czwartek, 15 października 2020

Niepolski, dziwny katolicyzm...

 „Dorosły człowiek dojrzała wiara” – Paul-André Giguère 

Spore zaskoczenie: jak niewiele można znaleźć informacji o książce w polskojęzycznym internecie (jakieś archiwalne aukcje na Allegro, księgarnia Tezeusz), bo o autorze to już chyba w ogóle nic. Zrozumiałem, czemu tak jest, kiedy przeczytałem blurb (to jest tekst na okładce) wydania polskiego, a w nim, że jest to pozycja dla tych, którzy z racji swoich funkcji w Kościele zajmują się kształtowaniem wiary dojrzałych, dorosłych ludzi o nadal niedojrzałej wierze. Czy w kraju, w którym w ciągu kilku ostatnich lat wybudowano 12 nowych szpitali i 1470 nowych kościołów, ktokolwiek w Kk zainteresowany jest zmianą infantylnej wiary dorosłych, często starszych ludzi? A po co? Zauważyłem też, że tytuł francuskiego oryginału jest prostszy niż polski, „Une foi d'adulte” – wiara dorosłych. 

Książka składa się z kilku części. W pierwszej, nawet dość obszernej Paul-André Giguère stara się wyjaśnić, jak rozumie pojęcie „człowiek dorosły, dojrzały”.

„Okres dojrzałości zazwyczaj charakteryzuje się stałością psychiczną. Człowiek uwił już swoje gniazdo. Posiada swój pogląd i system wartości, własną wizję świata jak też zespół czynników pozwalających mu na ocenę ludzi i rzeczy oraz na właściwe, stabilne zachowywanie się” [1].

 Kiedy można mówić o dojrzałych ludziach? Jakie są składowe tej dojrzałości? 

„Składają się na nie: samodzielność, doświadczenie, znaczenie roli i funkcji społecznej oraz stosunek do czasu” [2].

Zapewne już w tym momencie miałbym ochotę dyskutować z autorem, ale on tu i wiele razy jeszcze podkreśla, że chodzi mu o ludzi Zachodu, stosunki społeczne, mentalność, przekonania itd. itd. typowe i charakterystyczne dla świata i obywateli Zachodu. Nie wyjaśnia, czemu jego rozważania nie dotyczą Wschodu albo nie są uniwersalne. Może po prostu dlatego, że Wschodu nie znał lub nie rozumiał. 

Intrygujące wydało mi się rozróżnienie odmiennych typów światopoglądów u ludzi dorosłych (światopogląd intuicyjny, globalny, strukturalny) – brzmi to poważnie, ale sprowadza się do zasadniczej różnicy: jedni ludzie mają ugruntowane poglądy i chętnie przyjmują nowe informacje, bo może się okazać, że będą one ważne i zmuszą ich do zmiany przekonań, i drudzy, dorośli ludzie o ugruntowanych przekonaniach, którzy wkładają wiele wysiłku, by nie dowiedzieć się niczego, co mogłoby zmusić ich do weryfikacji tych własnych przekonań. Zainteresowało mnie to głównie dlatego, że z takimi postawami stykam się w swoim środowisku – ja jestem facetem typu pierwszego i nijak nie potrafię zrozumieć postawy numer dwa. Wyszło to w związku z naszymi różnymi przekonaniami politycznymi, a właściwie to ich przekonaniami dotyczącymi pewnej partii politycznej (narodowo-socjalistycznej, nazywanej przez politologów neobolszewicką), którą traktują bardzo podobnie jak religię.

Kwestie polityczne to tylko moja dygresja, ale okazuje się, co było do przewidzenia, że te różne typy światopoglądu, mają także znaczący wpływ na dojrzałą/niedojrzałą wiarę. 

Janusz Majcherek, filozof, socjolog kultury, profesor nauk humanistycznych, stwierdził, że ateiści na ogół lepiej wiedzą w co nie wierzą, niż wierzący w co wierzą. Jeśli człowiek nie wie w sumie w co wierzy, trudno raczej jego wiarę nazwać dojrzałą. 

„Aktualna formuła wiary Kościoła w Trójcę św. lub w boskość Chrystusa datuje się dopiero od przełomu czwartego i piątego wieku, a ostateczne ustalenie liczby sakramentów na siedem miało miejsce w Średniowieczu” [3]. 

Wiedziałeś/wiedziałaś o tym, że Jezus nie był Bogiem przez kilkaset pierwszych lat chrześcijaństwa? Że ktoś to wymyślił i zatwierdził tak późno? A jeśli ktoś ma możliwość decydowania, kto jest Bogiem, a kto nie, to czyja władza jest większa, jego, czy może tego nowo zatwierdzonego Boga? 

Podczas definiowania pojęć: dojrzałość, dorosłość, wiara, duchowość, autor używa innych pojęć, które też wymagają omówienia, wyjaśnienia, interpretacji. Te z kolei zawierają określenia, które… Przez pierwszych kilkadziesiąt stron irytowało mnie takie podejście, ale w końcu zrozumiałem, że właśnie o to chodzi, że pod koniec nie będzie żadnego powalającego na kolana odkrycia, czytelnik nie dowie się wreszcie „kto zabił”, że cała wartość tej książki polega właśnie na dyskusji wewnętrznej, jaką czytelnik toczy z propozycjami autora. A tak! Bo zwykle są to tylko propozycje, podpowiedzi, wskazówki, a nie jakaś jedynie słuszna racja i prawda.

Z przyjemnością i satysfakcją odnajdowałem w książce przekonania jakoś tam zbliżone do moich, ale kiedy okazywały się mocno odmienne od moich doświadczeń, to… mniej było miło, ale zapewne bardziej wartościowo. 

„Ludzie powtarzający stare prawdy są ludźmi wierzącymi tylko z pozoru. Prawda nie odnawiana świadomie przez człowieka jest prawdą zdradzoną” [4]. 

Jest dla mnie oczywiste, naturalne i konieczne (choć nie zawsze tak było), że co pewien czas muszę wietrzyć swoje poglądy. Mogłoby się bowiem zdarzyć, że moje przekonania nie przystają już do świata i życia, które zmieniły się w międzyczasie, a to z kolei może spowodować, że nie będą mi już dobrze służyły, choć zapewne kiedyś tam były zupełnie dobre. Natomiast brak weryfikacji przekonań może okazać się niebezpieczny. 

Zgadzam się całkowicie z autorem, że duchowość to nie jest religijność, ale mam wątpliwości co do kwestii wolnej woli, wyboru człowieka, który może Boga pokochać lub nie. Czy naprawdę jest to tylko kwestia postanowienia, że tę osobę (albo Osobę) pokocham, a tamtą nie? Przestało być prawdziwe powiedzenie, że miłość jest ślepa? 

Mógłbym tak długo, bardzo długo, ale nie w tym rzecz, żebym w gawędzie, opowieści, recenzji, dyskutował z autorem i treścią książki. Poza tym są w niej elementy, z którymi polemizować byłoby trudno – świadectwa konkretnych osób. Relacja Brigitte, na przykład, wywarła na mnie spore wrażenie. Szkoda, że tych świadectw nie ma więcej. Ale na koniec jeszcze jeden – obiecuję, że ostatni – cytat. To treść, powiedziałbym, moja, znana mi z własnego życia i dla mnie ważna.

„Do tej pory wszystko toczyło się harmonijnie. Życie rodzinne, życie zawodowe lub przynależność do określonej grupy przebiegały bez niespodzianek, z właściwym dla nich rytmem i ze znanymi zwyczajami.. Pojawiające się wątpliwości i niezadowolenia były łatwe do załatwienia dzięki dokonywanym dopasowaniom, stosunkowo łatwym do wprowadzenia w życie. Następnie, bardzo często be udziału świadomości, coś pęka. Początkowo nie zwracamy uwagi na te niewielkie, zewnętrzne przemiany; przejściowe stany niecierpliwości, brak zainteresowania niektórymi gestami lub zajęciami, niezrozumiałe uczucie niezadowolenia z pewnych wyjaśnień, zjawisk i rzeczy. […] Mówimy wtedy sobie: to przejdzie. Lecz to nie przechodzi. Symptomy stają się coraz liczniejsze i dostrzegamy je coraz częściej. Jeszcze nie niepokoimy się naprawdę ale już stajemy się bardziej uważni i stawiamy sobie pytania. Coś się dzieje, ale co? Czekamy. Czekamy, aż zobaczymy” [4].

Kilka już razy znajdowałem się w takim punkcie zwrotnym życia. Wiem wtedy, że czas na zmiany. Jednak dopóki nie wiem, na jakie zmiany, czekam. Okaże się… 

O ile coś takiego istnieje, to pozycję tę zaliczyłbym do literatury polemicznej. Poza tym – ciekawa i wciągająca momentami, choć trudna czasami.

  

 

 

 

 

 

--

1. Paul-André Giguère, „Dorosły człowiek dojrzała wiara”, przekład: Alicja Ratajczyk, wydawnictwo M, 1998, s. 12.

2. Tamże, s. 19.

3. Tamże, s. 33.

4. Tamże, s. 85.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz