środa, 28 czerwca 2023

Logika nie jest taka straszna

 „Logika: krótkie wprowadzenie” – Graham Priest

W rzeczywistości książka nosi tytuł „Logic: A Very Short Introduction”, a więc „bardzo krótkie wprowadzenie”, ale widać polski wydawca uznał taki tytuł za zbyt długi. Jest to jednocześnie tytuł wielotomowej serii, dotyczącej dziesiątków zagadnień naukowych. „Logika” jest trzydziestym drugim tomem z tego cyklu. Za wyjątkowo interesujące, może nawet intrygujące, uważam „Antysemityzm: Bardzo krótkie wprowadzenie”, „Ateizm”, „Umysł”, „Prawa zwierząt”. Według dawnych dobrych i rzetelnych standardów jest to literatura popularno-naukowa; może nawet odrobinę bardziej naukowa niż popularna, ale to zależeć będzie od przygotowania czytelnika w tej konkretnej dziedzinie. Pamiętam jak przez mgłę „Logikę praktyczną” Ziembińskiego i nie są to wspomnienia zbyt dobre. Dlatego po propozycję Priesta, profesora filozofii w Nowym Jorku, sięgałem z pewnym wahaniem.

Początki logiki sięgają IV w. p.n.e. Starszymi od niej naukami są tylko matematyka i filozofia, z którymi zresztą logika jest mocno związana. „Logika” Grahama Priesta nie jest podręcznikiem do logiki – na 170 stronach nie dałoby się czegoś takiego zrobić. Autor stara się zaprezentować czytelnikowi źródła logiki, tkwiące głęboko w filozofii, a przy okazji przybliżyć nieco laikom logikę formalną.

Książka, nie licząc wstępów, spisu ilustracji, słowniczka, rozwiązania zadań, indeksów itd., składa się z piętnastu rozdziałów zawierających problem filozoficzny albo zagadkę logiczną. Nie zawsze kończą się one jednoznacznym i standardowym rozwiązaniem, bo – jak twierdzi autor: „Moim celem jest zachęcić Cię do zastanowienia się, jak Ty to widzisz”[1].

Rozdziałami, które szczególnie mnie zainteresowały, już podczas przeglądania spisu treści, były: „”Stop! Co idzie?”, „Teoria decyzji: wielkie oczekiwania”, „Konieczność i możliwość: czy to, co będzie, musi być?”, „Może to i prawda, ale nie możesz tego udowodnić”. Z czasem okazało się, że taka powierzchowna ocena potrafi być zwodnicza, ale to – jak sądzę – jest kwestią indywidualnego odbioru.

Bywają w książce rozważania proste i ciekawe, na przykład: „”…jeśli istnieje rzecz, która jest przyczyną wszystkiego, to z pewnością każda rzecz, która istnieje, ma jakąś przyczynę. Ale jeśli każda rzecz ma jakąś przyczynę, to z tego nie wynika, że jedna i ta sama rzecz jest przyczyną wszystkiego. (Porównaj z tym: każdy ma matkę, ale z tego nie wynika, że istnieje ktoś, kto jest matką wszystkich.)”[2]. Pojawiają się w książce stwierdzenia paradoksalne, albo takie sprawiające wrażenie, bo i jak „rozgryźć” zdanie – to zdanie, które właśnie wypowiadam, jest fałszywe – to prawda czy fałsz? A jak to możliwe, że Wstęga Möbiusa ma tylko jedną stronę, nie ma w niej podziału na wnętrze i zewnętrze? Otóż tak samo jest z tym dziwnym zdaniem.

Takie to właśnie, i podobne, rozważania znaleźć można w „Logice” Grahama Priesta. Nie twierdzę, że wszystkie wywody i dowody w niej zawarte w pełni rozumiem, i choć to (bardzo) krótkie wprowadzenie, to niektóre przekraczały moje możliwości intelektualne albo wymagałyby więcej czasu, niż chciałem na nie przeznaczyć. Za najciekawsze, zapewne z powodu odwołania do Sherlocka Holmesa, uznaję treści dotyczące mocy argumentów indukcyjnych, bo może się okazać, że choć przesłanki są prawdziwe – przynajmniej w pewnej sytuacji – wniosek może okazać się fałszywy.

Na pewno nie jest to pozycja dla każdego, ale czasem dobrze jest wiedzieć, że mówiąc „to jest zupełnie nielogiczne” albo „biorąc na logikę”, czy używając podobnych sformułowań, nie robimy z siebie durniów.



---
[1] Graham Priest, „Logika: krótkie wprowadzenie”, przekład Elżbieta Drozdowska, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, 2023, s. 9.
[2] Tamże, s. 35.



Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.


niedziela, 25 czerwca 2023

Ploteczki i sensacyjki z PRL

 „Kobiety władzy PRL” – Sławomir Koper

 Teoretycznie Polska Ludowa powstała 22 lipca 1944 roku, a była to data ogłoszenia manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, natomiast zakończyła swoje istnienie 4 czerwca 1989 r. – w dniu pierwszych wolnych wyborów w Polsce. Wolnych przynajmniej częściowo. Więc PRL, to około czterdzieści pięć lat. Jeśli ktoś pisze, że taki szmat czasu, to samo zło albo samo dobro, nie jest historykiem, ale propagandystą, starającym się podlizać władzy – takiej lub innej – albo po prostu frustratem niezdolnym do zdystansowania się od swoich prywatnych przekonań. 

W tekście od autora znalazłem takie oto stwierdzenie: Dla współczesnego czytelnika Polska Ludowa wydaje się epoką szarą i ubogą. Powodów do radości faktycznie, specjalnie nie było, nie można jednak zapominać o jej osiągnięciach. Likwidacja analfabetyzmu wraz z industrializacją kraju zaowocowały nieprawdopodobnym skokiem kulturowym. Literatura, teatr, kino czy sztuki plastyczne przestały być domeną elity. Do tego doszło jeszcze nieprawdopodobne bogactwo talentów w każdej dziedzinie życia. I chociaż twórcy zmagali się z różnymi ograniczeniami, to jednak powstawały dzieła wybitne. Krzysztof Zanussi, Andrzej Wajda, Krzysztof Kieślowski, Witold Lutosławski, Krzysztof Penderecki, Edward Stachura, Zdzisław Beksiński, Jerzy Duda- Gracz, Kazimierz Dejmek, Wisława Szymborska, Agnieszka Osiecka, Wojciech Młynarski, Gustaw Holoubek, Tadeusz Łomnicki, Daniel Olbrychski – podobną listę można ciągnąć bez końca

Mogłoby ono świadczyć o obiektywizmie autora, Sławomira Kopera. Jednak z tytułem było już gorzej. Szybko przejrzałem spis treści i już wiedziałem, że tytuł, to cwaniacka manipulacja, a to – już na starcie – obniżyło wiarygodność książki i autora. W czasach PRL władzę sprawowali mężczyźni: Bierut, Gomółka, Gierek, Jaruzelski, Jaroszewicz, Ochab, Kania, Rakowski, ale kobiety? A niby które z nich sprawowały w PRL realną władzę? Uczciwszym tytułem byłyby, na przykład, „Wpływowe kobiety PRL”, ale i to nie byłoby rozwiązaniem idealnym. 

Nie jest dla mnie w pełni zrozumiałe, na bazie jakich kryteriów, autor dokonał takiego, a nie innego wyboru bohaterek. Zofia Nałkowska, Maria Dąbrowska, Nina Andrycz, Wanda Wiłkomirska, Elżbieta Kępińska, Anna Iwaszkiewicz, Janina Górzyńska, Zofia Gomułka, Stasia Gierek, ale też Małgorzata Fornalska Julia Brystygier (znana też jako „krwawa Luna”) i Wanda Wasilewska, tak zakochana w komunizmie, że stała się obywatelką ZSRR, Wandą Lwowną itd. Jednak Koper zapowiedział, że o tych paniach, których tutaj zabrakło, wkrótce napisze nową książkę. Jeśli takowa powstanie, ja raczej po nią nie sięgnę. 

„Kobiety władzy PRL” mocno mnie rozczarowały. Może dlatego, że naiwnie oczekiwałem książki naukowej lub popularnonaukowej, historycznej, a dostałem zbiór pikantnych plotek, nieudokumentowanych poważnymi, naukowymi źródłami. Są to informacje typu: jak młody przystojny mężczyzna może szybko zrobić karierę? Przez łóżko Nałkowskiej albo… Iwaszkiewicza. Zresztą, jego związkom homoseksualnym i innym, bo był biseksualny, Koper poświęcił sporo miejsca.

Zaletą książki jest to, że szybko i lekko się ją czyta oraz fakt, że czasem zawiera też ona pewne treści dotyczące przedwojennej i powojennej historii Polski. Jeśli ktoś szuka sensacyjek i ploteczek, to na pewno mu się Koper spodoba.

sobota, 17 czerwca 2023

Nie każda matka kocha dzieci!

 „Nasze małe okrucieństwa” – Liz Nugent

Psychologiczny dramat rodzinny z elementami sensacji zaczyna się nieco infantylnie: „W pogrzebie uczestniczyli wszyscy trzej bracia Drumm, ale jeden z nas był w trumnie”*, ale bez tej zapowiedzi (że ktoś straci życie) do połowy powieści nie miałbym pojęcia, że „Nasze małe okrucieństwa” to coś więcej niż umiarkowanie ciekawa historia społeczno-obyczajowa o dysfunkcyjnej rodzinie.

Irlandia, Dublin – choć nie tylko. O swojej specyficznej rodzinie opowiadają na zmianę bracia Drumm. Kolejne rozdziały nie są ułożone chronologicznie, ale przynajmniej wiadomo, jakiego roku dotyczy ta konkretna relacja. Jednak, który z braci jest jej autorem, trzeba się domyślić, co zwykle nie jest specjalnie trudne, ale bywa z tym różnie.

Najbardziej normalny z tej rodziny wydaje się ojciec chłopaków i pewnie dlatego nawet oni, w wieku lat kilkunastu, zaczynają nim gardzić. Pozornie pantoflarz, niby nie zwraca uwagi na częste zdrady żony, jest odpowiedzialny, opiekuje się dziećmi, dba o synów, przyzwoity człowiek po prostu, choć może się wydawać mało ekscytujący. Starszy od żony o piętnaście lat.
Melissa, matka, egoistyczna, narcystyczna i egocentryczna; nieustannie robi krzywdę synom i mężowi – złośliwości, aluzje, drwiny, szyderstwa, pogarda, nieustanna krytyka ich postaw, zachowań, pasji, zainteresowań. To takie zbrodnie w białych rękawiczkach.
Will Drumm, najstarszy – zafascynowany branżą filmową, od pewnego momentu znany producent, milioner.
Luke Drumm – alkoholik, narkoman, przejawia znaczne zaburzenia psychiczne. Do czasu był światową gwiazdą muzyki pop, ale gust słuchaczy się zmienia, podobnie jak i moda, a tragiczny spadek niegdysiejszej sławy i popularności zdecydowanie nie sprzyja jego kondycji umysłowej.
Brian Drumm – kiepski nauczyciel, pracujący w zawodzie tylko czasami i niezbyt długo. W rodzinie robi za opiekuna i menadżera Luke’a, ale w sumie bezwzględnie go wykorzystuje. Kanalia i szuja.

Zanim zrobi się sensacyjnie, w powieści przedstawiono rozliczne konsekwencje, jakie dotknęły braci w dzieciństwie, ale zwłaszcza w ich dorosłym już życiu, z powodu wychowania przez patologiczną matę i słabego ojca. To typowy przykład DDD – Dorosłych Dzieci z rodziny Dysfunkcyjnej. A przerażające jest to, że w ich domu, nie działy się w sumie jakieś straszne patologie. To nie była melina narkomańska, rodzice nie byli przestępcami, ani sadystami. Zwyczajna rodzina, dom jakich wiele… niestety.

Na koniec czytelnik dowiaduje się (wreszcie!!!), kto zginął, w jaki sposób i dlaczego, ale zupełnie nie powala to na kolana. Skoro zaczyna się powieść od pogrzebu, to trzeba w końcu napisał, kogo chowano i z jakiego powodu.



---
* Liz Nugent, „Nasze małe okrucieństwa”, przeł. Mariusz Rulski-Bożek, wyd. Wielka Litera, 2022, s. 9.


czwartek, 8 czerwca 2023

Amerykański Sherlock Holmes

 „Ostrze Darwina” – Dan Simmons

Powieść sensacyjna, prawnicza, kryminalna, ale przede wszystkim nietuzinkowa. Bardzo cenię autorów, którzy miewają nowatorskie, oryginalne pomysły, wymyślają coś, czego jeszcze nie było w tysiącach innych książek.
Dan Simmons głównym bohaterem „Ostrza Darwina” uczynił doktora fizyki, byłego snajpera, byłego śledczego Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, Darwina Minora, którego przyjaciele nazywają po prostu Dar. Obecnie Darwin pracuje jako specjalista od rekonstrukcji wypadków dla Lawrence’a i Trudy Stewart, zajmujących się oszustwami ubezpieczeniowymi. Dar Minor jest człowiekiem zamożnym, nie potrzebuje pracować zawodowo, a dla Lawrence’a, na którego wszyscy wołają Larry, co go bardzo złości, i Trudy, pracuje, bo ich lubi.

Zawodowe doświadczenie Minora, nazwane przez niego i przyjaciół Ostrzem Darwina, nauczyło go, że wśród równorzędnych przyczyn najczęstszą jest zwykle głupota. To miała być parafraza prawa innego Darwina.

„Ostrze Darwina” przypomina mi opowiadania Conan Doyle’a o Sherlocku Holmesie i jego metodzie dedukcyjnej, dzięki której od niechcenia rozwiązywał większość zagadek kryminalnych. Dar pracuje podobnie. Tu się przejdzie, tam poskrobie, kawałek dalej poogląda asfalt i sąsiadujący z szosą trawnik, powącha jakiś śmieć, by ostatecznie orzec, że do wypadku doszło z powodu cukrzycy kierowcy w połączeniu z niesprawnym schowkiem na rękawiczki jego samochodu, a tak w ogóle, chodziło o próbę wyłudzenia odszkodowania przez żonę tragicznie zmarłego kierowcy.

Praca Darwina często wygląda w taki sposób:
Ponieważ furgonetka hamowała, wartość a musi być ujemna. Furgonetka Gennie hamowała przez czterdzieści metrów. A zatem wstawmy po prostu wartości w równanie prędkości początkowej:
vi = √02-2(-0/79)(32,2)(132)
vi = 82 stopy/sekundę = 55,7 mil/godzinę = 82,6 km/h
W ten sam sposób można ustalić prędkość furgonetki hamującej, skoro wiemy, że droga hamowania wyniosła dziewięć metrów. Jedyną wartością, która się zmienia, jest wartość odległości, czyli d. Zatem nasze równanie będzie teraz wyglądać tak:
vi = √vez – 2ad
vi = √02-2(-0/79)(32,2)(66)
Vi = 38,4 stopy/sekundę = 26 mil/godzinę = 41,8 km/h
Tak zatem wyglądała prędkość furgonetki podczas uderzenia. Tę samą wartość przybrała wtedy prędkość ciała pana Kodiaka, gdy w wyniku trafienia zostało ono wyrzucone w powietrze. Tak a propos równanie to działa dla furgonetek o wysokich przodach, a nie będzie pasować do większości mniejszych samochodów.

Jednak właściwa akcja powieści zaczyna się w chwili zamachu na życie Darwina Minora. Na autostradzie zaczynają do niego strzelać, jak się później okazuje, członkowie rosyjskiej mafii. Po długim i bardzo niebezpiecznym pościgu Minorowi udaje się ujść z życiem, ale nasłani na niego zabójcy giną w kraksie samochodowej. Zajście, przez jakiś czas, rejestrował obecny w pobliżu helikopter jednej z lokalnych stacji telewizyjnych.
Wprawdzie Acura NSX, sportowo-wyścigowe auto Minora, zostało podziurawione kulami, a we wraku samochodu zabójców znaleziono broń, ale to Minorowi grozi, przynajmniej teoretycznie, oskarżenie o spowodowanie zajścia, niebezpieczną jazdę, stworzenie zagrożenia itd. (dziwna ta Ameryka), Jednak najważniejsze wydaje się pytanie, kto i dlaczego próbował go zabić?

Śledztwo w sprawie zajścia prowadzi prokurator Sydney Olson do spółki z Darem Minorem; między tą parą wkrótce zaczyna „iskrzyć”. Sydney i Dar korzystają z pomocy i współdziałają z Departamentem Policji San Diego, LAPD, kalifornijską policją drogową, FBI i innymi stosownymi urzędami i instytucjami, bo sprawa komplikuje się i rozrasta coraz bardziej, tym bardziej, że wkrótce następuje kolejny zamach na jego życie. Tym razem chodziło o snajpera, który z powodu kiepskiej pogody nie zorientował się, że celuje nie do Minora, ale do jego odbicia w lustrze. I nie ulega już wątpliwości, że chodzi o spisek daleko poważniejszy i lepiej zorganizowany niż mafia węgierska, wietnamska, włoska i grecka razem wzięte.

To podobieństwo do sposobu pracy Sherlocka Holmesa, to w sumie jedyny plus tej powieści. Naprawdę świetnie się czyta o metodach dedukcji pewnego siebie Darwina Minora, ale w powieści za dużo jest kwestii czysto technicznych, za dużo instytucji, organizacji i agencji, pełniących przeróżne funkcje i reprezentowanych przez dziesiątki osób, których nazwisk nie byłem w stanie spamiętać. Wreszcie dygresje i dygresje do dygresji. Aktualna sprawa, związana z wyłudzaniem odszkodowań, to jakieś czterdzieści procent książki, a reszta, to wspomnienia z przeszłości Minora oraz wielu spraw, w których uczestniczył, często wraz z Larrym (Lawrencem). Katastrofa wahadłowca Challenger, na przykład. W badaniu wraku Minor uczestniczył osobiście i kiedy odkrył niewygodną prawdę, agencje rządowe szybko się go pozbyły. Zagadkę śmierci lady Di Darwin Minor rozwiązał z przyjacielem, siedząc przed telewizorem i obserwując na bieżąco relację z tragicznego wypadku. Takie wstawki byłyby nawet ciekawe, ale w pewnym momencie zrobiło się ich po prostu za dużo. Ostatecznie: powieść niezła, ale od połowy staje się już męcząca.