„Zatruta krew” – Jo Nesbø
Jakoś nie uległem fiksacji na punkcie prozy iberoamerykańskiej, nie uległem też modzie na skandynawskie powieści sensacyjne, choć akurat kilka przygód Wallandera Henninga Mankella uważam za całkiem niezłe. „Człowiek nietoperz” Jo Nesbø (plus ze dwie-trzy inne powieści tegoż autora z Harrym Hole w roli głównej) zdecydowanie mnie nie zachwycił, ale przecież każdemu należy się ostatnia szansa. Albo przedostatnia. W każdym razie do „Królestwa” Jo Nesbø podchodziłem bez czci nabożnej, ale i bez uprzedzeń. Tak natknąłem się na powieść nieomalże genialną. Było w niej, i jest nadal, coś wyjątkowego, zupełnie nietypowego.
„Zatruta krew” to kontynuacja „Królestwa” tegoż autora. Zapewne dałoby się ją czytać bez znajomości części pierwszej, ale zdecydowanie nie jest to dobry pomysł. Autor zadbał o to, żeby czytelnika jakoś wprowadzić w fabułę, ale… Ale to nie ona świadczy o wartości powieści. Raczej klimat, nastrój, związki i relacje między ludźmi.
Podobnie jak w „Królestwie” akcja „Zatrutej krwi” dzieje się dwutorowo. Narrator, Roy Opgard, relacjonuje wydarzenia bieżące, ale też opowiada o dorastaniu z młodszym o około rok bratem Carlem i przeróżnych perypetiach, jakie były w przeszłości udziałem ich obu. Nie tylko w dzieciństwie.
Tutaj, odwrotnie jak w „Królestwie”, którego akcja rozwija się powoli i dość długo może się wydawać, że to powieść społeczno-obyczajowa, a nie kryminał, od samego początku czytelnik nie ma złudzeń i wie, z kim ma do czynienia.
Pokiwałem głową.
– Wiesz, o czym myślałem, kiedy dzwoniłem do drzwi Haldena?
– Że poświęcasz się dla dobra wszystkich.
– To też. Ale przede wszystkim myślałem o tym, że jestem mordercą. Że my jesteśmy mordercami.
Carl spojrzał na mnie, unosząc brwi.
– Śpij dobrze – powiedział i wyszedł.
Tak jak wspomniałem, unikamy rozmów na pewne tematy.
Siedziałem wpatrzony w nocny mrok, słuchając kroków w jego sypialni na górze.
Siedem zabójstw. Carl i ja zabiliśmy łącznie siedem osób. I psa.
Od „Królestwa” minęło kilka, może kilkanaście lat. Roy Opgard jest już właścicielem stacji benzynowej, którą kiedyś jedynie dzierżawił. Carl jest szefem Os Spa – luksusowego hotelu. Na miarę Os, niewielkiej wioski w norweskich górach, bracia osiągnęli znaczący sukces. Jednak w wieku trzydziestu paru lat nie zamierzają i nie mogą zrezygnować z wielkich planów i ambicji – to prosta zasada gospodarki: albo się rozwijasz, albo… zwijasz.
Carl szuka funduszy na rozwój hotelu. Roy marzy o największej na świecie drewnianej kolejce górskiej. Potrzebne kwoty to już dziesiątki milionów. Jednak chodzi nie tylko o pieniądze. Planowany tunel może spowodować, że Os stanie się wsią tak odległą od szosy, że nie będzie sensu niczego tu budować, w nic inwestować. Te problemy, oraz mnóstwo innych, jeszcze z dawnych czasów, powodują, że bracia Opgardowie znowu muszą podejmować trudne decyzje, mniej lub bardziej niezgodne z prawem. Niektóre bardzo, bardzo niezgodne.
„Zatruta krew” to nie jest ani typowy kryminał, ani jedna z tysięcy powieść sensacyjna – tu od razu i na bieżąco wiadomo, co kto zrobił i jak to zrobił, i dlaczego zrobił to, co zrobił. Podobnie jak „Królestwo”, część pierwszą tej historii, powieść czyta się znakomicie, bo choć niby wiadomo, kto zabił, to wcale nie jest takie oczywiste, czym to wszystko się skończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz