Powieść sensacyjna
taka sobie, przeciętna dosyć; zapewne znacznie lepsza od setek innych, ale na pewno
nie jest to szczytowe osiągnięcie Dana Browna. Momentami wydawała mi się po
prostu naiwna i nużąca. Choć fabuła, idea, pomysł, rodzi sporo pytań, wątpliwości
i przemyśleń.
Skąd przyszliśmy? Dokąd zmierzamy? – podobno najważniejsze pytania
ludzkości, ale… Tak się zastanawiam i staram się sobie przypomnieć, czy ja
kiedykolwiek poświęciłem temu zagadnieniu więcej niż kilkanaście sekund? Nie
wydaje mi się. Zdaję sobie sprawę i zawsze zdawałem, że w chwili obecnej,
zadowalającej odpowiedzi na nie nie ma, więc nie zawracam sobie głowy
bombastycznymi kwestiami. Miliony ludzi prawdopodobnie mają podobnie. Bardziej
interesuje mnie, i nie tylko mnie, czy mi pieniędzy wystarczy do pierwszego,
niż „dokąd zmierza ludzkość?”.
Edmond Kirsch,
miliarder, naukowiec, wizjoner, zaciekły, wojujący ateista, podobno odkrył
odpowiedź na te fundamentalne pytania, a nawet znalazł dowody, które mają zadać
ostateczny cios religiom – wszystkim religiom. Swoje odkrycie Kirsch ma ogłosić
podczas spektakularnej prezentacji w Muzeum Guggenheima w Bilbao, którą śledzi on-line
wiele milionów ludzi. Jednym z nich jest specjalnie i osobiście zaproszony Robert Langdon,
profesor Uniwersytetu Harvarda, specjalista w dziedzinie ikonologii religijnej
i symboli, dawniej profesor Kirscha.
Przygotowania do
ujawnienia szokującej prawdy przeciągają się tak bardzo, że szybko można
zorientować się, że coś pójdzie nie tak i odpowiedzi nie zostaną zaprezentowane.
Tak też się dzieje. Edmond Kirsch zostaje zamordowany, a Langdon musi uciekać
wraz z atrakcyjną dyrektorką Muzeum Guggenheima, Ambrą Vidal, notabene narzeczoną
następcy hiszpańskiego tronu, gdyż oboje zostają oskarżeni o udział w spisku.
Langdon, Vidal oraz Winston,
SI (sztuczna inteligencja stworzona przez Edmonda Kirscha) starają się odnaleźć
odkrycie Kirscha, opublikować je oraz zdemaskować mroczne siły, które
zaplanowały zamach. Bo, kto jest wykonawcą, zabójcą, kto pociągnął za spust,
wiadomo od początku. Spisek zdaje się dotyczyć Kościoła katolickiego, dworu
królewskiego, sekty palmarian… Prawda, jak to zwykle u Browna, jest zaskakująca,
ale to dopiero pod koniec.
Możliwe, że jest to
pierwsza powieść sensacyjna/kryminalna, a w każdym razie nie s-f, w której
sztuczna inteligencja odgrywa tak wielką rolę. Winston jest pełnoprawną „osobą”
dramatu.
Ostatnia konkluzja
zupełnie już niezwiązana z wątkiem kryminalnym – chyba ten świat miałby się
lepiej bez chrześcijaństwa, a religii rzymsko-katolickiej w szczególności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz