„1000 słów” – Jerzy Bralczyk
Zaraz na początku, gdy czytałem
treść hasła „arcydzieło”, przypomniała mi się dyskusja, dotycząca oceniania
jako arcydzieło właśnie, bardzo przeciętnych pozycji. Taka ich ocena, co do
tego nie mam wątpliwości, wynika z reguły wzajemności, tak zgrabnie opisanej
przez Cialdiniego w „Wywieranie wpływu na ludzi”. A o arcydziele autor pisze:
Żeby coś arcydziełem nazwać,
trzeba wziąć sporą odpowiedzialność na siebie. Tak mogą orzec wielcy
specjaliści, w których kompetencje i obiektywizm wątpić się nie da,
albo pokolenia odbiorców. Bo arcydzieło to coś bliskiego ideału,
a skąd wiemy, jaki jest ideał? Arcydzieła są ponadczasowe, choć
do czasu bywają silnie przypisywane: mówimy o arcydziełach epoki,
na przykład średniowiecza. To takie dzieła, które nie tylko o epokach
mówią, ale tworzą te epoki, tak jak same są przez epoki tworzone.
Tysiąc i jedno słowo/hasło. Coś w rodzaju specyficznego, prywatnego słownika (bo o słowach),
w którym jest i o ich pisowni, i o gramatyce, i o etymologii, i o… tego lub
innego pojęcia. Fantastyczna przygoda, werbalna uczta – jak słowami bawi się Jerzy
Bralczyk, tak chyba nikt inny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz