadeuszowi Zawadzkiemu ps. Zośka. Batalion Parasol powstał z kompanii wydzielonej batalionu Zośka do zadań specjalnych, zajmującej się głównie walką z gestapo. Kryptonim związany jest ze szkoleniem spadochronowym, w której członkowie Parasola uczestniczyli.

Lektura „Zośki i Parasola”, czyli relacji z powstania warszawskiego, spycha na plan dalszy pisarstwo autora, a przywołuje pytania i wątpliwości związane z opisywanymi wydarzeniami. Kiepska organizacja powstania wydaje się faktem: zabrakło czasu na wydobycie broni, dotarcie na miejsce zbiórek. Na Żoliborzu, w Śródmieściu i na Woli walki rozpoczęły się przedwcześnie. Powstańcy nie opanowali żadnego strategicznie ważnego celu: Cytadeli, Dworca Gdańskiego, lotniska na Okęciu. Najważniejsze jest chyba jednak coś innego – według historyków w powstaniu straciło życie 150-250 tysięcy cywili, zwykłych mieszkańców Warszawy. O bilansie tego przedsięwzięcia poczytać też można w książce Piotra Zychowicza „Obłęd '44. Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując powstanie warszawskie”.

A ja przy okazji polecam specyficzną relację uczestniczących w powstaniu kobiet: http://vimeo.com/27997319

niedziela, 22 grudnia 2013

O cierpieniu, a może o Bogu...

„Problem cierpienia” - Clive Staples Lewis

Dziwna książka… To, co chcę o niej napisać, to raczej osobiste rozważania niż recenzja.

Od dawna już wiem, że cierpienie ma naturę dualną, od dawna też poszukuję stosownych nazw, określeń tych dwóch typów cierpienia, bo metoda opisowa na dłuższą metę jest nużąca i niewygodna. Między innymi dlatego z radością przyjąłem „Problem cierpienia” Lewisa. Kiedy doczytałem do miejsca, w którym autor zdradza czytelnikowi, że cierpienie ma jakby dwie odmiany – szczęście moje nie miało granic: wielki człowiek potwierdza moją teorię i już zaraz, za chwilę, poznam te dwa potrzebne mi wyrazy! Tyle tylko, że euforia nie trwała długo, bo zaraz potem Lewis przystąpił do prezentowania swojej opisowej wersji tych dwóch cierpień i zajęło mu to półtorej strony. Tja…

Oto cztery cytaty, które wydały mi się szczególnie zajmujące:
1. Gdy chrześcijaństwo powiada, że Bóg kocha człowieka, ma na myśli dokładnie Jego miłość do nas – nie zaś jakąś „bezinteresowną” (podszytą obojętnością) troskę o nasze dobro. Ta prawda budzi zaskoczenie i grozę: jesteśmy obiektami Jego miłości*.

2. Problem pogodzenia ludzkiego cierpienia z istnieniem Boga, który kocha, nie daje się rozwiązać tak długo, jak długo myślimy o miłości w trywialnym znaczeniu tego słowa i patrzymy na świat, jak gdyby człowiek stanowił jego centrum. Tymczasem człowiek nie jest centrum. Bóg nie istnieje ze względu na człowieka**.

3. Prosić Boga, aby jego miłość zadowoliła się nami takimi, jakimi jesteśmy, to tyle, co prosić, aby Bóg przestał być Bogiem. Ponieważ Bóg jest, czym jest – pewne skazy naszego charakteru muszą, z natury rzeczy, hamować i odrzucać Jego miłość. Skoro jednak już teraz nas kocha, musi zadać sobie trud uczynienia nas bardziej godnymi miłości***.

4. Chrystus uznaje za rzecz oczywistą, że ludzie są źli. Dopóki faktycznie nie poczujemy, że to Jego założenie jest prawdziwe, to – chociaż jesteśmy częścią świata, który Jezus przyszedł zbawić – nie należymy jeszcze do tych, do których skierowane są Jego słowa. Nie spełniliśmy pierwszego warunku niezbędnego, aby zrozumieć to, o czym mówi****.

Życie to dorastanie. Dorastanie do kolejnej klasy, do związku z osobą płci przeciwnej, do pracy zawodowej, do wychowania potomstwa… Nie jest wykluczone, że jest tylko jedno wyzwanie, do którego wielu z nas nie dorasta nigdy – dojrzałe, pozbawione infantylności rozumienie Boga. Jakże wielu moich znajomych – notabene ludzi głęboko religijnych – zatrzymało się w rozwoju na podstawowej katechezie… i jak głęboką, choć często zupełnie nieświadomą przyczyn, frustrację w nich to budzi…

 

--
* Clive Staples Lewis „Problem cierpienia”, Esprit Kraków 2010, przekład Andrzej Wojtasik, strona 54.
** Clive Staples Lewis „Problem cierpienia”, Esprit Kraków 2010, przekład Andrzej Wojtasik, strona 55.
*** Clive Staples Lewis „Problem cierpienia”, Esprit Kraków 2010, przekład Andrzej Wojtasik, strona 56.
**** Clive Staples Lewis „Problem cierpienia”, Esprit Kraków 2010, przekład Andrzej Wojtasik, strona 68.