„Geniusze
fantastyki” – antologia (Anna Kańtoch, Romuald Pawlak i inni...)
Sześćdziesiąt cztery opowiadania dwudziestu ośmiu autorów – podobno. Starałem się liczyć, ale się pogubiłem. Gdyby antologia wydana została w formie papierowej, to liczyłaby zapewne z półtora tysiąca stron. Kosztowałaby pewnie też niemało. Jednak, przynajmniej na razie, jest to e-book wydany nakładem Genius Creations, do pobrania gratis ze strony wydawcy.
Kilka znanych nazwisk, ale też debiutanci. Ci ostatni zapewne usatysfakcjonowani wielce mianem geniuszy, ale czytelnicy mogą być nieco mniej zachwyceni, a nawet oszukani takim postawieniem sprawy.
W antologii, zwłaszcza tak wielkiej, sąsiadują ze sobą opowiadania bardzo różnej jakości, ale to oczywiste, spodziewałem się. Poza tym, rzecz jasna, to także kwestia gustu. Moim niezwykle skromnym zdaniem na miano genialnego nie zasługuje żadne opowiadanie, ale jest kilka całkiem niezłych.
Za wyjątkowo irytujące uznaję kończenie opowiadania w najciekawszym momencie, a coś takiego zdarza się w „Geniuszach” kilka razy. Możliwości są dwie: albo autor nie był aż tak genialny i nie miał pomysłu na ciąg dalszy, albo to sztuczka marketingowa, polegająca na prezentacji tylko części utworu, by czytelnik poszukał reszty – oczywiście już płatnej. Tak czy inaczej nie podoba mi się to.
Całość – powiedziałbym – przeciętna.
Kilka znanych nazwisk, ale też debiutanci. Ci ostatni zapewne usatysfakcjonowani wielce mianem geniuszy, ale czytelnicy mogą być nieco mniej zachwyceni, a nawet oszukani takim postawieniem sprawy.
W antologii, zwłaszcza tak wielkiej, sąsiadują ze sobą opowiadania bardzo różnej jakości, ale to oczywiste, spodziewałem się. Poza tym, rzecz jasna, to także kwestia gustu. Moim niezwykle skromnym zdaniem na miano genialnego nie zasługuje żadne opowiadanie, ale jest kilka całkiem niezłych.
Za wyjątkowo irytujące uznaję kończenie opowiadania w najciekawszym momencie, a coś takiego zdarza się w „Geniuszach” kilka razy. Możliwości są dwie: albo autor nie był aż tak genialny i nie miał pomysłu na ciąg dalszy, albo to sztuczka marketingowa, polegająca na prezentacji tylko części utworu, by czytelnik poszukał reszty – oczywiście już płatnej. Tak czy inaczej nie podoba mi się to.
Całość – powiedziałbym – przeciętna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz