Jedno nie ulega wątpliwości – Jon Riccobono (jego stryjami byli mafiosi w starym stylu, Sam i Joseph), który z czasem zmienił nazwisko na Roberts, ojcem chrzestnym – takim, jakim prezentował kogoś takiego Mario Puzo – nigdy nie był. W książce, postawie i życiu bohatera mowy nie ma o żadnych kodeksach moralnych, o jakichkolwiek zasadach, o jakichś wartościach moralnych, czy priorytetach w postaci rodziny albo honoru. Jon Roberts to psychopata i morderca, któremu udało się wywinąć tylko dlatego, że w stosownym momencie poszedł na współpracę z władzami i zdradził… to i owo.
Zaczęło
się jeszcze w dzieciństwie…
„Jeśli
moje życie można podsumować za pomocą jednej reguły, będzie to ta, którą
wyjaśnił mi ojciec, gdy byłem dzieckiem: »Zło jest silniejsze od dobra. Jeśli
masz jakiekolwiek wątpliwości, stań po stronie zła« - zaczyna naszą rozmowę. –
Takie są zasady, którymi się kieruję. Dzięki temu w różnych sytuacjach
uzyskałem przewagę. Zło zawsze mi pomagało” [1].
Kiedy
Jon Roberts miał siedem lat, był świadkiem, jak jego ojciec zamordował
człowieka. Po prostu zastrzelił kierowcę, który blokował przejazd.
„Tato
dał mi jeszcze jedną lekcję, gdy mordował tego człowieka. Pokazał mi, że da się
uniknąć odpowiedzialności. Zupełnie inaczej niż uczą w szkole. Mój ojciec
zrobił to i nie poszedł do więzienia. Nie ukarał go Bóg, nie sprawił, że ojciec
zachorował na raka albo stracił nogę. To, co zrobił mój ojciec, nie wywarło na
świecie żadnego wrażenia. Uświadomiło mi, że jeśli jesteś ostrożny i nie dasz
się przyłapać, możesz zrobić wszystko” [2].
Nazwałem
Jona Robertsa psychopatycznym mordercą – jeśli komuś wydaje się, że to zbyt
ostra ocena, to…
„Zaczęliśmy
od wycinania małych plasterków skóry z głowy gościa. Tniesz jego klatkę piersiową,
plecy, brzuch. Pozwalasz, żeby jelita wypłynęły i zwisały mu przed twarzą.
Przesuwasz się w górę. Może to trwać godzinami. W końcu całe ciało zaczyna
wysuwać się ze skóry. Nawet jeśli jego kostki są przywiązane do drzewa,
wszystko się wyślizguje” [3].
„Nie
przyznam się, że zatłukłem gościa w stroju safari na śmierć. Ale kiedy z nim
skończyłem, połowa jego mózgu była w rynsztoku” [4].
Ale
największym problemem, choć zapewne trudno w to uwierzyć, nie były tego typu działania,
ale raczej fakt, że Jonowi sprawiały one przyjemność. Dla niego była to po
prostu świetna zabawa! Skąd o tym wiem? Od niego samego…
„Dla
mojego ojca zło było narzędziem. Na początku lat siedemdziesiątych zdałem sobie
sprawę, że się różniliśmy. Dla mnie zło było czymś więcej niż środkiem. Lubiłem
robić złe rzeczy” [5].
Książka
jest opowieścią Jona (oraz innych osób) o jego życiu. Wiele miejsca zajmują w
niej swego rodzaju porady – jak dokonać morderstwa, jak pozbywać się zwłok, jak
bić kolbą rewolweru, jak korumpować sędziów, jak wpływać na prokuratorów, i
wreszcie, w jaki sposób uniknąć trzystuletniej odsiadki, bo taki właśnie wyrok Jonowi
Riccobono, znanemu jako Roberts.
Zarabiał 400 dolarów miesięcznie, pielęgnując
trawniki bogaczy i 400 tysięcy dolarów miesięcznie, handlując kokainą. W
związku z tym nie ma i nigdy nie było żadnej szansy, by przekonać go, że zło
nie popłaca…
--
1. Jon
Roberts i Evan Wright, „Prawdziwy gangster”, przekład Alicja Gałandzij,
wyd. Znak, 2012, strona 16.
2. Tamże, strona 22.
3. Tamże, strona 86.
4. Tamże, strona 150.
5. Tamże, strona 154.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz