„Wspólnota Anonimowych Alkoholików w Polsce” – Ireneusz Kaczmarczyk
Na przełomie wieków (XX i XXI) Ireneusz Kaczmarczyk poświęcił wiele czasu i zaangażowania badaniom jednego z fenomenów XX wieku, to jest Wspólnoty Anonimowych Alkoholików – w tym przypadku jej polskiej odmiany.
Najprawdopodobniej jest to jedyna taka współczesna pozycja w Polsce: napisana przez socjologa, doktora nauk humanistycznych, wykładowcę, trenera psychologicznego, terapeutę, nie alkoholika. Zwłaszcza to ostanie wydaje się ważne, gdyż, jak twierdził francuski antropolog Claude Lévi-Strauss, zupełnie czym innym jest oglądanie jakiejś społeczności z zewnątrz i od wewnątrz.
Ja z kolei od lat kolekcjonuję i czytam opowieści alkoholików, w tym Anonimowych Alkoholików, a więc mam niejako ogląd z obu stron.
W tym momencie natychmiast rodzi się pytanie: rację ma Kaczmarczyk czy Anonimowi Alkoholicy? Niestety, na takie pytanie odpowiedzieć się nie da. Głównie z tego powodu, że ocena i opinia na temat Wspólnoty AA, wyrażana przez różnych jej członków, nie jest jednorodna. Autor twierdzi na przykład, że członkowie AA posługują się specyficznym językiem: „We wszystkich rozmowach starałem się pozostawać w obszarze pojęć zapożyczonych przez badanych z ich środowiska. Jest to język specyficzny, właściwy wyłącznie dla Anonimowych Alkoholików, osób pozostających w programie terapeutycznym. Ten sposób prowadzenia narracji wydawał mi się jedynym umożliwiającym uchwycenie procesu zmian, a w szczególności zdarzeń i zachowań, które mogły na takie zmiany wskazywać”. Opinia na ten temat członków czy uczestników spotkań (mityngów) AA waha się od pełnego potwierdzenia do kategorycznego zaprzeczenia, z kilkunastoma pewnie stanowiskami pośrednimi.
Wybrałem ten przykład celowo, gdyż łatwo jest go przenieść na zupełnie inny grunt – większość ludzi oglądających telewizję nie zdaje sobie zupełnie sprawy z tego, że polszczyzna, jaką się tam słyszy nie istnieje w realnym życiu. W ten sposób ludzie nie mówią nigdzie (poza TV) – po prostu. Ale żeby to odkryć, trzeba by zrobić sobie ze dwa-trzy lata bezwzględnej telewizyjnej pauzy.
Co mogę zarzucić pracy Ireneusza Kaczmarczyka? Cytuje i powołuje się na wiele źródeł, zarówno polskich (Woronowicz, Woydyłło), jak i obcych, zagranicznych. Czasem pewne generalizacje są oczywiście możliwe, a nawet wskazane, ale nie zawsze, bo w wielu wypadkach okazuje się, że Wspólnota AA w Polsce ma swoją specyfikę i dzieła autorów, którzy się z tą polską odmianą AA nigdy w życiu nie zetknęli, mogą nie przystawać do naszych, polskich realiów.
Książka popularnonaukowa, momentami może nawet bardziej naukowa niż popularna (tabele, dane statystyczne, metodologia badań), jest jednak całkowicie do „przełknięcia” dla każdego czytelnika interesującego się choć trochę psychologią, socjologią czy antropologią.
Najprawdopodobniej jest to jedyna taka współczesna pozycja w Polsce: napisana przez socjologa, doktora nauk humanistycznych, wykładowcę, trenera psychologicznego, terapeutę, nie alkoholika. Zwłaszcza to ostanie wydaje się ważne, gdyż, jak twierdził francuski antropolog Claude Lévi-Strauss, zupełnie czym innym jest oglądanie jakiejś społeczności z zewnątrz i od wewnątrz.
Ja z kolei od lat kolekcjonuję i czytam opowieści alkoholików, w tym Anonimowych Alkoholików, a więc mam niejako ogląd z obu stron.
W tym momencie natychmiast rodzi się pytanie: rację ma Kaczmarczyk czy Anonimowi Alkoholicy? Niestety, na takie pytanie odpowiedzieć się nie da. Głównie z tego powodu, że ocena i opinia na temat Wspólnoty AA, wyrażana przez różnych jej członków, nie jest jednorodna. Autor twierdzi na przykład, że członkowie AA posługują się specyficznym językiem: „We wszystkich rozmowach starałem się pozostawać w obszarze pojęć zapożyczonych przez badanych z ich środowiska. Jest to język specyficzny, właściwy wyłącznie dla Anonimowych Alkoholików, osób pozostających w programie terapeutycznym. Ten sposób prowadzenia narracji wydawał mi się jedynym umożliwiającym uchwycenie procesu zmian, a w szczególności zdarzeń i zachowań, które mogły na takie zmiany wskazywać”. Opinia na ten temat członków czy uczestników spotkań (mityngów) AA waha się od pełnego potwierdzenia do kategorycznego zaprzeczenia, z kilkunastoma pewnie stanowiskami pośrednimi.
Wybrałem ten przykład celowo, gdyż łatwo jest go przenieść na zupełnie inny grunt – większość ludzi oglądających telewizję nie zdaje sobie zupełnie sprawy z tego, że polszczyzna, jaką się tam słyszy nie istnieje w realnym życiu. W ten sposób ludzie nie mówią nigdzie (poza TV) – po prostu. Ale żeby to odkryć, trzeba by zrobić sobie ze dwa-trzy lata bezwzględnej telewizyjnej pauzy.
Co mogę zarzucić pracy Ireneusza Kaczmarczyka? Cytuje i powołuje się na wiele źródeł, zarówno polskich (Woronowicz, Woydyłło), jak i obcych, zagranicznych. Czasem pewne generalizacje są oczywiście możliwe, a nawet wskazane, ale nie zawsze, bo w wielu wypadkach okazuje się, że Wspólnota AA w Polsce ma swoją specyfikę i dzieła autorów, którzy się z tą polską odmianą AA nigdy w życiu nie zetknęli, mogą nie przystawać do naszych, polskich realiów.
Książka popularnonaukowa, momentami może nawet bardziej naukowa niż popularna (tabele, dane statystyczne, metodologia badań), jest jednak całkowicie do „przełknięcia” dla każdego czytelnika interesującego się choć trochę psychologią, socjologią czy antropologią.