„Dobry
adres to człowiek” – Dorota Terakowska
Czytałem „Ono” i „Poczwarkę”, i jakoś nie
rzuciły mnie na kolana. Właściwie uznałem, że dosyć będzie przygód z książkami
Doroty Terakowskiej, szkoda mi na nie czasu. Być może takie, naiwne dość,
manipulowanie emocjami czytelników, komuś się naprawdę bardzo podoba, ale…
Książka „Dobry adres to człowiek” trafiła
w moje ręce jakoś tak… przypadkowo. Nie miałem pojęcia, czym jest; spodziewałem
się powieści. Idea zbioru krótkich tekstów (zebranych przez Wydawnictwo Literackie
i wydanych po śmierci Terakowskiej felietonów, drukowanych w „Elle”, w latach
2003-2004) nawet mi się spodobała, ale kiedy okazało się, że jest ich tak
niewiele, rozczarowałem się do końca.
Z nutką lekkiej pogardy dla czytelników
Terakowska podejmowała w nich tematy bajek w nowym i starym stylu, testów na
człowieczeństwo, facetów w telewizyjnych reklamach i kobiet doznających orgazmu
na widok błyszczących kurków, wigilijnej tradycji, pożytkach z bycia innym niż
wszyscy, wartości dziwacznych rad rodziców…
Może kilkanaście lat temu, w czasopiśmie,
miało to sens, ale… Wydaje mi się, że własny czas można spożytkować
korzystniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz