środa, 29 marca 2017

Żandarm w upalnym Teksasie

„Płonące Echo” – Lee Child

„Płonące Echo” zamieszczone w zbiorze Reader's Digest, to skrócona wersja powieści o polskim tytule „Echo w płomieniach”. Tytułowe Echo to miejscowość w Teksasie, może nawet hrabstwo, gdzie głównie dzieje się akcja. 

Jack Reacher, były żandarm, włócząc się bez celu po kraju (chyba, że za cel uznać ratowanie z opresji pięknych kobiet), na prażonej upałem drodze gdzieś tam w Teksasie zatrzymuje samochód i prosi o podwiezienie… dokądkolwiek. Tak poznaje piękną Carmen Greer, Meksykankę, żonę brutalnego typa o dziwacznym imieniu Slup, współwłaściciela bogatej posiadłości. Kobieta jeździ po okolicy drogim autem i zabiera autostopowiczów w nadziei, że jeden z nich zgodzi się zabić jej męża w zamian za seks, bo ma tylko jednego dolara i kartę pozwalającą tankować samochód. Slup, sprawca domowej przemocy, właśnie wychodzi z więzienia, do którego wpakowała go żona, więc Carmen szuka pomocy, bojąc się o życie swoje i córki. 

Reacher godzi się (bez seksu) pojechać z nią do domu, w którym mieszka ona z teściową i szwagrem, rozejrzeć się w sytuacji, może nawet pełnić funkcję ochroniarza, ale zabijać Slupa nie zamierza. Ten jednak ginie, o morderstwo oskarżona zostaje Carmen. Reacher ma w tej sprawie wątpliwości, może nawet narastające lawinowo, gdy kobieta z niepojętych powodów rezygnuje z pomocy prawniczki, którą jej załatwił, a później nawet przyznaje się do winy. 

Dalej akcja rozwija się już normalnie dla Childa, to znaczy trupy, kidnaping, spektakularne dedukcje Reachera, bójki, które zawsze wygrywa itp.

Opowiadanie z Reader's Digest, jest jeszcze całkiem niezłe, ale pełna wersja zawiera dłużyzny i momentami można mieć tej historii po dziurki w nosie. 

piątek, 17 marca 2017

Mały wielki człowiek i Gówno

„Gówno” – Feliks Kres


Wielki jak stodoła, naznaczony wieloma bliznami, niesamowicie silny najemny żołnierz, weteran wielu bitew, zwany Małym (ponoć był najmniejszy w swoim oddziale), postanawia spędzić urlop w rodzinnych stronach z ojcem i macochą. Podczas włóczęgi po mieście jest świadkiem niezwykle brutalnego zachowania kobiety, którą wszyscy nazywają Gównem, podobno, opętanej przez mroczne moce, córki króla piratów. Mały daje się wciągnąć w intrygę, która ma na celu pojmanie albo zgładzenie Gówna, ale wikła się w ten sposób w jeszcze bardziej skomplikowaną aferę i teraz sam musi walczyć o życie swoje i rodziny, bo Gówno jest naprawdę groźna i mściwa. 

Opowiadanie wydaje się częścią jakiejś większej całości albo dotyczyć, nawiązywać do jakiejś innej historii, bo choć jego początek jest całkiem niezły, to koniec, poza tym, że zabawny, także nieco dziwny, jakby urwany w nieodpowiednim momencie.

Całkiem niezła zabawa na jakieś 30-40 minut.

niedziela, 12 marca 2017

Podwójne życie J. Lewinkopfa

„Czarny ptasior” – Joanna Siedlecka

Książki tej zupełnie nie ma sensu oceniać w oderwaniu (od innej książki, od postaw i zachowań autora itd.), osobno, oddzielnie, jako samodzielne dzieło. Jest elementem spraw i zdarzeń szeroko przekraczających opisane w niej wydarzenia. Gdyby czytelnik nie wiedział nic o Kosińskim i jego twórczości, o Holokauście, o wojnie światowej, to „Czarny ptasior” byłby bardzo skróconą biografią Jerzego Kosińskiego (albo Józefa Lewinkopfa), obejmującą tylko kilka z jego dziecięcych lat.

„Malowany ptak” ukazał się w Polsce w 1989 roku, czyli wtedy, kiedy już byłem w stanie powieść tę przeczytać i w czasach, w których wywoływała ona spore kontrowersje. Czy Kosiński sam sugerował, że to opis jego wojenno-dziecięcych przeżyć, czy może wymyślił to ktoś inny, a Kosiński nie protestował (zbyt mocno), nie wiem, nie pamiętam. W każdym razie wielu czytelników było wtedy przekonanych, że są to fakty z życia pisarza, a to wywoływało dwie skrajne reakcje: albo złość za fałszowanie historii i oczernianie Polaków, albo satysfakcję, bo fakty wprawdzie nieprzyjemne, ale może to początek opowiadania historii takiej, jaką ona była, bez propagandowego zadęcia. „Malowany ptak” był pierwszym chyba  w naszej literaturze oskarżeniem Polaków o okrucieństwo wobec Żydów, o wydawanie ich Niemcom, wykorzystywanie, wymuszanie haraczy itp.
Później było jeszcze gorzej…  Eliot Weinberger twierdził i udowadniał, że Kosiński nie mógł być autorem, napisanego po angielsku, „Malowanego ptaka, bo za słabo znał język. Do autorstwa „Malowanego ptaka” przyznawał się podobno amerykański tłumacz i poeta George Reave. I inne takie, dzięki którym książka sprzedawała się znakomicie.

„Czarny ptasior” wydany został w 1993 roku, a to oznacza, że Siedlecka zdążyła dotrzeć do wielu osób, które miały kontakt z rodziną Lewinkopfów/Kosińskich i pomagały jej w przetrwaniu okupacji. Relacje ze spotkań z nimi albo ich dziećmi, jeśli rodzice już nie żyli, są pierwszoplanowe, najważniejsze. Są też dwa wątki… może nie poboczne, na pewno też ważne, ale jakby spoza głównego nurtu: spekulacje na temat domniemanej współpracy ojca Kosińskiego z Niemcami oraz jego powiązania z komunistami oraz relacja ze spotkania Jerzego Kosińskiego, wiele lat po wojnie, z kilkoma chłopami z Dąbrowy Rzeczyckiej i okolic, czyli z ludźmi, u których Kosińscy przeżyli wojnę. 

Dziś – także dzięki Joannie Siedleckiej – nie ulega już wątpliwości, że „Malowany ptak” nie jest powieścią autobiograficzną, ale nie jest wykluczone, że jakieś wątki autobiograficzne zawiera.

piątek, 3 marca 2017

Krakowski steampunk i smoki

„Ostatni dzień pary” – antologia;   Kańtoch,  Piskorski,  Piórkowski, Głuszek i inni

Książka trafiła do mnie w wersji elektronicznej, a plik nosił nazwę „ostatni dzień pary bez ilustracji”. Moje domysły na temat zawartości, wydają mi się w tej chwili zabawne – myślałem o parze… ludzi, osób, a „bez ilustracji” uważałem za intrygujący element tytułu.

Okazało się, że jest to antologia opowiadań fantastycznych wysłanych na konkurs zorganizowany w Krakowie przy okazji Krakonu (konwent). Zawiera opowiadania:

- Anna Kańtoch: Królewskie dzieci
- Krzysztof Piskorski: Małpiarnia
- Grzegorz Piórkowski: Kukła
- Adam Podlewski: Pierwszy człowiek w eterze
- Karolina Cisowska: Ostatni dzień pary
- Bartosz Szczygielski: Dni naszej hańby
- Jacek Wróbel: Człowieszyna
- Marcin Podlewski: Doktor Dietl ratuje świat
- Gerard Nibybyłowski: Którego nie ma
- Anna Głuszek: Szkiełko i oko
- Małgorzata Wieczorek: Zona Kraków
- Maria Dunkel: Wojna adaptacyjna
- Paulina Kuchta: Radioaktywny blues
- Aleksander Daukszewicz: Owieczki
- Karolina Cisowska: Panna Anna i chłopiec z drewna
- Filip Laskowski: Kolebka
- Ida Żmiejewska: FIN DE SIÈCLE
- Kornel Mikołajczyk: Apokanibalipsa
- Daniel Nogal: Golem z Festung Krakau
- Przemysław Zańko: Steampark Jurajski

Wszystkie one łączy wspólny motyw: Kraków i wiek pary (steam), często też apokalipsa (akcja dzieje się po jakimś kataklizmie) oraz smok; zdarzają się także wersje historii alternatywnej.

Jedne opowiadania lepsze, inne nieco gorsze, ale… właściwie dziwnie mi się czytało fantastykę, której akcja dzieje się po prostu w Krakowie. Zapewne dysonans byłby jeszcze większy, gdyby fabuła dotyczyła historii Sosnowca… Po prostu takie rzeczy powinny się rozgrywać gdzieś indziej, nie w Polsce, bo to jakoś tak… mało poważnie wychodzi.