„Życie
mimo wszystko” – Christiane F. i Sonja Vukovic
Dwa
dni zastanawiałem się, czy można napisać coś sensownego o tej książce, nie
wspominając o „My, dzieci z dworca ZOO”, ale wyszło mi, że raczej nie. „Życie
mimo wszystko” istnieje tylko i wyłącznie jako kontynuacja „My, dzieci z dworca
ZOO”… niestety. „Samo „Życie” jest umiarkowanie ciekawie napisaną relacją
reporterską i gdyby nie sentymenty milionów czytelników, minęłoby bez echa.
„Życie
mimo wszystko” to ostatnie z szeregu moich rozczarowań związanych z Christiane
F., ale rozczarowywałem się nie książką o niej (jedną czy drugą), ani nie realnym
życiem bohaterki, bo ono było i jest faktem… Rozczarowania wynikały pewnie z
konfrontacji naiwnych, nastoletnich rojeń z rzeczywistością.
„My,
dzieci z dworca ZOO” to była bajka. Bajka fascynująca, momentami okrutna, ale –
jak to bajki – dobrze się kończąca. Byłem zachwycony, do książki wracałem wiele
razy, bo tragedia zawsze przecież zmierzała do dobrego końca – Christiane zamieszkała
u babci w wiosce pod Hamburgiem. Jest czysta
(nie używa narkotyków).
Pierwsze
rozczarowanie przyszło, gdy dowiedziałem się, że „My, dzieci z dworca ZOO” nie
napisała nastoletnia narkomanka, że autorami książki są Kai Hermann i Horst
Rieck, dziennikarze niemieckiego „Sterna”. Owszem, napisali ją po prawie dwóch
miesiącach rozmów z narkomanami z okolic dworca ZOO, w tym głównie Christiane.
Drugie
rozczarowanie przeżyłem, kiedy głośna stała się sprawa odebrania Christiane F.
praw rodzicielskich i umieszczenia jej syna w rodzinie zastępczej. Nie dała
rady, wróciła do ćpania – pomyślałem wtedy ze smutkiem i… znowu dałem się
nabrać.
Rozczarowanie
trzecie i – mam nadzieję – ostatnie: z książki „Życie mimo wszystko” wynika, że
Christiane nie była czysta właściwie
nigdy. Jeśli nawet nie brała przez jakiś czas heroiny, to ćpała coś innego, co
w jej mniemaniu nie liczyło się, było głupstwem, jak choćby opium, haszysz, alkohol,
kokaina. Zresztą… prawdziwa autorka książki „Życie mimo wszystko” (w osobiste pisarstwo
Christiane F. już jakoś nie wierzę), dziennikarka z „Die Welt”, Sonja Vukovic,
stawia sprawę jasno: Tak, narkotyki
zawsze były i nadal są częścią jej życia*. Oczywiście różną częścią w
różnych okresach życia, ale to chyba oczywiste.
Tym
razem nie ma szczęśliwego zakończenia. Nie wiem, czy pięćdziesięcioparoletnią
alkoholiczkę i narkomankę, Chrystiane F., rzeczywiście nękają tajemniczy
prześladowcy, czy może ma zaburzenia psychiczne i manię prześladowczą, ale
przecież jedno złe i drugie niedobre. W ogóle… smutne to wszystko.
Cieszę
się, że „Życie mimo wszystko” dostałem i przeczytałem… choć trochę boli. Jeden
z moich ulubionych autorów powiada, że choroba
psychiczna to unikanie rzeczywistości za wszelką cenę; zdrowie psychiczne to
pogodzenie się z rzeczywistością bez względu na cenę – wygląda więc na to,
że dorastanie, rozstawanie się z dziecinnymi mrzonkami zawsze będzie boleć.
Mniej lub bardziej…
---
* Christiane F. i Sonja Vukovic, „Życie mimo wszystko”,
wyd. Iskry, 2014, s. 274.
Dzięki za ciekawy wpis i podzielenie się refleksją! "Dzieci z dworca ZOO" czytałem tylko pobieżnie i jakoś mnie do tych tematów nie ciągnie. Jedyne co mnie ciekawiło to to, co byłem w stanie wywnioskować na temat społeczeństwa i kultury ówczesnych Niemiec. Kultury tak różnej, TAK RÓŻNEJ... od tej, którą poznałem w domu, w szkole i na "polu"(bo w Małopolsce nie wychodzi się na "dwór.. :)
OdpowiedzUsuńHistoria Christiane F. (mniejsza już o to na ile "podkręconą" przez dziennikarzy) nabrała dla mnie nowej świeżości i głębi po przeczytaniu książki Alice Miller "Zniewolone dzieciństwo. Ukryte źródła tyranii." Domyślam się, że zapewne czytałeś książki tej autorki. Z tego co wiem, to były (i nadal są) one znane i propagowane w środowiskach, nazwijmy to, alko-pogłębiono-DDA-Współuzależnienio-terapeutycznych, i zresztą taką drogą sam się o Alice Miller dowiedziałem. Zadziwiła mnie intuicja autorki jeśli chodzi o psychikę dziecka (a potem dorosłego - gdy dziecko dorośnie) z domu dysfunkcyjnego. Analizując przypadek Christiane F. trafiła Miller w sedno jeśli chodzi o opis tego jak jak sam się czułem w dzieciństwie, młodości i dlaczego oraz jak alkohol stał się moim "lekarstwem".
Pomyślałem sobie, że warto może wspomnieć o p. Miller, jej książkach i tzw "czarnej pedagogice", z racji tego, że Twojego bloga czyta wiele osób i może komuś się ta wskazówka przydać. Kto wie?
Pozdrawiam :)
Dziękuję. Dobry pomysł ze wspomnieniem Alice Miller.
Usuń