wtorek, 15 marca 2022

W głębinach umysłu szalonego

 „Wizje” – Anna Krystaszek

Po przeczytaniu tysiąc powieści sensacyjnych i kryminalnych wpadło mi do głowy, że pewnie dałbym radę i ja napisać coś takiego. Jeśli nie samodzielnie, to jako kompilację powtarzalnych elementów, sytuacji, nawet zwrotów i określeń. Drobne korekty uchroniłyby mnie przed posądzeniem o plagiat. Zacząłbym od policjanta lub detektywa, który właśnie przechodzi na emeryturę lub wybiera się na długo odkładany urlop. Powinien być samotny, bo żona się z nim rozwiodła (nigdy odwrotnie) lub zmarła. Koniecznie musi mieć szefa palanta i karierowicza. W sąsiednim wydziale musi właśnie zaczynać pracę nowa policjantka, laborantka, anatomopatolożka itp. U autorek dziewczyny są zawsze śliczne, a kochające żony gotują obiady pyszne (żony odchodzące gotują źle lub wcale). Autorzy używają innych zwrotów i określeń Ot, taka ciekawostka.
Czemu nie zrealizowałem tego pomysłu? Wprawdzie miałem pod ręką, w przeczytanych książkach, wypełnienie, mięso, ale potrzebny był jeszcze szkielet, czyli to coś, na czym zbudowana byłaby cała historia, zagadka, intryga, clou programu. Tego już odpisać od kogoś nie mogłem.

„Wizje” Anny Krystaszek zawierają wszystkie typowe elementy – w pewnym sensie to i dobrze, bo jako czytelnik czułem się swojsko, jak u siebie, po domowemu, w ulubionych kapciach.
Autorka podjęła spore ryzyko zbudowania fabuły na narracji wielu różnych osób. W jednym rozdziale narratorem jest psychiatra, Ryszard Lasak (jego żona gotuje pysznie), w innym policjant Igor Szulc zwany Czarnym, który właśnie wybierał się na urlop, gdy ściągnięty został do nietypowej sprawy, w kolejnym Paulina Brzezińska, śliczna pacjentka szpitala psychiatrycznego, w dalszym prokurator, Jan Hejda, Katarzyna Hejda, Zuzanna Skalik, Klaudia Żukow… Napisałem, że jest to konstrukcja ryzykowna, bo jeśli nie zrobi się tego dobrze, to czytelnikowi będzie się mylić i mieszać. Pani Krystaszek poradziła sobie z tym wyzwaniem zadowalająco.

Historia od początku przedstawiona jest bardzo prosto – to sobie cenię, to trzeba umieć – owszem, jest ona nieprawdopodobna, ale to inna sprawa. Do szpitala psychiatrycznego trafia śliczna pacjentka, która twierdzi, że kogoś zabiła. Szybko jednak modyfikuje swoją opowieść i twierdzi, że zabójstwa wkrótce dokona jakaś „ona”. Czyn, ofiarę i miejsce zajścia opisuje bardzo dokładnie, a nawet rysuje. Kilka dni później znalezione zostają zwłoki mężczyzny, a wszystkie detale zgadzają się z wizjami Pauliny Brzezińskiej, która nie opuszczała zamkniętego oddziału i, spacyfikowana lekami, nie wiedziała co się na bożym świecie dzieje. Psychiatra, Ryszard Lasak, kontaktuje się z policją i tak sprawa trafia do Szulca i Hejdy.

Zamordowany mężczyzna, Żukow, wiele lat wcześniej uratował z pożaru dwie dziewczynki: swoją córkę oraz córkę sąsiada; troje innych dzieci spłonęło. Żukow zawiadomił policję, że podpalenia najprawdopodobniej dokonali rodzice dzieci, dla odszkodowania. Trafili oni za to do więzienia. Podpalacz (przyznał się) mógłby mieć powód, by się mścić na kapusiu, Żukowie, ale przecież nie opuszczał więzienia, dostał dożywocie.
Sprawy zabójstw, bo były następne, wizji Brzezińskiej i podpalenia, ewidentnie się łączą, choć początkowo, nie wiadomo jak. A jakby komplikacji było nie dosyć…

To, co nam robiła, było i złe, i dobre. Sprzedawała nasze ciała, ale też o nas dbała. Miałyśmy wszystko, na co przyszła nam ochota. Ładne ubrania, kosmetyki, telefony, alkohol i narkotyki. Była dla mnie trochę jak matka, której nigdy nie miałam. Więc chyba nie mogłam powiedzieć, że była zła[1].

Pojawia się kwestia czerpania zysków z pedofilii i stręczenia dzieci zboczeńcom.

Akcja powieści dzieje się… nie, nie napiszę tego, co w recenzjach wydaje się obecnie obowiązkowe, czyli nie użyję określenia „wartko”. Więc dzieje się błyskawicznie, ekspresowo, galopem, prędko, pośpiesznie, pędem, żwawo, piorunem… Kolejne rozdziały, czyli kolejne elementy kryminalnej układanki, dzieli dzień lub zaledwie kilka godzin. Te rozdziały nie są zbyt długie i złapałem się na tym, że czytałem do później nocy, bo… jeszcze tylko jeden, jeszcze strona, jeszcze kawałek. Dobra robota autorki.

Pani Krystaszek, skoro na profesjonalizm redaktorek nie można liczyć, proponowałbym zwrócić uwagę na coś takiego: skoro Brzezińska „krążyła dziś po całym szpitalu wyraźnie niespokojna…”[2], to nie mogła jednocześnie przebywać w specjalnym, zamkniętym oddziale. Oddział i szpital to nie są synonimy. Czytelnikom radzę nie zwracać uwagi na takie wpadki. I jeszcze jedno – jeśli płeć autora i narratora ma być różna, to zabieg taki wymaga warsztatu pisarskiego na najwyższym poziomie. Autorce, kobiecie, może wydawać się, że wtrącając co trochę „cholercia” w monologi lub myśli jednego z narratorów, stworzy wrażenie, że wypowiada się twardy facet, ale obawiam się, że to nie wystarczy, więc bohaterowie męscy są w „Wizjach” mniej wiarygodni od postaci kobiecych.
Poza tym powieść uważam za bardzo dobrą i polecam ją z czystym sumieniem.







--
[1] Anna Krystaszek, „Wizje”, Muza, 2022, s. 9.
[2] Tamże, s. 175.










@wydawnictwomuza, @muza.black, # wizje, #muza


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz