wtorek, 1 lutego 2011

Tajemnice bez tajemnic

„Tajemnice Carskiego Dworu: Zapiski Czerwonej Księżniczki” – Sofka Zinovieff

W jaki sposób pani Sławomirze Kaczmarek udało się tytuł „Red Princess. A Revolutionary Life” przetłumaczyć jako „Tajemnice Carskiego Dworu. Zapiski Czerwonej Księżniczki”, pozostanie pewnie zagadką na zawsze, tym niemniej uważam, że jest to sztuczka na poziomie znakomitego i niewątpliwie niezwykle ambitnego czasopisma „Fakt”.

Tytułową „czerwoną” księżniczką – zastosowałem tu cudzysłów, gdyż bez niego można by zakładać i przypuszczać, że chodzi o Indiankę, podczas gdy autorka miała na myśli jedynie sympatie polityczne – była urodzona w 1907 roku córka Sophy z Bobrinskich i księcia Piotra Dołgorukiego, Sofka. Autorką książki jest jej wnuczka, jak widać, też Sofka. Zresztą Sofek naliczyłem przynajmniej pięć, co w tej rodzinie wygląda nieomalże na obsesję, ale też wcale nie jestem pewien, czy kilku nie pominąłem. Przyznam, że w sposób istotny utrudnia to śledzenie nieco skomplikowanych koligacji rodzinnych.

W każdym razie Sofka dała Sofce swój pamiętnik, gdy ta miała lat szesnaście. Sofka zawartością pamiętnika Sofki nie interesowała się całymi latami i sięgnęła po niego właściwie dopiero dziesięć lat po śmierci Sofki. Sofka, czyli księżniczka Sophy Dołgoruka, zaczęła prowadzić swój pamiętnik w 1940 roku, kiedy już była obywatelką brytyjską, Sofką Skipwith.

Czemu Sofka zainteresowała się życiem babki i jej pamiętnikiem tak późno, detalicznie nie wiadomo. Nie wiadomo też właściwie, co ten pamiętnik zawierał, bo w książce brak cytatów czy konkretnych odniesień do jego treści. Jest za to mnóstwo spekulacji, podejrzeń, przypuszczeń, możliwości, hipotez, domysłów… Także trochę fotografii. Na jednej z nich, a jest to niezłej klasy artystyczny portret fotograficzny, Sofka wygląda prawie ładnie. Miała wówczas z piętnaście lat. Niestety, zdjęcie „dorosłe” przedstawia kobietę mniej więcej czterdziestoletnią, z wyraźną nadwagą, krzywymi zębami, szeroką twarzą rosyjskiej chłopki i papierosem w grubych paluchach.

Jednego w „Tajemnicach Carskiego Dworu” nie ma na pewno: jakichkolwiek tajemnic carskiego dworu. Sofka była dzieckiem, kiedy po przejęciu władzy przez bolszewików opuściła z rodziną Rosję, udając się na emigrację. Tak samo jak setki tysięcy innych „białych” Rosjan. Fakt, że formalnie rzecz biorąc była księżniczką, nie czynił z niej automatycznie uczestniczki życia carskiego dworu, znającej jakiekolwiek tajemnice czy sekrety. Rosja to był ogromny kraj – książąt i księżniczek było w nim całe mnóstwo.

Tym niemniej, jakby wbrew zamierzeniom samej autorki, książka ma pewną wartość. Jest na przykład niezłą relacją o losach dwóch, trzech pokoleń rosyjskich emigrantów; Sofka Zinovieff nieomalże tyle samo uwagi poświęca Sofce, swojej babce, co i Sofce (Sophy), jej matce. Nie wszyscy z tych ludzi byli bogaczami, ale nawet ci, którzy faktycznie byli milionerami i część majątku wywieźli z Rosji, szybko tracili te zasoby w związku z prowadzeniem hulaszczego trybu życia, na który w tych warunkach zdecydowanie nie było ich stać. Na przykład Sofka, matka Sofki, pracowała przez pewien czas w Paryżu jako kierowca taksówki, będąc – ponoć – całkiem niezłym lekarzem.

Drugi element, na który niewątpliwie warto zwrócić uwagę, wiąże się z psychologią wychowania, a dokładniej - z przenoszeniem z pokolenia na pokolenie pewnych zaburzeń czy dysfunkcji, zgodnie z zasadą: nie nauczy matka córki tego, czego sama nie umie. Jak się okazało w przypadku Sofki, ze skutecznym przekazywaniem nawet tego, co umie, były spore problemy. Sophy z Bobrinskich i jej drugi mąż, czyli ojczym Sofki, byli ludźmi kulturalnymi, oczytanymi, inteligentnymi (znali po parę języków), wykształconymi i w pewnym sensie nawet kompetentnymi. Sofka była „leniwa, niechlujna i niemoralna, po prostu zła”*, także niezbyt rozgarnięta – zdanie o niej, wyrażane przez rodzinę jej pierwszego męża, trudno uważać za obiektywne, tym niemniej faktem jest, że egzamin maturalny okazał się dla niej przeszkodą nie do pokonania.

Co w takim razie matka córce przekazała? Na pewno brak uczuć macierzyńskich i kompletny antytalent do zajmowania się, opieki i wychowania dzieci. Albo inaczej: autorka często opisuje charakter Sofek jako skomplikowany lub złożony. Jeśli pokusić się o szukanie odpowiedzi na pytanie, z czego konkretnie złożony, okazuje się to dość proste: z antysemityzmu i niebotycznego egocentryzmu.

O komunistycznych sympatiach Sofki w ogóle nie ma co wspominać, wydaje się to tak absurdalne, jak w przypadku Żyda, który po cudownym uratowaniu z holokaustu staje się z przekonania nazistą.

I wreszcie element trzeci. Książka obejmująca trzy pokolenia, ponad pół wieku, prowadząca czytelnika w galopującym tempie przez okres wielkich zmian i przemian społecznych, może pomóc zrozumieć, do pewnego stopnia rzecz jasna, świat obecny, dzisiejszy. Ano, na przykład…

Profesor Osiatyński pisał, że cechą charakterystyczną każdego alkoholika jest niedobór podstawowych, ważnych umiejętności życiowych i społecznych. Zakładam, że cechę tę można rozciągnąć także na inne uzależnienia – zdaje się, że WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) rejestruje ich co najmniej kilkadziesiąt. Zakładam, że w Polsce w roku 2011 około 30% dorosłych jest uzależnionych, ale… to inna sprawa – chodzi tylko o skalę zagadnienia.

Skąd się bierze, lub z czego może wynikać, ów brak umiejętności życiowych i społecznych? W czasach młodości Sofki do ulubionych rozrywek należały wizyty u krewnych lub przyjaciół. Jechało się do nich, różnymi środkami lokomocji, trzy dni. Albo dwa. Albo pięć. Z oczywistych względów mowy być nie mogło o wpadaniu do kogoś na godzinkę, na kawę. Odwiedziny, jakich zresztą wiele w swojej książce Sofka Zinovieff opisała, trwały wtedy tygodniami. Co z tego wynika? Ano to, że mieszkając z kimś tak długo pod jednym dachem, na pewno można go lepiej poznać i zrozumieć, niż podczas godzinnego „wpadnięcia”. Kwestia następna, może nawet ważniejsza, to nauka tolerancji i wyrozumiałości oraz zrozumienia dla odmienności drugiego człowieka – w tych okolicznościach niezbędna. Na to zwracam uwagę szczególnie: niezbędna. Bo teraz, niestety, jest zbędna. Ano, tak! Jak mi się u kumpla coś nie spodoba, to po prostu wkładam kapotę i wychodzę. Ba! W ciągu ostatnich dwudziestu lat zrobiło się jeszcze wygodniej, w razie czego – nie odpisuję na e-maile albo SMS-y, a to nie wymaga już przecież żadnego wysiłku, żadnego starania! I niczego nie potrzebuję się uczyć, żadnej trudnej sytuacji stawiać czoła!

Mamy więc pozorną (pozorną, bo tylko w sensie technologicznym) łatwość komunikacji oraz całkiem realny brak umiejętności porozumiewania się. Mamy też wokół coraz większą liczbę nieszczęśników, którzy z powodu niedoborów podstawowych umiejętności życiowych czy społecznych tak boją się życia i innych ludzi, a zwłaszcza złożonych relacji między nimi, że uciekają przed tymi wyzwaniami w rozmaite nałogi.

Wyciągam zbyt daleko idące wnioski? Przesadzam? Czyżby…

Sofka ewidentnie nadużywała alkoholu, a jej matka „wspomagała się” opium, i nie miało to bynajmniej miejsca w szczęśliwych i spokojnych carskich czasach.



---
* Sofka Zinovieff, „Tajemnice Carskiego Dworu. Zapiski Czerwonej Księżniczki”, tłum. Sławomira Kaczmarek, wyd. Bellona, 2009, s. 137