„Rzeczy
ukryte” – Richard Rohr
Richard
Rohr, franciszkanin, założyciel i dyrektor Centrum Działania i Kontemplacji w
Albuquerque w stanie Nowy Meksyk (USA), napisał tę książkę na podstawie cyklu
wykładów, które wygłosił w 1998 roku. Jednym zdaniem można ją określić jako
próbę odnalezienia duchowej relacji, intymnego związku między doświadczeniem
człowieka a Biblią, Pismem Świętym Starego i Nowego Testamentu.
Autor
„Rzeczy ukrytych” uprzedza już na samym początku:
„Muszę
ostrzec czytelnika, że jeśli rzeczywiście chce zmierzyć się z tekstem, to choć
przeżyje ekscytującą przygodę, musi też jednak liczyć się z rewizją
dotychczasowych wyobrażeń zarówno o Piśmie Świętym, jak i o samym sobie”[1].
Przygód
się nie bałem, nawet ekscytujących, weryfikacji przekonań też nie, a mimo to do
lektury najnowszego dzieła Rohra przystępowałem z mieszanymi uczuciami. À
propos mieszanych uczuć – podobno pojawiają się tylko w jednej sytuacji
życiowej, mianowicie wtedy, kiedy narżnie się w gacie, bo to z jednej strony
ulga, a z drugiej wstyd.
Żeby
wyjaśnić moje miesz… moje ambiwalentne uczucia, jakie żywiłem do tej książki,
posłużę się dowcipem, który usłyszałem niedawno od prowadzącego rekolekcje
jezuity.
Komandosi
trenują skoki spadochronowe. Jednego z nich wiatr zniósł naprawdę bardzo
daleko, w okolicę zupełnie nieznaną, a do tego zaczepił się i zawisnął na
drzewie. Zgubił swój komandoski nóż, linki poplątały się na amen – ani się
odciąć, ani odpiąć. Na wołanie o pomoc pod drzewem zjawił się, przechodzący
niedaleko, mężczyzna. Komandos pyta go: „gdzie jestem?” Na to mężczyzna, po
chwili namysłu, odpowiada: „wisisz na drzewie”. W tym momencie komandos zgaduje
– „jesteś księdzem, prawda?”. Mężczyzna, wielce zaskoczony, w końcu ubrany jest
w cywilne ciuchy, nawet bez koloratki – „tak, jestem księdzem, ale jak ty to
odkryłeś?”. Na to komandos: „bo twoja odpowiedź, jak zwykle u księży, jest
absolutnie prawdziwa i absolutnie bezużyteczna”.
Bardzo
chętnie porozmawiałbym albo poczytał o mniej zrozumiałych, czasem nawet
szokujących fragmentach Biblii, ale jeśli ktoś miałby mi tłumaczyć zagadnienia
banalne, omijając za to skrzętnie te autentycznie problematyczne, to… naprawdę,
szkoda mojego czasu. Typowym przykładem mogłoby być omawianie historii Hioba
bez zwracania uwagi na losy jego pierwszej rodziny, historia plag egipskich z
pominięciem tego, co Bóg robił z sercem faraona, historia trzydziestu
srebrników i wielu podobnych. Jednak Richarda Rohra lubię, cenię, mam do niego
zaufanie, więc… przeczytałem.
Zauważyłem
pewną prawidłowość – książka zwykle wydaje mi się bardziej wiarygodna, gdy
odnajduję w niej treści, które już wcześniej poznałem, odkryłem, doświadczyłem.
Tak było i tym razem.
Od
dawna przekonany jestem, że Bóg jest całkowicie suwerenny, więc człowiek nie
może Go do niczego zobowiązać, na przykład dobrym zachowaniem. Wynika to
zresztą z Pisma Świętego, wystarczy choćby przypomnieć sobie przypowieść o synu
marnotrawnym. Oznacza to, że człowiek nie jest w stanie zrobić niczego więcej, niczego
lepiej, żeby Bóg kochał go bardziej, ani niczego nagannego, złego, żeby kochał
go mniej. Jeśli na tym najpiękniejszym ze światów istnieje w ogóle miłość
bezwarunkowa, to taką właśnie miłością Bóg kocha człowieka. Mimo to w tysiącach
polskich domów usłyszeć można skierowane do dzieci komunikaty typu: jeśli tego
nie zrobisz (albo jeśli czegoś robić nie przestaniesz), to Jezusek nie będzie
cię kochał. Bzdura kompletna! I krzywda.
W
każdym razie z satysfakcją przyjąłem, że i Richard Rohr najwyraźniej jest
przekonany, iż Boga nie możemy zmusić do przyjęcia określonej postawy albo
działań poprzez takie lub inne nasze zachowanie, postawę.
Następna
identyfikacja dotyczyła szeroko pojmowanej tematyki duchowości. Zagadnienia te
interesują mnie od dawna i od dawna przekonany jestem, że duchowość jest
codzienna, powszednia i praktyczna; z uniesieniami religijnymi, ekstatycznymi
wizjami, olśnieniami, zachwytami i innymi „odlotami” niekoniecznie ma cokolwiek
wspólnego. I w tym przypadku okazało się, że Richard Rohr prezentuje w swojej
książce przekonania podobne.
„Stworzyliśmy
straszliwy dualizm, dzieląc świat na to, co duchowe, i to, co (jak twierdzimy)
nieduchowe. Jezus przyszedł właśnie po to, by ujawnić kłamstwo tego dualizmu.
Zasada Wcielenia głosi, że materia nigdy nie była oddzielona od ducha”[2].
W
„Rzeczach ukrytych” autor podejmuje wątki krwi, chleba, wody, jedności,
wyjaśnia szczególną wartość monoteizmu, specyfikę opętania, zagrożenia
fundamentalizmu… Niezwykle ciekawe są, nierozwiązane do dziś, a może
rozwiązywane nieustannie, aporie chrześcijaństwa (na przykład ciało kontra
duch, przywództwo kontra wspólnota).
Znalazłem
w „Rzeczach ukrytych” także inną nieco kategorię stwierdzeń, jak choćby to:
„Sądzilibyśmy
zapewne, że wszyscy chcą Boga. Zazwyczaj jednak pada odpowiedź: Panie, nie
jestem godzien. Wolę religię i moralność, dzięki którym odnoszę wrażenie, że
własnym wysiłkiem zdołam wygrać kosmiczne zawody”[3].
Wpadło
mi wtedy do głowy pytanie: jeżeli ojciec franciszkanin zastanawia się i
rozważa, czy ważniejszy jest kontakt, więź, bliskość z Bogiem, czy może
Kościół, moralność i religia, to co sądzą o tym:
a)
wierni, którzy uważają się za religijnych,
b)
przełożeni tegoż ojca franciszkanina?
Ja
w każdym razie gratuluję mu odwagi i bezkompromisowości w głoszeniu przekonań,
zwłaszcza tych mniej popularnych.
Adam
i Ewa (Rohr wspomina o nich) mieli dwóch synów: Kaina i Abla. Kain zabił Abla,
więc pozostały trzy osoby – dwóch mężczyzn i jedna kobieta – które ostatecznie
zaludniły ziemię. Przez moment miałem nadzieję, że w „Rzeczach ukrytych” znajdę
jednoznaczną odpowiedź na pytanie: czy w takim razie wszyscy jesteśmy dziećmi
kazirodztwa? Tu jej jednak nie było. Może w innej książce, innego autora, innym
razem…
„Rzeczy
ukryte” – zdecydowanie polecam, zwłaszcza tym, którzy naprawdę szukają Boga i
poważnie zainteresowani są duchowością chrześcijańską. Cytaty z Pisma Świętego,
tłumaczone samodzielnie przez Rohra, bardzo ciekawie swoją drogą i inspirujące,
proponuję sprawdzać też w oficjalnej, aktualnej wersji Biblii.
--
[1]
Richard Rohr, „Rzeczy ukryte”, przekł. Marek Chojnacki, wyd. WAM, 2015, s. 27.
[2]
Tamże, s. 31-32.
[3]
Tamże, s. 51.
Adam i Ewa mieli inne dzieci. Proszę dokładnie przeczytać Księgę Rodzaju rozdział 4 werset 25, rozdział 5 wersety 3 i 4.
OdpowiedzUsuńElżbieta
Oczywiście - zastosowałem pewne uproszczenie, bo te inne dzieci nie zmieniają sytuacji, nadal mamy rodziców i dzieci, którzy musieli rozmnażać się ze sobą nawzajem. Czy z matką spał syn trzeci czy piąty, to i co za różnica? Jeśli brat kopulował z siostrą, to ca za różnica, który brat, z którą siostrą?
UsuńNiektóre źródła wspominają też o Lilith.
OdpowiedzUsuńZainteresowanym polecam Google albo ten link chociażby:
http://www.kosciol.pl/article.php/20040414214808845
Oczywiście. Chodzi o niebiblijną tradycję rabinacką.
Usuń