Windows i Linux – technologia kontra ideologia
Od ponad dziesięciu lat obserwuję wojny zwolenników i przeciwników systemu operacyjnego Windows i rozmaitych odmian Linuksa. Przyznam, że bardzo długo nie byłem w stanie pojąć, o co tu w ogóle chodzi. Zrozumienie tego problemu przekraczało moje możliwości. Prawdopodobnie nadal byłby to dla mnie fenomen nie do ogarnięcia rozumem, gdybym w dalszym ciągu chciał rozpatrywać problem, jako starcie przekonań na temat technologii, lub systemu licencjonowania oprogramowania.
Próbowałem porównywać tą sytuację do telewizorów (plazma, czy LCD), telefonów komórkowych (oprogramowanie takiej, lub innej firmy), samochodów, sprzętu audio i wielu, wielu innych, ale nic mi z tego nie wychodziło. W żadnej dziedzinie – poza systemami operacyjnymi – nie ma aż tak wielkich antagonizmów, wojen, nienawiści, ataków, werbalnej agresji.
Powoli zaczynałem zdawać sobie sprawę, że musi tu chodzić o coś więcej. Albo o coś innego. Albo i o jedno, i o drugie.
Socjologia
Kiedy byłem dzieciakiem, podczas wielkich wojen dzielnicowych, chcąc czasem uniknąć konfliktu i starcia, szukaliśmy znajomych, wspólnych zainteresowań sportem, muzyką. Identyfikacja odbywała się w sposób następujący: jeśli ty i ja mamy wspólnego przyjaciela, słuchamy tej samej muzyki, chodzimy do tej samej dyskoteki, kibicujemy tej samej drużynie, to… może nie musimy być od razu przyjaciółmi, ale przynajmniej nie musimy być wrogami.
Socjologowie obserwują od lat dość ciekawe zjawisko w krajach postkomunistycznych (Polska jest tu sztandarowym przykładem) polegające na odwróceniu sytuacji o 180 stopni. Teraz i tutaj identyfikacja następuje nie dlatego, że mamy wspólnych przyjaciół, ale dlatego, że mamy wspólnego wroga. Mówi się nawet o identyfikacji nienawiści. Jeśli ty i ja nienawidzimy tego samego zespołu, drużyny, polityka, firmy itd., to ewentualnie możemy być kumplami.
Wskaż mi, kogo nienawidzisz, a powiem ci, kim jesteś…
Psychologia
Kto z polskich użytkowników komputerów domowych, jeśli w chwili obecnej ma ponad dwadzieścia lat, może stwierdzić z ręką na sercu, że nigdy w życiu, ani przez chwilę, nie używał żadnego kradzionego oprogramowania firmy Microsoft (lub innej?). Określenia „kradzionego” używam celowo i z rozmysłem. Bardzo dobrze wiem, że przyjęło się mówić o oprogramowaniu pirackim, ale… Pirat to taki romantyczny poszukiwacz przygód, prawda? I zupełnie inaczej brzmi niż – złodziej. Fajnie, a nawet wesoło jest uważać się za pirata, ale za złodzieja...
Wstyd, poczucie winy, wyrzuty sumienia z powodu ewidentnego złodziejstwa, to nic przyjemnego. I już nawet to „piractwo” zamiast „złodziejstwa” nie bardzo pomaga. Cóż więc zrobić? Ano wmówić sobie, że ten ktoś, kogo okradamy, to jeszcze większy kanciarz, oszust i przestępca niż my sami. Wiadomo przecież, że okraść złodzieja to nie grzech. Tak więc jeśli nie potrafimy wybielić siebie, to oplujemy tego, kogo okradamy i już nie będziemy się czuć aż tacy źli. Należało się bydlakowi, a co?!
Ideologia
Elementy psychologiczne i socjologiczne, to nadal byłoby mało, jeśli chodzi o Windows i Linux. Dopiero zrozumienie, że nie chodzi tu tylko o użytkowników dwóch różnych technologii i ich przekonania, ostatecznie wyjaśnia sprawę. A tak! Zwolennicy odmiennych technologii są w stanie się porozumieć. Zwolennicy różnych ideologii (na przykład systemów filozoficznych) są w stanie się porozumieć. Ale użytkownicy technologii nie mogą, i nigdy nie będą w stanie, porozumieć się z wyznawcami ideologii.
Święty Ignucy, kościół Emacsa, ewangeliści FLOSS, krucjata… Internet pełen jest takich i podobnych określeń związanych z tzw. wolnym oprogramowaniem, czyli także z systemem Linux. Oczywiście można by powiedzieć, że to żart i w sensie religijnym pewnie nawet tak jest, ale niestety, nie w sensie wyznawanej ideologii.
Windows i Linux… Tylko pozornie i w bardzo powierzchownej ocenie jest to starcie zwolenników różnych technologii, czy systemów licencjonowania. W rzeczywistość jest to próba konfrontacji, porównania, technologii z ideologią, a czegoś takiego zrobić się po prostu nie da.
Można długo i namiętnie dyskutować o tym, czy lepszy jest silnik spalinowy, czy elektryczny, ale jaki sens ma dyskusja na temat: czy napęd spalinowy samochodów osobowych jest lepszy od protestantyzmu? A czy pieczywo bezglutenowe jest lepsze od filozoficznej teorii Kanta?
Niestety, choć „szeregowi żołnierze” na tym froncie pewnie tego dostrzec nie są w stanie, nie ma w tej sytuacji żadnej możliwości porozumienia, ani nawet szansy przeprowadzenia rzetelnej konfrontacji. Użytkownicy technologii X nie są w stanie nawiązać żadnego kontaktu z wyznawcami ideologii Y (i odwrotnie), choć obu stronom czasem się tak wydaje…
Ja używam systemu Windows. Z wyboru. Po przynajmniej sześciu próbach (w ciągu 10 lat) z różnymi dystrybucjami Linuksa. Mając doświadczenia z jednym i drugim – tak właśnie zdecydowałem.
Jeśli chodzi o mnie, to wyznaję zasadę: jeśli chcę zapalić lampkę na biurku, to nie muszę wiedzieć, jak działa elektrownia. Potrzebne mi jest światło, dzięki któremu mogę pisać, czytać… mogę wiele różnych rzeczy. Powiem więcej – rozumiem ludzi, którzy zbierają znaczki, interesują się historią kolejnictwa, czy budową elektrowni. Mam sympatię dla pasjonatów, zbieraczy, hobbystów. Z jednym wyjątkiem: nie znoszę, kiedy pasjonat chce mnie swoją pasją zarazić siłą. Bo to jest już fanatyzm.
Była taka książka o Stallmanie, „W obronie wolności”, w jej podtytule oczywiście występuje słowo „krucjata”. Oto fragment recenzji na jej temat w BiblioNETce:
„Niedzielny, rodzinny spacer. Przed wystawą zamkniętego sklepu z zabawkami chłopczyk mniej więcej pięcioletni tupie nóżkami i domaga się autka. Przekonywanie i wyjaśnienia, że sklep jest nieczynny odbijają się od niego jak groch od ściany – on chce teraz i już!
Przypomina mi to Stallmana. Raz czy drugi odmówiono mu prawa do grzebania w cudzym kodzie i to spowodowało u niego taki wstrząs, że do swojej roszczeniowej postawy dorobił wielką ideologię i teraz toczy krucjatę na rzecz usankcjonowania swojej zachcianki jako prawa.
[…]
Bez oporów wierzę w to, że przyzwyczaił się on w latach pięćdziesiątych do zupełnie innego stylu pracy programistów i „komputerowców” niż obecnie powszechny. Ale co z tego?
Świat się zmienia. Nie zawsze zgodnie z naszymi zachciankami, marzeniami, planami i oczekiwaniami. Tak po prostu jest i dorośli, dojrzali ludzie się z tym godzą. Kiedyś wreszcie trzeba przestać tupać przed sklepem z zabawkami…”.
Wielu ludzi sądzi, że linia podziału pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami systemów operacyjnych ma związek z wiekiem, ale to są właśnie elementy ideologii. Jeśli używam urządzenia, programu, maszyny „X” nie dlatego, że wolę, że bardziej mi pasuje, że lepiej spełnia moje oczekiwania, tylko dlatego, że w moim przedziale wiekowym tak by należało – to jest właśnie próba podporządkowania sobie technologii przez ideologię.
Mój ojciec używał określenia „dziewczęta”, w związku z tym ja mówiłem „dziewczyny”. On nosił krótkie włosy, więc ja „musiałem” mieć długie. Teraz, kiedy dorosłem i mówię o „dziewczynach”, mój syn upiera się, że to „panny”. Ja mam krótkie włosy – on strzyże się na glacę.
Konflikt pokoleń jest czymś oczywistym, naturalnym i zrozumiałym – choć z perspektywy czasu nieco zabawnym – jeśli dotyczy mody, fryzury, muzyki, literatury, tańców. Natomiast jest czymś całkowicie nienormalnym i mocno „niezdrowym”, jeśli przenoszony jest na obszar technologii.
Linux – moim niezwykle skromnym zdaniem – znakomicie sprawdza się, jako system dużych serwerów sieciowych i nie wyobrażam sobie Internetu bez niego (no, powiedzmy). Mógłby być dobrym rozwiązaniem w firmie, w której jest pięć tysięcy komputerów, ale na wszystkich „chodzi” tylko jeden, firmowy program i wszyscy pracownicy tylko z niego korzystają. Widziałem zresztą coś takiego. Większość pracowników nawet nie wie, jaki ma system, bo i tak natychmiast po uruchomieniu komputera automatycznie startuje program firmowy.
Windows – moim niezwykle skromnym zdaniem – znakomicie sprawdza się w zastosowaniach rodzinnych i domowych, oraz w firmach, instytucjach i przedsiębiorstwach, w których korzysta się z wielu różnych programów.
Gdyby problem Windows-Linux dotyczył tylko technologii, byłoby to podobnie jak z samochodami: ktoś jeździ Oplem, ktoś Mercedesem, ktoś inny Audi. I co z tego? Ano, jak widać w praktyce, kompletnie nic. Ale, jeśli ktoś upiera się, że najlepiej dojeżdżać do pracy w biurze ciężarówką z przyczepą, albo kombajnem, to…
Chcesz sobie jeździć do pracy szesnastoosiowym Mackiem? OK. W porządku. Jeśli tak lubisz, tak ci pasuje, bawi cię to, to czemu nie?! Potraktuję cię, jako człowieka z polotem, indywidualistę. Ale, jeśli będziesz mnie „upierliwie” namawiał, żebym zrezygnował ze swojego Audi i też jeździł Mackiem, to się rozstaniemy, bo co innego fantazja, a co innego fanatyzm i terroryzowanie innych swoimi przekonaniami.
Wydawać by się mogło, że nie ma znaczenia, kto czego używa, stosuje, wykorzystuje, ale to pozory. Zwłaszcza, gdy użytkownik… czegoś tam, próbuje wrzaskami, wyzwiskami, agresywnie i napastliwie, kipiąc nienawiścią, zmusić, przekonać i sterroryzować wszystkich wokół, żeby używali tego samego.
Próbowałem porównywać tą sytuację do telewizorów (plazma, czy LCD), telefonów komórkowych (oprogramowanie takiej, lub innej firmy), samochodów, sprzętu audio i wielu, wielu innych, ale nic mi z tego nie wychodziło. W żadnej dziedzinie – poza systemami operacyjnymi – nie ma aż tak wielkich antagonizmów, wojen, nienawiści, ataków, werbalnej agresji.
Powoli zaczynałem zdawać sobie sprawę, że musi tu chodzić o coś więcej. Albo o coś innego. Albo i o jedno, i o drugie.
Socjologia
Kiedy byłem dzieciakiem, podczas wielkich wojen dzielnicowych, chcąc czasem uniknąć konfliktu i starcia, szukaliśmy znajomych, wspólnych zainteresowań sportem, muzyką. Identyfikacja odbywała się w sposób następujący: jeśli ty i ja mamy wspólnego przyjaciela, słuchamy tej samej muzyki, chodzimy do tej samej dyskoteki, kibicujemy tej samej drużynie, to… może nie musimy być od razu przyjaciółmi, ale przynajmniej nie musimy być wrogami.
Socjologowie obserwują od lat dość ciekawe zjawisko w krajach postkomunistycznych (Polska jest tu sztandarowym przykładem) polegające na odwróceniu sytuacji o 180 stopni. Teraz i tutaj identyfikacja następuje nie dlatego, że mamy wspólnych przyjaciół, ale dlatego, że mamy wspólnego wroga. Mówi się nawet o identyfikacji nienawiści. Jeśli ty i ja nienawidzimy tego samego zespołu, drużyny, polityka, firmy itd., to ewentualnie możemy być kumplami.
Wskaż mi, kogo nienawidzisz, a powiem ci, kim jesteś…
Psychologia
Kto z polskich użytkowników komputerów domowych, jeśli w chwili obecnej ma ponad dwadzieścia lat, może stwierdzić z ręką na sercu, że nigdy w życiu, ani przez chwilę, nie używał żadnego kradzionego oprogramowania firmy Microsoft (lub innej?). Określenia „kradzionego” używam celowo i z rozmysłem. Bardzo dobrze wiem, że przyjęło się mówić o oprogramowaniu pirackim, ale… Pirat to taki romantyczny poszukiwacz przygód, prawda? I zupełnie inaczej brzmi niż – złodziej. Fajnie, a nawet wesoło jest uważać się za pirata, ale za złodzieja...
Wstyd, poczucie winy, wyrzuty sumienia z powodu ewidentnego złodziejstwa, to nic przyjemnego. I już nawet to „piractwo” zamiast „złodziejstwa” nie bardzo pomaga. Cóż więc zrobić? Ano wmówić sobie, że ten ktoś, kogo okradamy, to jeszcze większy kanciarz, oszust i przestępca niż my sami. Wiadomo przecież, że okraść złodzieja to nie grzech. Tak więc jeśli nie potrafimy wybielić siebie, to oplujemy tego, kogo okradamy i już nie będziemy się czuć aż tacy źli. Należało się bydlakowi, a co?!
Ideologia
Elementy psychologiczne i socjologiczne, to nadal byłoby mało, jeśli chodzi o Windows i Linux. Dopiero zrozumienie, że nie chodzi tu tylko o użytkowników dwóch różnych technologii i ich przekonania, ostatecznie wyjaśnia sprawę. A tak! Zwolennicy odmiennych technologii są w stanie się porozumieć. Zwolennicy różnych ideologii (na przykład systemów filozoficznych) są w stanie się porozumieć. Ale użytkownicy technologii nie mogą, i nigdy nie będą w stanie, porozumieć się z wyznawcami ideologii.
Święty Ignucy, kościół Emacsa, ewangeliści FLOSS, krucjata… Internet pełen jest takich i podobnych określeń związanych z tzw. wolnym oprogramowaniem, czyli także z systemem Linux. Oczywiście można by powiedzieć, że to żart i w sensie religijnym pewnie nawet tak jest, ale niestety, nie w sensie wyznawanej ideologii.
Windows i Linux… Tylko pozornie i w bardzo powierzchownej ocenie jest to starcie zwolenników różnych technologii, czy systemów licencjonowania. W rzeczywistość jest to próba konfrontacji, porównania, technologii z ideologią, a czegoś takiego zrobić się po prostu nie da.
Można długo i namiętnie dyskutować o tym, czy lepszy jest silnik spalinowy, czy elektryczny, ale jaki sens ma dyskusja na temat: czy napęd spalinowy samochodów osobowych jest lepszy od protestantyzmu? A czy pieczywo bezglutenowe jest lepsze od filozoficznej teorii Kanta?
Niestety, choć „szeregowi żołnierze” na tym froncie pewnie tego dostrzec nie są w stanie, nie ma w tej sytuacji żadnej możliwości porozumienia, ani nawet szansy przeprowadzenia rzetelnej konfrontacji. Użytkownicy technologii X nie są w stanie nawiązać żadnego kontaktu z wyznawcami ideologii Y (i odwrotnie), choć obu stronom czasem się tak wydaje…
Ja używam systemu Windows. Z wyboru. Po przynajmniej sześciu próbach (w ciągu 10 lat) z różnymi dystrybucjami Linuksa. Mając doświadczenia z jednym i drugim – tak właśnie zdecydowałem.
Jeśli chodzi o mnie, to wyznaję zasadę: jeśli chcę zapalić lampkę na biurku, to nie muszę wiedzieć, jak działa elektrownia. Potrzebne mi jest światło, dzięki któremu mogę pisać, czytać… mogę wiele różnych rzeczy. Powiem więcej – rozumiem ludzi, którzy zbierają znaczki, interesują się historią kolejnictwa, czy budową elektrowni. Mam sympatię dla pasjonatów, zbieraczy, hobbystów. Z jednym wyjątkiem: nie znoszę, kiedy pasjonat chce mnie swoją pasją zarazić siłą. Bo to jest już fanatyzm.
Była taka książka o Stallmanie, „W obronie wolności”, w jej podtytule oczywiście występuje słowo „krucjata”. Oto fragment recenzji na jej temat w BiblioNETce:
„Niedzielny, rodzinny spacer. Przed wystawą zamkniętego sklepu z zabawkami chłopczyk mniej więcej pięcioletni tupie nóżkami i domaga się autka. Przekonywanie i wyjaśnienia, że sklep jest nieczynny odbijają się od niego jak groch od ściany – on chce teraz i już!
Przypomina mi to Stallmana. Raz czy drugi odmówiono mu prawa do grzebania w cudzym kodzie i to spowodowało u niego taki wstrząs, że do swojej roszczeniowej postawy dorobił wielką ideologię i teraz toczy krucjatę na rzecz usankcjonowania swojej zachcianki jako prawa.
[…]
Bez oporów wierzę w to, że przyzwyczaił się on w latach pięćdziesiątych do zupełnie innego stylu pracy programistów i „komputerowców” niż obecnie powszechny. Ale co z tego?
Świat się zmienia. Nie zawsze zgodnie z naszymi zachciankami, marzeniami, planami i oczekiwaniami. Tak po prostu jest i dorośli, dojrzali ludzie się z tym godzą. Kiedyś wreszcie trzeba przestać tupać przed sklepem z zabawkami…”.
Wielu ludzi sądzi, że linia podziału pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami systemów operacyjnych ma związek z wiekiem, ale to są właśnie elementy ideologii. Jeśli używam urządzenia, programu, maszyny „X” nie dlatego, że wolę, że bardziej mi pasuje, że lepiej spełnia moje oczekiwania, tylko dlatego, że w moim przedziale wiekowym tak by należało – to jest właśnie próba podporządkowania sobie technologii przez ideologię.
Mój ojciec używał określenia „dziewczęta”, w związku z tym ja mówiłem „dziewczyny”. On nosił krótkie włosy, więc ja „musiałem” mieć długie. Teraz, kiedy dorosłem i mówię o „dziewczynach”, mój syn upiera się, że to „panny”. Ja mam krótkie włosy – on strzyże się na glacę.
Konflikt pokoleń jest czymś oczywistym, naturalnym i zrozumiałym – choć z perspektywy czasu nieco zabawnym – jeśli dotyczy mody, fryzury, muzyki, literatury, tańców. Natomiast jest czymś całkowicie nienormalnym i mocno „niezdrowym”, jeśli przenoszony jest na obszar technologii.
Linux – moim niezwykle skromnym zdaniem – znakomicie sprawdza się, jako system dużych serwerów sieciowych i nie wyobrażam sobie Internetu bez niego (no, powiedzmy). Mógłby być dobrym rozwiązaniem w firmie, w której jest pięć tysięcy komputerów, ale na wszystkich „chodzi” tylko jeden, firmowy program i wszyscy pracownicy tylko z niego korzystają. Widziałem zresztą coś takiego. Większość pracowników nawet nie wie, jaki ma system, bo i tak natychmiast po uruchomieniu komputera automatycznie startuje program firmowy.
Windows – moim niezwykle skromnym zdaniem – znakomicie sprawdza się w zastosowaniach rodzinnych i domowych, oraz w firmach, instytucjach i przedsiębiorstwach, w których korzysta się z wielu różnych programów.
Gdyby problem Windows-Linux dotyczył tylko technologii, byłoby to podobnie jak z samochodami: ktoś jeździ Oplem, ktoś Mercedesem, ktoś inny Audi. I co z tego? Ano, jak widać w praktyce, kompletnie nic. Ale, jeśli ktoś upiera się, że najlepiej dojeżdżać do pracy w biurze ciężarówką z przyczepą, albo kombajnem, to…
Chcesz sobie jeździć do pracy szesnastoosiowym Mackiem? OK. W porządku. Jeśli tak lubisz, tak ci pasuje, bawi cię to, to czemu nie?! Potraktuję cię, jako człowieka z polotem, indywidualistę. Ale, jeśli będziesz mnie „upierliwie” namawiał, żebym zrezygnował ze swojego Audi i też jeździł Mackiem, to się rozstaniemy, bo co innego fantazja, a co innego fanatyzm i terroryzowanie innych swoimi przekonaniami.
Wydawać by się mogło, że nie ma znaczenia, kto czego używa, stosuje, wykorzystuje, ale to pozory. Zwłaszcza, gdy użytkownik… czegoś tam, próbuje wrzaskami, wyzwiskami, agresywnie i napastliwie, kipiąc nienawiścią, zmusić, przekonać i sterroryzować wszystkich wokół, żeby używali tego samego.