„Kobra” – Frederick Forsyth
Fantastyczna opowieść o próbie „zniknięcia” kokainy z rynków światowych. Napisana w taki sposób, że to nieomalże wygląda na relację z prawdziwej operacji – taka jest książka rzetelna, konkretna i wiarygodna. Autor bardzo się postarał, żeby wszystko albo prawie wszystko wydawało się realne. Może nawet za bardzo się postarał, bo natłok wysoce specjalistycznych informacji, dotyczących mórz, oceanów, szlaków żeglugowych, portów, także małych, nieznanych, statków, okrętów, łodzi, stoczni, informacji o jednostkach wojskowych różnych krajów, a zwłaszcza przeróżnych sił specjalnych, o urzędach i instytucjach, zajmujących się cłem i przechwytywaniem kontrabandy – także w wielu różnych państwach… Być może komuś sprawi frajdę śledzenie akcji z wielkim atlasem geograficznym na kolanach, ale ja do znawców i miłośników marynistyki i wojskowości nie należę, więc momentami powieść wydawała mi się nużąca.
Emerytowany agent, z którym CIA rozstała się, zarzucając mu zbytnią brutalność, Paul Deveraux (przyjął kryptonim „Kobra”) realizuje polecenie prezydenta, który domaga się likwidacji… może nie całej branży narkotykowej, ale przynajmniej rynku kokainy. Dysponując dwumiliardowym budżetem Kobra realizuje zadanie w brawurowym stylu i choć ustawicznie łamie prawo, sympatia czytelnika jest po jego stronie. Szkoda, że w rzeczywistości coś takiego się nie odbyło i nie udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz