„Służby
specjalne. Podwójna przykrywka” – Patryk Vega
Tak
więc w pracy tej można mieć wyjebane,
przejebane, ujebane, zajebane, najebane, odjebane i pewnie kilka innych, bo w
odmianie tegoż słowa Jarosław Pieczonka jest wyjątkowo sprawny. W snuciu
opowieści, które świetnie się czyta, ale z których właściwie niewiele wynika –
też. Ale… do rzeczy.
Pan
Pieczonka jest byłym funkcjonariuszem kontrwywiadu wojskowego, policji, CBŚ,
ABW i czego tam jeszcze. Inwigilował przestępczy półświatek Wybrzeża, jako
policjant ochraniał kantory waluciarzy; pracował pod przykryciem dla polskich nowobogackich.
Książka
jest pozornie wywiadem/rozmową Patryka Vegi z Jarosławem Pieczonką. Pozornie,
bo Pieczonka snuje swoje – mocno ubarwione – opowieści, a Vega zadaje wybitnie
inteligentne i niewątpliwie głęboko przemyślane pytania w stylu: To znaczy? Co
to jest? Jak? Czemu? Co było dalej? Kiedy to było?
Czy
historie opowiedziane w książce są prawdziwe? Oczywiście są podkoloryzowane,
ale nie jest wykluczone, że w pewnej mierze są relacją z autentycznych
wydarzeń; dopiero pod koniec lektury zorientowałem się, że wprawdzie świetnie
się bawiłem, ale rzetelnej wiedzy, czyli konkretnych faktów pozostało mi w
pamięci bardzo niewiele. I jedna tylko konkluzja – jeśli tak wygląda
praworządność w demokratycznej Polsce, jeśli tak działają policje, tajne
służby, prokuratury i sądy, to… za „komuny” aż tak koszmarnie źle u nas nie
było…
Ostatni
rozdział, dotyczący ochrony statków przed somalijskimi piratami w cieśninie Bab
al-Mandab, co ciekawe, wydaje się najbardziej wiarygodny.
Rozrywka
całkiem niezła, jeśli czytelnik potraktuje wszystkie te rewelacje ze zdrowym
dystansem i pewnym sceptycyzmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz