poniedziałek, 7 kwietnia 2025

Ciągu dalszego już nie będzie

 „Świat według Dziada” – Henryk Niewiadomski

„Moim zdaniem, w obecnych czasach z całą pewnością opłaca się być dobrym gangsterem. Nawet przy założeniu, że pożyję się nie dłużej niż 40 lat – ale za to w luksusie i poważaniu. Zapewni się lepszy start i godne życie swojej rodzinie. To jest moim zdaniem jedyne wyjście, aby wybić się z bagna, jakie panuje dzisiaj w Polsce” [1].

Kiedy przeczytałem powyższe przekonanie „Dziada” od razu przypomniałem sobie jedną z najlepszych polskich komedii. W filmie „Vabank” Henryk Kwinto mówi, że kasiarz to… „Taki sam jak i inne zawody i wymagający, jak i one, odpowiednich kwalifikacji. Zresztą zamiast kraść jako dyrektor, fabrykant, sekretarz czy inny prezes lepiej już kraść par excellence jako złodziej. Tak jest chyba uczciwiej”.

„Świat według Dziada” to autobiografia Henryka Niewiadomskiego, ps. „Dziad”, ur. 1948 w Warszawie, zmarłego w 2007 w Radomiu, przestępcy, gangstera, prawdopodobnie przywódcy gangu ząbkowickiego, brata innego gangstera, Wiesława Niewiadomskiego, ps. „Wariat”. Henryk Niewiadomski wydał tę książkę własnym nakładem. Może być ona elementem układanki, prezentującej przestępczość mniej lub bardziej zorganizowaną w Polsce, w latach dziewięćdziesiątych.

Byłby sobie „Dziad” nadal gangsterem, złodziejem, oszustem, przemycałby spirytus i kradzione samochody, ale w pewnym momencie popełnił błąd – jako zwykły bandzior wszedł w konflikt z bandytami polityczno-gospodarczymi. To musiało przynieść katastrofalne konsekwencje. Henryk Niewiadomski, oczywiście nie sam, przejął ładunek pięciu ton papieru przeznaczonego do druku rubli rosyjskich. Dostawa tego papieru z Niemiec kontrolowana była przez Urząd Ochrony Państwa. Przejęcie dostawy ośmieszyło UOP oraz ujawniło służalczą postawę polskich polityków i decydentów wobec Rosji i Białorusi. Wprawdzie „Dziad” zwrócił służbom trzy i pół tony papieru, ale resztę wykorzystał jego brat do drukowania fałszywych rubli.

Książka napisana została językiem bardzo prostym – ostatecznie Henryk Niewiadomski skończył jedynie podstawówkę, a może zaledwie siedem klas. Jednak to nie jest problemem; jakaś, minimalna, redakcja jednak tam była, więc czytać się da. Kłopot polega na ocenie wiarygodności autora. Wybiela się i usprawiedliwia? Ależ tak! Na pewno! Ale też nigdy nie pisał, że był uczciwym człowiekiem, pracującym na etacie w fabryce. Po prostu wiele faktów i drastycznych szczegółów ze swojej przeszłości po prostu pomijał. Czy wszystko w tej książce jest kłamstwem? Oj, tu już byłbym bardzo ostrożny. Czy prawdziwa, a jeśli tak, to na ile, była relacja ze sfingowanego procesu, w którym skazano go na siedem lat? Przynajmniej na część jego rewelacji są dokumenty, protokoły. Bzdury produkowane przez małego świadka koronnego (w Polsce jest albo było takie kuriozum) z wydatną pomocą prokuratora, nadal są w archiwach.

„Dziad” zapowiedział ciąg dalszy swojej relacji, ale… zmarł w więzieniu. Jego brata zastrzelono na ulicy.





---
Henryk Niewiadomski, „Świat według Dziada”, wyd. Henryk Niewiadomski, 2002, s.. 80.

sobota, 5 kwietnia 2025

Brutalna walka dobra ze złem

 „Strażnik testamentu” –  Eric van Lustbader

Eric Van Lustbader, amerykański autor thrillerów (i nie tylko), za zgodą spadkobierców Roberta Ludluma, kontynuował pisanie powieści z cyklu o Jasonie Bournie. Ludlum napisał ich bodajże z pięć, Lustbader – jedenaście, na przykład: Dziedzictwo Bourne'a, Zemsta Bourne'a, Inicjatywa Bourne'a. Zauroczony przygodami Jasona Bourne'a w naturalny sposób odkryłem Lustbadera. Początkowo bardzo mi się jego powieści podobały, ale z czasem wydawały mi się coraz bardziej przesadzone i wydumane, ale czy to warsztat pisarski Lustbadera się zmieniał, czy może ja z upływem czasu trochę bardziej krytycznie oceniałam powieści (nie tylko tego autora) – tego to już nie wiem.
„Strażnik testamentu” został wydany po raz pierwszy w 2006 roku pod tytułem „The Testament” i jest to pierwszy tom z cyklu „The Testament Novels”.

Średniowiecze. Dobro walczy ze złem, to znaczy gnostyccy obserwanci (Gnostic Observant – członkowie grupy wyznaniowej, opowiadający się za ścisłym przestrzeganiem reguł sformułowanych przez założyciela) zmagają się z rycerzami zakonu św. Klemensa, który to zakon jest karzącą ręką zdeprawowanego Watykanu. Obserwanci zostali zdradzenie, większość zginęła, ale tajemniczą skrzynię z ich skarbami nielicznym ocalałym udało się ukryć.
W całej powieści o tę właśnie skrzynię chodzi, a dokładnie, to o jej zawartość. Obserwanci, wywodzący się od św. Franciszka, przechowują w niej testament Jezusa, eliksir do wskrzeszania zmarłych i leczący śmiertelne rany, ale też – jakbyśmy to dzisiaj nazwali – teczki na wszystkich znaczących ludzi na świecie. Wśród gnostyckich obserwantów zwykle tylko jedna lub dwie osoby wiedzą, co jest w skrzyni i gdzie została ona ukryta: Klucznik i magister regens.

Czasy współczesne. Rycerze św. Klemensa, Saint-Clemens, nadal wściekle atakują (spiski, zabójstwa, zdrady) gnostyckich obserwantów i z wielką determinacją poszukują skrzyni – papież jest umierający, a pewnym klikom w Watykanie byłby jeszcze potrzebny.

Dexter Shaw, aktualny Klucznik (stanowisko magistra regens od dłuższego czasu wakuje), ginie w kawiarni w wyniku wybuchu gazu i to chwilę po spotkaniu z synem.
Braverman Shaw, zwany zwykle Bravo, nie do końca świadomy działalności ojca musi nagle porzucić swój świat i dotychczasowe spokojne życie doradcy kapitałowego, i kontynuować misję ojca, to jest walkę Dobra ze Złem w interesie całej ludzkości. Musi też zidentyfikować zdrajcę wśród swoich.

Przemoc, zdrady, kłamstwa, intrygi, zabójstwa, pościgi szybkimi autami, strzelaniny, walki na sztylety, tajemnice historycznych miast i zabytków, ukryte artefakty w starych kościołach, szyfry, labirynty i zagadki, to właśnie fabuła tej powieści, która często przypomina historyczno-sensacyjne thrillery Dana Browna.

Może i „Strażnik testamentu” byłby bardzo dobrą powieścią i na pewno robiłby kolosalne wrażenie ze trzydzieści lat temu. Dziś powieść wydaje mi się zbyt pokomplikowana i jednak nieco naiwna.