piątek, 22 lipca 2022

Nie każda matka kocha dzieci

 „To jej wina” – Andrea Mara

Hej, Marisso. Tu Jenny, mama Jacoba. Może Milo chciałby przyjść do nas pobawić się po szkole w następny piątek?*.

Kiedy jednak Marissa Irwine pojechała pod wskazany w kolejnym esemesie adres, okazało się, że jej czteroletniego synka tam nie ma i nigdy nie było, że nie mieszkają tam Jenny, Richie i Jacob Kennedy. Przez chwilę jeszcze wydawało się, że ze szkoły odebrała Milo przez pomyłkę jego opiekunka, Peruwianka, Ana, ale ta wersja szybko upadła. Po przesłuchaniu pana Williamsa, nauczyciela Milo, który nadzorował wydawanie dzieci rodzicom lub nianiom, okazało się, że chłopca odebrała ze szkoły, nie wiadomo dlaczego, Carrie, opiekunka Jacoba. Chwilę później dowiadujemy się, że Carrie Finch nie jest tą osobą, za którą się podaje; w rzeczywistości to Caroline Murphy (takie nazwisko widnieje w jej akcie urodzenia, lecz właściwie nie używała go nigdy), córka Roba Murphy’ego, faceta po siedemnastu wyrokach, przyjaciółka od czasów dzieciństwa znanego przestępcy i recydywisty, Kyle’a Byrde.

Jak widać, zaczyna się bardzo dobrze, to znaczy – całkiem źle… Czteroletni Milo Irwine został zwyczajnie uprowadzony i początkowo zupełnie nie wiadomo, po co.

Narrator, w trzeciej osobie, relacjonuje różne wydarzenia w rodzinach Irwine'ów, Kennedych, Irene i Franka Turnerów (matki i ojczyma Caroline), jednak nie są to informacje ułożone chronologicznie: akcja jednego rozdziału dzieje się trzy dni przed porwaniem Milo Irwine’a, następnego cztery miesiące przed tym wydarzeniem i tak dalej, w tym stylu. Czytelnik otrzymuje coraz to więcej informacji o życiu, przekonaniach, zachowaniach i poglądach wielu ludzi pozornie mało albo nawet wcale niezamieszanych w przestępstwo.
Akcja powieści dzieje się współcześnie, zazwyczaj w cichym, spokojnym i bezpiecznym przedmieściu Dublina.

Czytelnik bardzo szybko, bez żadnych manipulacji, czy zagadek spreparowanych przez autorkę, poznaje sprawczynię porwania, Caroline Murphy\Holohan\Turner\Finch... A przynajmniej tak się to wydaje. W procesie rozwikływania zagadki nie chodzi o to, kto?, ale: dlaczego, po co? Tutaj motywy działania sprawcy, i nie tylko, ujawniają się powoli i opornie. Rozwiązanie tajemnicy, wyjaśnienie zawiłych historii rodzinnych, okazało się – dla mnie – całkowicie nieprzewidywalne.

W powieściach typu domestic thriller zawsze poruszane są wątki psychologiczne lub społeczne. Tutaj, co nie spodoba się feministkom i wyznawczyniom kultu Matki Polki, okazuje się, że toksyczna (wredna) jest zarówno babcia Milo, jak i Irene, matka Caroline.

Ostatecznie „To jej wina” jest powieścią bardzo dobrą, wielowątkową, inspirującą. I – jeśli się nie mylę – chronologicznie czwartą pozycją autorstwa tej pisarki (kolejna powinna ukazać się w sierpniu), więc może dlatego przemyślaną i dopracowaną. Polecam i mam nadzieję, że wydane zostaną po polsku też inne.





---
* Andrea Mara, „To jej wina”, przekład Daria Kuczyńska-Szymala, Muza, 2022, s. 44.

 

 

#ToJejWina, @wydawnictwomuza, @muza.shadows

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz