„Rozdroże kruków” – Andrzej Sapkowski
„Rozdroże kruków” to prequel (neologizm złożony z przedrostka „pre-” łac. „przed” i „sequel” - "kontynuacja", oznaczający utwór literacki lub filmowy opowiadający wydarzenia wcześniejsze niż opisane w pierwowzorze) wszystkich wcześniejszych książek o Wiedźminie, zarówno powieści jak i zbiorów opowiadań.
Autor zaprezentował tu młodego Geralta, który stosunkowo niedawno ukończył szkolenie wiedźmińskie pod kierunkiem Vesemira w siedliszczu wiedźminów, w Kaer Morhen. We wszystkich późniejszych częściach wiedźmińskiej sagi Geralt z Rivii był doświadczonym wiedźminem, człowiekiem kulturalnym, obytym nawet na dworach królewskich i książęcych. W „Rozdrożu kruków” poznajemy umiarkowanie lotnego chłopka roztropka, który nie rozumie wielu słów, nie zna wielu potraw, nie zawsze wie, jak się zachować, gada jak parobek („no weź…”), mieczem robi nawet skutecznie, ale bez finezji. Powieść zaczyna się od tego, że został pojmany przez plebs i żołdactwo, i prawie powieszony, bo zachciało mu się ratować z opresji dziewkę i jej ojca. Z poważnego kłopotu uratował go stary wiedźmin, Preston Holt. Uratował i zaprosił do współpracy.
Z czasem okazuje się, że z Geralta wiedźmin też jakiś taki… wybrakowany – mimo wypicia stosownych eliksirów, w pewnych sytuacjach, zdarzają mu się napady paniki.
Dygresja. Po latach pracy w księgarniach, po tysiącach rozmów z czytelnikami, odkryłem, że dzielą się oni na dwie grupy: tych, których interesuje, co będzie dalej (kto zabił?) oraz tych, którzy poza fabułą dostrzegają też warsztat pisarski, odróżniają dodatkowo powieści dobrze i miernie napisane.
Tym pierwszym „Rozdroże kruków” zapewne będzie się podobać, może nawet bardzo. Tym drugim już niekoniecznie. Bo pisarstwo Sapkowskiego się zmieniło. Powieść jest poprawnie napisana, fabuła może i ciekawa… momentami. Ale jakoś w tym wszystkim zabrakło lekkości, polotu, humoru, rozmachu… geniuszu.
„Rozdroże kruków” przypomina mi prequele i sequele „Diuny” napisane przez Briana Herberta i Kevina Andersona lub „Ojca chrzestnego” autorstwa Marka Winegardnera. Owszem, fabuła się zgadza, ale to już zupełnie nie to pisarstwo. Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – ta powieść nie jest taka zła, jest po prostu gorsza od pierwszych tomów opowieści o wiedźminie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz