Dziennik (1953-1956) – Witold Gombrowicz
Złośliwiec i megaloman, którego „Dziennik
przypomina mi „Wykłady o literaturze” Vladimira Nabokova, o których pisałem kiedyś
między innymi: Kiedy okazało się, że
schemat ten powtarza się w większym albo mniejszym stopniu (często nawet
pojawiają się konstrukcje jakby rodem z gry: jest świetny, ale…, wyszło mu
znakomicie, ale…), doszedłem do wniosku – zaplanowanego zapewne przez autora i
jedynie słusznego – że pisarzem genialnym, którego dzieła nie zawierają żadnego
„ale”, jest i był tylko i wyłącznie Vladimir Vladimirovič Nabokov.
Czy Witold Gombrowicz był wybitny, utalentowany i
wspaniały? Ależ oczywiście! Takie etykietki mu przyklejono, więc tak jest i nie
chodzi mi absolutnie o to, by opinie te i przekonania negować.
Gombrowicz w pierwszym tomie „Dziennika” krytykuje
(czasem wręcz drwi i wyśmiewa) komunistów, katolików, Polaków w Polsce, Polaków
na emigracji, krytyków, pisarzy, malarzy, poetów, czytelników… Jednych może to
zachwycać, innych bawić, jeszcze kogoś złościć. A ja? Ja po prostu nie chcę w
tym uczestniczyć – w tym wiecznym niezadowoleniu i nieustającym, podszytym pogardą
rozdrażnieniu, to już nie mój świat, świat, do którego nie mam ochoty wracać; za
ciemny dla mnie, po prostu, za mroczny. Choć Gombrowicz znakomity. Bo nie chodzi o to, że mi się Gombrowicz
z „Dziennika” nie podoba… właśnie nie o to...
Nie znam się, nie rozumiem – ktoś powie –
ależ tak! Nie zmusiłem się do lektury innych jego dzieł – jak najbardziej.
Jestem dyletant i ignorant – pewnie, że tak! Z całym swym ograniczeniem pójdę
może kiedyś na spektakl jakiegoś Gombrowicza i z prymitywnym brakiem
zrozumienia podziwiał będę dekoracje, grę aktorów, scenografię… ale na jego
świat nie mam najmniejszej ochoty.
Ciekawym dopełnieniem "Dzienników" jest wydany nie tak dawno "Kronos". Wiele rzeczy się wyjaśnia... Ale z Gombrowiczem mam obecnie trochę podobnie ja ty: Świetny, ale przytłacza swoim egocentryzmem. Szkoda, że zapędził się w tę ślepą uliczkę. Z takim intelektem (pod wieloma względami wyprzedzającym epokę) mógłby coś więcej zrobić niż "tylko" do pary z Miłoszem "ustawiać głos współczesnej polszczyźnie" (opinia wyczytana w "Tako rzecze Lem"). Przez kilka lat (w czasie studiów) czytywałem Dzienniki prawie codziennie. Obecnie biorę je do ręki może z raz w roku. Ileż można tego : "Ja, ja, ja, ja..." ? :)
OdpowiedzUsuń