Najpierw oczywistość: np. w
Niemczech przesyłka nadana do południa doręczana jest następnego dnia (wyjątek
mogą, choć nie muszą, stanowić wyspy). Usługa świadczona jest tak
szybko, jak to tylko możliwe, w końcu klient za to płaci, a więc przesyłki
priorytetowe nie są znane.
Polska rzeczywistość A.D. 2014,
wiosna:
a) wysyłam list ze zwrotnym
potwierdzeniem odbioru – jest to usługa opłacana z góry i dość kosztowna; list
– niepodjęty przez adresata – wraca do mnie, jednak okazuje się, że za jego
odzyskanie muszę dodatkowo słono zapłacić.
b) trzy listy (z miasta
wojewódzkiego do miasta wojewódzkiego oraz stolicy), opłacone dodatkowo (i
dość drogo) jako priorytetowe, docierają do adresatów po 5-7 dniach
roboczych. Reklamacji mi nie uznano, gdyż według Poczty Polskiej „priorytet to
usługa przewidywana, a nie gwarantowana”. Tak więc ja zapłacić muszę z góry (a
nie tylko przewidywać, że zapłacę, jeśli jakość usługi będzie
satysfakcjonująca), natomiast zastanawiam się, za co konkretnie, bo wychodzi
mi, że za wróżby i przepowiednie.
Jakość usług świadczonych
(realnie!) przez Pocztę Polską jest gorsza niż za czasów Królestwa Kongresowego
i Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Jednak największy problem polega na palącym i
dotkliwym braku „komuny” (skończyła się ponad ćwierć wieku temu), na którą
można byłoby przerzucić odpowiedzialność za ten stan rzeczy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz