środa, 15 lipca 2009

Lepiej już chyba zdychać

„Lata patykiem pisane” – Wilhelmina Skulska, antologia


W ostatnim półwieczu, w Polsce, wydano całkiem pokaźną liczbę rozmaitych „piciorysów”, to jest opowieści alkoholików o ich życiu zaburzonym przez chorobę alkoholową. Pojedynczych i w rozmaitych zbiorach, wydanych samodzielnie i dołączanych do opracowań szerszych, autorów polskich i zagranicznych… kolekcjonuję je od lat.

„Lata patykiem pisane” są w moim zbiorku pozycją szczególną. Nie mam pewności, czy jest to pierwsza w powojennej Polsce antologia „piciorysów”, ale na pewno historie w niej zamieszczone dzieją się w czasach wyjątkowo odległych – sięgają bowiem, w większości przypadków, lat czterdziestych i pięćdziesiątych dwudziestego wieku, a jedna nawet rozpoczyna się za czasów carskiej Rosji.

„Piciorysy”, jak „piciorysy”, przeczytałem ich mnóstwo i nie są mnie w stanie już chyba niczym zaskoczyć, czy zaszokować. Ciekawe są natomiast te fragmenty relacji, które dotyczą sposobów i metod leczenia alkoholików w tamtych czasach.

Tylko trzy z prawie dwudziestu wspomnień mówią coś na temat jakichś bliżej niesprecyzowanych „klubów AA”. Reszta dzieje się w czasach, gdy Wspólnota Anonimowych Alkoholików w Polsce obecna jeszcze nie była, albo autorzy (alkoholicy) nie mieli z nią styczności.
Nie było też właściwie żadnej współcześnie rozumianej terapii odwykowej, a alkoholików próbowano „leczyć” apomorfiną (lek popularny kiedyś w leczeniu choroby Parkinsona i… w zaburzeniach erekcji), wywołującą gwałtowne torsje po spożyciu alkoholu, insuliną i fenactilem (lek przeciwpsychotyczny). Wygląda też na to, że często stosowanym elementem „kuracji” było obowiązkowe obserwowanie agonii pacjentów konających w atakach delirium tremens.

Niewątpliwie lektura ciekawa, ale zdecydowanie dla ludzi o mocnych nerwach.