środa, 18 lutego 2015

Edward Stachura - mit bez mitu

„Buty Ikara” – Marian Buchowski

Książka Mariana Buchowskiego zaczyna się rewelacyjne, a później jest już tylko coraz lepiej.

Pierwszych kilkanaście kartek i pierwsze skojarzenie – pamiętam, jak w latach stachurowych gruchnęła wieść, że Polska ma czterdzieści miliardów dolarów długu, a więc złość na „komunę” (w cudzysłowie, bo komunizmu w Polsce nie było nigdy, nie było go nawet w ZSRR, to skąd niby u nas?), ale i zmartwienie, bo jak my go spłacimy? Dziś polski dług przekracza… bilion? trylion? kwadrylion? Oj tam, oj tam… Kto by się tym przejmował, wszyscy są zadłużeni, a obecnej władzy monstrualnego zadłużenia nikt już nie wyrzuca.

Zaprawdę powiadam wam: lepiej byłoby dla Edwarda Stachury, gdyby okazał się ubeckim agentem – to przynajmniej tłumaczyłoby jakoś, czemu nie pluł w swoich dziełach na „komunę”. Bo, cholera, nie pluł. Więc albo ten Stachura jakiś pokręcony, albo „komuna” mniej straszna, niż ją malują. I skończą pewnie książki Stachury na jakimś indeksie dzieł zakazanych/zapomnianych. Tu warto jednak dodać, że rzeczywiście nie pluł, lecz i nie wychwalał. Choć może się to młodym Polakom wydawać dziwne, Stachura żył w PRL, ale jakby obok PRL. I jestem pewien, że nie tylko on jeden – w końcu o kawałek tych lat zahaczyłem i ja.

Co może zrobić polityk łaknący ponad wszystko uznania, podziwu, wdzięczności, tytułu opatrznościowego męża stanu? Ano, może rzeczywiście zrobić coś spektakularnie dobrego dla narodu – to jednak droga trudna, czasochłonna, wymagająca wysiłku, nie zawsze skuteczna. Na szczęście jest też technika prostsza, nieomalże gwarantująca powodzenie, sztuczka zwana przyciemnianiem tła – chodzi o to, by przeszłość pokazać w tak strasznie ciemnych barwach, że dzień dzisiejszy wydaje się na tym tle jasny, a polityk za niego odpowiedzialny jawi się jako postać wręcz świetlista.

Czasem, czytając wspomnienia z czasów „komuny”, w której i ja żyłem, zastanawiam się, jakim cudem ktokolwiek przeżył ten sowiecki obóz koncentracyjny, ten komunistyczny reżim, ten czerwony terror, te kozackie sotnie cwałujące po ulicach od rana do nocy, to bezrobocie i głód… chociaż nie, przepraszam, z głodu Polacy uciekają na Zachód teraz, wtedy uciekali z przyczyn politycznych. W każdym razie taki właśnie koszmarny obraz „komuny” psuje Stachura.

Byli i tacy, którzy – może nawet bez jednoznacznie złej woli – posługując się… hm…  koloryzowaniem (ależ jestem delikatny!), starali się obraz Stachury nieco… poprawić, sugerując na przykład, że wiersz „List do Pozostałych” nie mógł (z jakichś powodów) ukazać się inaczej niż tylko w drugim, nieoficjalnym obiegu. Bzdura kompletna – w pierwszym obiegu ukazał się wcześniej. Na szczęście na odpowiedzialność i dokładność Buchowskiego można liczyć – z takimi czy podobnymi mitami rozprawia się sprawnie i bez kompromisów.

„Buty Ikara” są dziełem dualistycznym… co najmniej, bo to wiarygodny dokument (ponad osiemset przypisów dowodzi rzetelności biografii Stachury), ale też cudownie napisana opowieść o czasach i ludziach, pasjonująca opowieść, którą z przyjemnością czytać mogą również osoby zupełnie Edwardem Stachurą niezainteresowane. I jeśli czegoś mi tu zabrakło, to jedynie zdjęć – kilkadziesiąt zamieszczonych w książce fotografii wzbudziło tylko niedosyt. Tym bardziej że zdarzenia, ale i relacje różnych osób, które się ze Stachurą zetknęły, Marian Buchowski oddaje tak… plastyczne, tak wciągająco i pociągająco, że chciałoby się je nie tylko zobaczyć, ale wręcz dotknąć.

„Kiedy zaczęła przygrywać orkiestra, w moją stronę skierował się nieznajomy mężczyzna z tej większej Sali. Prawdopodobnie nie poszłabym z nim do tańca, gdyż szedł zdecydowanie i sprawiał wrażenie, jakby był w lokalu na chwilę. Nie zdjął nawet lekkiego płaszczyka, jaki miał na sobie. Jednak w miarę jak się zbliżał i zatrzymał, aby zaprosić mnie do tańca, wszystko we mnie mówiło, że już z nim kiedyś tańczyłam, że to ktoś dla mnie wyjątkowy”*.

Biografia Stachury, jak każda naprawdę dobrze opracowana, zaczyna się od prezentacji przodków oraz wczesnego dzieciństwa przyszłego poety, które spędził on na osiedlu fabrycznym Reveil należącym administracyjnie do Charvieu w kantonie Pont-de-Chéruy. Dalsze dzieciństwo, już po sprowadzeniu się rodziny do Polski w 1948 roku, trudne relacje z ojcem – przemocowcem i autokratą (ich konflikt trwał nieomalże do końca życia ojca i poważnie wpłynął na kształtowanie się osobowości poety), szkoła, a właściwie szkoły, bo i problemów wychowawczych przysparzał młody Edward Jerzy Stachura naprawdę wiele, pierwsze i kolejne wiersze, inne utwory, tłumaczenia, małżeństwo, problemy finansowe, stypendia, egzotyczne wyjazdy zagraniczne… rok po roku, zdarzenie po zdarzeniu. Biografia nie kończy się na śmierci jej bohatera – Buchowski relacjonuje, nieomalże do dziś, rozmaite przedsięwzięcia związane z twórczością Stachury i nim samym.

„Być może z czubków uniwersyteckich katedr już widać, że Stachura się ciągle oddala, jest coraz mniejszy, znika. Tu, na dole, nie jest to takie oczywiste. Choć nikt Stachury nie lansuje”**.

 

 

--
* Marian Buchowski, „Buty Ikara”, wyd. Iskry, 2014, s. 299.
** Tamże, s. 602.

2 komentarze:

  1. "Choć może się to młodym Polakom wydawać dziwne, Stachura żył w PRL, ale jakby obok PRL. I jestem pewien, że nie tylko on jeden".
    Mam taki obraz przed oczami: wąskie brukowane kamieniami uliczki mojego – poniemieckiego – osiedla, zwłaszcza jedna, kończąca się biblioteką (vis a vis budynek poczty, dalej żłobek i kino). Był taki czas, gdy biegałam tam niemal codziennie, również po książki Stachury (choć, przyznaję z leciutkim zażenowaniem, nic wtedy z tego jego pisania nie rozumiałam). Z workiem uszytym ze starych dżinsów, z pamiętnikiem obłożonym okładką uszytą z resztek nogawek przetartych dzwonów. Ja żyłam poza PRL, bo moi rodzice żyli. Ale nie tak jak Stachura - "na końcu świata". Oni mentalnie się wynieśli gdzieś "poza". PRL to były kolejki i kartki. Ale czy odbierałam to jako zniewolenie? Byłam dzieckiem, a to był element rzeczywistości. Był. Poza oceną.
    Świetna recenzja! Bo... wpisuję książkę na listę książek do przeczytania, choć wcześniej się wahałam (rozmiar!). Tym bardziej, że miałam okazję słyszeć Autora i jestem fanką jego nienachalnego poczucia humoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :-)
      W BiblioNETce Buchowski zbiera laury - polecany przez czytelników, polecany przez redakcję...

      Usuń