poniedziałek, 22 grudnia 2008

Mikrokomputerowcy

„Poddani Microsoftu” – Douglas Coupland


Książka "Poddani Micro-softu" (ewentualnie Microsoftu) została napisana jako pamiętnik programisty czy też informatyka Daniela Underwooda, testera programów w firmie… ano właśnie, w jakiej? Tytuł oryginału brzmi „Microserfs”, a to oznacza, że polski tłumacz (Jan Rybicki) pokręcił coś w sposób dubeltowy.
Ale po kolei…

Micro-soft (ang. microcomputer - mikrokomputer i software - oprogramowanie) to bardzo wczesna, pierwotna nazwa znanej obecnie wszystkim firmy Microsoft (twórcy systemów operacyjnych Windows). Funkcjonowała ona jedynie przez pierwszy rok istnienia firmy i 26 listopada 1976 r. nowa nazwa, już bez myślnika (dywizu), została zarejestrowana w Urzędzie Patentowym i Znaków Towarowych USA. Jeśli więc Douglas Coupland wydał swoją książkę w 1995 roku, to zdecydowanie nie pisał o Micro-sofcie, ale o Microsofcie. Wynika to także z treści.

Jeśli przyjąć, że „micro” pochodzi od microcomputer, a „serfs” oznacza kmieciów (serf – kmieć), to tytuł mógłby brzmieć na przykład „Mikrokomputerowi kmiecie (wyrobnicy, itp.)”. Bo przecież nie tylko o firmę Microsoft i jej pracowników w książce chodzi. Coupland dokopał też innym z branży.

Jeśli Douglas Coupland napisał pamiętnik Daniela Underwooda, to oznacza, że książka jest jedynie fikcją literacką, tworem wyobraźni autora. Zwłaszcza, że nigdzie nie ma mowy o żadnej bibliografii.

Coupland stara się przekonać czytelnika, że Microsoft (i nie tylko, także na przykład IBM) to koszmar zbliżony do obozów koncentracyjnych, firma, w której pracowników wykorzystuje się w sposób zupełnie pozbawiony humanitaryzmu i aż do krańcowego wyczerpania. Gdyby był konsekwentny i uważny, może nawet kogoś udałoby mu się przekonać. Ale nie jest i wychodzą wtedy takie na przykład „kwiatki”:

„Przyszedłem o 9:30, wyszedłem o 23:30. Na kolację pizza i Domino. I trzy dietetyczne coca-cole.
Parę razy ogarnęła mnie dziś w pracy nuda, więc włączałem WinQuote, stały serwis cen Microsoftu w NASDAQ”.

Zaraz, zaraz - po co siedzieć w pracy czternaście godzin, jeśli człowiek ma się tam nudzić?

„Większość pracowników zagląda do WinQuote kilka razy dziennie. No bo jeśli ktoś ma 10000 akcji (a mnóstwo ludzi ma znacznie więcej), to gdy cena wzrośnie o dolca, ten ktoś zarabia dziesięć tysięcy”.

Oczywiście Underwood jest właścicielem akcji Microsoftu, więc nic dziwnego, że interesują go notowania giełdowe.

O koledze z pracy, z którym także do spółki wynajmuje domek, Underwood/Coupland pisze tak:

„Może próbują się go pozbyć, ale wylać kogoś z Microsoftu to prawie całkowita niemożliwość. Administracja chyba dostaje od tego świra”.

Ale jednocześnie…

„Zwolnienia. Warto to sobie uświadomić: w każdej chwili czeka na nas praca w reklamie telewizyjnej. Wszyscy moi znajomi stąd mają określony termin odejścia, wszystkich czeka to za pięć lat”.

Miejsce pracy wydaje się wyjątkowo paskudne, a Coupland znakomicie przedstawia jego grozę:

„… dwupoziomowe budynki z pleksi, z oknami czarnymi jak Gwiazda Śmierci; drzewka, posadzone wokół parkingu, jakby ktoś je tam wkliknął myszą”.

Ja nie wiem, jak mogą wyglądać drzewa kliknięte myszą, ale trzeba przyznać, że autor umie budować nastrój przygnębienia i beznadziei. Zawsze też wydawało mi się, że przyciemniane szyby są bardzo dobrym pomysłem dla ludzi pracujących przez cały dzień przed monitorami. Czyżbym się mylił i w tych warunkach lepsze byłyby jasne, nasłonecznione pomieszczenia?

I tak dalej, i tym podobne, w tym stylu, tendencyjnie…

Za ciekawostkę uznaję fakt, że książkę całkiem nieźle się czyta, problem tylko w tym, że jest to wizja Douglasa Couplanda i lepiej nie wyrabiać sobie na jej podstawie wyobrażeń i sądów o firmie, branży czy zawodzie.
Jeśli dobrze pamiętam, to Microsoft został uznany Pracodawcą Roku 2006 i chyba nie tylko tego…