Dżihad Butleriański
Moje zauroczenie „Diuną” Franka Herberta, trwające od 1986
roku do dziś, obejmuje trzy elementy: fabułę, warsztat pisarski autora, talent
tłumacza. Stąd tekst: http://autopamflet.blogspot.com/2021/11/diuna-jest-w-sumie-tylko-jedna.html. Zauroczenia tego jakoś nie starczyło, bym przebrnął bez potężnego rozdrażnienia przez
„Dżihad Butleriański” Herberta i Andersona, czyli pierwszy tom Legend Diuny. Fabuła
byłaby jak najbardziej zadowalająca, ale to nie wystarczy. Odnoszę wrażenie, że
autorzy próbowali naśladować styl Franka Herberta, ale nie wyszło im to zbyt
dobrze. Polonizacja czy repolonizacja, tak modna w ostatnich latach, także
zupełnie mi nie odpowiada. Nawet irytuje. Księżniczka miała na imię Irulan, a
nie Irulana. Matka Wielebna – Helen, a nie Helena. Pewne wydarzenia miały
miejsce na planecie Salusa Secundus, a nie na Salusie Secundusie itd. Itd. Itd.
Niektóre z tych zabiegów są może nawet i poprawne językowo, ale i co z tego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz