„Krwawa Luna” – Patrycja Bukalska
Mówiono kiedyś, że dla milionów ludzi komunizm był czymś w rodzaju religii. Być może było to porównanie prawdziwe… dawno temu. Odnoszę wrażenie, że obecnie, gdy wielu Polaków jest religijnie aktywnych, choć w zasadzie niewierzących lub nieufających Bogu, nie byłoby ono najtrafniejsze.
Julia Prajs-Brystiger, 1902–1975, pisownia obu nazwisk bywała różna (Brüstiger, Preiss, Prajs, Bristiger); rodzice: Herman i Berta Preiss. Działaczka komunistyczna, przez 12 lat szefowa V Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. „Krwawa Luna” to solidnie udokumentowana, oparta na rzetelnych oraz stosunkowo łatwo dostępnych publicznie źródłach, reporterska opowieść, biografia,. Biografia, która zapewne nie spodoba się wszystkim tym, którym historia i fakty mylą się z partyjną (bez względu na nazwę partii) manipulacyjną demagogią i propagandą.
Julia Brystygierowa, sadystka, nimfomanka, z pejczem w ręku przesłuchiwała więźniów, zagorzała komunistka. To wiedzą wszyscy, ale… skąd wiedzą? Niewielu wie, że była też doktorem filozofii, osobą wybitnie inteligentną, władała kilkoma językami, miała talent pisarski. Jaka była prawda? A może, żeby zrozumieć Lunę, trzeba postarać się najpierw poznać komunizm? Ale tu znowu potrzebne są fakty, a nie partyjna nowomowa.
Kiedy mowa o komunie dzisiaj (2020), to zwykle jawi nam się gromada niemoralnych polityków, próbujących zniszczyć demokrację i przejąć władzę, żeby się samemu nachapać. Na początku komuniści nie mieli z tytułu swoich przekonań żadnych korzyści, nawet wręcz przeciwnie, i nie walczyli z demokracją, bo takowej wówczas nie było. Była pańszczyzna, praca po 12 godzin w strasznych warunkach w fabrykach za głodowe wynagrodzenie, brak jakiejkolwiek opieki socjalnej i zdrowotnej, makabrycznie wysoka śmiertelność dzieci.
Swoją działalność wywrotową zaczęła od organizacji strajku nauczycieli w Wilnie w 1929 roku. Dwa lata później trafiła po raz pierwszy do więzienia – za redagowanie komunistycznego „Przeglądu współczesnego”. W sumie wyroków skazujących było więcej i za kratkami spędziła ponad trzy lata…
Zsyłki, łagry, wieloletnie więzienia, prześladowania policyjne, nękanie… to były profity z bycia komunistą. Oczywiście później, gdy przejęli władzę, wszystko się zmieniło. Choć zmiany nie dotyczyły każdego i miały miejsce w nie każdej dziedzinie życia komunisty.
Urządzone było pewnie raczej skromnie, bo Luna nie przywiązywała wagi do przedmiotów. Wręcz przeciwnie, uważała, że nie należy o nie zabiegać, mieć więcej niż inni. Potem jednak poszła na ustępstwa i kupiła sobie auto – lubiła nim jeździć, wolno i ostrożnie. Poza tym prowadziła jednak skromne życie – wręcz ascetyczne. Nigdy nie zależało jej na rzeczach. Za to na książkach – tak.
Patrycja Bukalska przekopała tony akt z Archiwum Akt Nowych oraz dokumentów zgromadzonych przez Instytut Pamięci Narodowej (IPN), rozmawiała też z ofiarami stalinizmu, a konkretnie MBP, ludźmi aresztowanymi, więzionymi, skazywanymi za przekonania, represjonowanymi, starając się dociec, jak i skąd pojawiło się określenie „krwawa Luna”. I to wyniki tych poszukiwań wydają się szokujące.
Po roku 1956 (odwilż) pozycja Luny w aparacie bezpieczeństwa (UBP) słabła…W 1956 roku wpływy Luny mogły być słabsze, ale wcześniej o losach zatrzymanych przez Departament V decydowała często samodzielnie. W 1948 roku Luna zwolniła Marię Okońską, współpracowniczkę kardynała Stefana Wyszyńskiego i założycielkę tak zwanej „Ósemki”. To również ona stała za wypuszczeniem na wolność historyka Pawła Jasienicy, adiutanta majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, jednego z dowódców poakowskiej partyzantki.
Kiedy przeszła na emeryturę był nawet pomysł, żeby rozliczyć ją za działalność w MBP, ale…
Do procesu Luny nie
doszło. Wniosek prokuratorów został zablokowany przez Władysława Gomułkę. Być
może obawiał się on, że jeśli nie zatrzyma fali rozliczeniowej, zniszczony może
zostać cały aparat bezpieczeństwa. Choć oficjalnie Luna była tylko dyrektorem
departamentu, a w chwili złożenia tego wniosku była już na emeryturze, to jej
upadek mógłby pociągnąć za sobą innych… Na łaskawości wobec Luny mogła też
zaważyć wdzięczność Gomułki za pomoc okazaną mu we Lwowie w czasie wojny.
Cóż, Hitler i naziści też początkowo nie mieli różowo. A jedyne łagry i wywózki, jakich mogła doświadczyć Luna, to te zarządzone przez jej ideologicznych przyjaciół. I tak, komuniści od początku walczyli z demokracją i od początku byli bandytami. Terror rewolucyjny to nie pomysł Stalina, czy nawet Lenina - to pomysł Marksa i Engelsa. Lenin i Stalin jedynie ich idee wcielili w życie.
OdpowiedzUsuń>kiedy mowa o komunie dzisiaj (2020), to zwykle jawi nam się gromada niemoralnych polityków, próbujących zniszczyć demokrację i przejąć władzę, żeby się samemu nachapać<.
Ja widzę raczej bandę idiotów, którzy chcą budować raj na Ziemi, a potem potem okazuje się, że wielu ludzi do raju nie pasuje, więc trzeba się ich pozbyć. I dziś takich idiotów nie brak. Natomiast towarzysze pokroju Kwaśniewskiego, Millera czy Cimoszewicza, to zwykli bezideowi karierowicze, tacy odnajdą się w każdym systemie, a jako wygodniejsi z czasem zastępują ideowych durni (i rewolucja pożera swoje dzieci).
Natomiast ta książka to kolejne feministyczne fiksum-dyrdum. I łejejej, jaka ta kobieta jest pokrzywdzona. Fatem jest, że nie ma pewności, że osobiście stosowała tortury, bo nie musiała. Miała od tego ludzi. Hitler też nikogo osobiście nie zamordował.
Dzięki za tę recenzję. Ona tworzy pewien 'bufor' czy rodzaj przedsionka, przez który łatwiej przejść do tematu:namysłu nad ludzkim życiem i możliwościami przemiany świadomości. O "krwawej Lunie" wiem od wielu lat, ale zatrzymałem się na szpicrucie i szufladzie. I tak to leżało sobie. Kilkadziesiąt lat życia wpływowej osoby skompresowane do dwóch skojarzeń. Szpicruta w żydowskiej szufladzie. I już zaklasyfikowane. Przeczytałem kilka lat temu wywiad Torańskiej z jej synem (w którym się zresztą od matki zaraz w pierwszym zdaniu odciął) i powstał dysonans poznawczy. Bo jak to: ta strzyga wydała na świat człowieka? Który, na dodatek, został profesorem muzykologiem? A nie zomowcem, kibolem? Czytam obecnie równolegle "Krwawą Lunę" Bukalskiej i "Krzywe litery" Prajs i próbuję się wczuć w sytuację międzywojnia (oraz lat poprzedzających) z perspektywy wykształconej kobiety należącej do mniejszości narodowej/religijnej. Nie wybieramy miejsca, czasu, rodziny, wyznaniaw których przychodzimy na świat. Nie wybieramy płci. Nie wybieramy urody, typu osobowości, inteligencji. No i tego czy akurat jest pokój i dobrobyt czy zawierucha wojenna i chaos. Jakbym żył mając takie warunki startowe jak Luna? Nie wiem oczywiście na pewno. Nie wiem nawet jak by wyglądało moje własne życie gdyby zmienić jakiś jeden nieznaczący parametr (tylko co to znaczy nieznaczący? Efekt motyla mi się tu od razu nasuwa...) w przeszłości. To były burzliwe czasy i odkąd udało mi się uświadomić sobie taki mechanizm jak "prezentyzmu" stosowany bezwiednie i automatycznie do ocen i osądów przeszłości (zwłaszcza u innych niż my sami i nasi bliscy osób), to zrobiłem się ostrożny. Ale zarazem ciekawski. I grzebię w tej przeszłości uwolnionej od zastygłych kategorii współczesnych. To tak jak by się owady oglądało zatopione w bursztynie i bursztyn był za szybą w gablocie. Ale można gablotę otworzyć (choć nie jest łatwo), bursztyn wyjąć. Przed rozwierceniem go nauczyć się jeszcze chemii i entomologii (i obsługi wiertarki i innych narzędzi) i już można wziąć owada pod lupę, mikroskop, badać mu DNA itd. Trzeba mieć jeszcze czas i warunki. To co się tam ukazuje jest conajmniej... zaskakujące. Albo i szokujące. Szkło powiększające odbija światło i można też kawałek siebie ujrzeć w refleksie. Dzięki Meszuge! Za wszystko. Pewne tematy wychodzą na światło świadomości dopiero po wielu latach. :)
OdpowiedzUsuń