„Fatalne kłamstwo” – Valerie Keogh
Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32) – jeśli to nawet czasem bywa prawdą, w co często wątpię, to trzeba też przyjąć do wiadomości, że to „wyzwolenie” nie oznacza automatycznie szczęścia. Bywa, że wręcz przeciwnie.
Rok 2020. Trzy przyjaciółki rozbierają się do naga, stają na krawędzi stromego klifu, zamierzając wspólnie popełnić samobójstwo. A przynajmniej tak ma to wyglądać. To pierwszy, ale nie jedyny raz w książce, kiedy okazuje się, że coś nie jest jednak tym, czym się z początku wydawało.
Rok 1997. Beth Anderson, Joanne Mardsen i Megan Reece rozpoczynają studia na londyńskim uniwersytecie. Spotykają się przypadkowo i szybko zaprzyjaźniają.
Trzy dziewczyny, jedna szczera i obcesowa, druga niepewna i podejrzliwa, trzecia skupiona i zdeterminowana. Prawdopodobnie nigdy by się nie zaprzyjaźniły, gdyby nie przypadkowe spotkanie w księgarni i niezręczna sytuacja w kafejce[1].
Kiedy przyjaciółki skończyły studia, po wyprowadzce z akademika, ale jeszcze zanim każda wyruszyła w swoją stronę, realizować własne plany i marzenia, postanowiły spędzić razem trochę czasu poza Londynem. Joanne wymyśliła, że pojadą do pustego bungalowu znajomych jej rodziców, w dziurze zabitej dechami o nazwie Capel-le-Ferne.
Po przybyciu na miejsce najpierw sobie popiły, a następnie wybrały się imprezować dalej do jedynego w tej pipidówce pubu. A tam… niestety… Megan zostaje zgwałcona przez lokalnego wiochmena, Matta Petersa. Megan zabrania przyjaciółkom wezwać policję; wymusza na nich obietnicę, że o tym zdarzeniu nie powiedzą nigdy nikomu.
Mija dwadzieścia lat, przyjaciółki są już „ustawione” życiowo. Na jakiejś imprezie pijana Beth zdradza tajemnicę Megan jej partnerce, Trudy. Megan, nie chcąc budować wielkiej miłości i najważniejszego związku w życiu na kłamstwie, wyznaje Trudy, że przed laty, tak naprawdę nie chodziło o gwałt, że oszukała swoje najlepsze przyjaciółki, perfidnie okłamała Joanne i Beth. Trudy kategorycznie żąda i jest to warunek ich wspólnego życia i ślubu, by Megan wyznała też prawdę Beth Anderson i Joanne Mardsen.
W tym momencie powieść właściwie dopiero się zaczyna na poważnie. To, co opisałem wcześniej, to pierwszych kilkadziesiąt stron, jakby tylko wprowadzenie w temat. Chodzi w powieści trochę o to, co tak naprawdę stało się w Capel-le-Ferne (i czego tylko z pozoru łatwo można się domyślić), ale przede wszystkim jednak o poważne, rozłożone w czasie konsekwencje kłamstw, które zaważyły na życiu młodych kobiet. Moim zdaniem jest to bardziej powieść psychologiczna i społeczno-obyczajowa niż sensacyjna. I całkiem niezła powieść, dodam, nie tylko dla kobiet. Są w książce elementy, na które mogą nie zwrócić uwagi czytelniczki, ale pomogłyby oswoić się czytelnikom z kobiecą psychiką.
Kobieta wraca do domu. Pomimo solennych zapewnień, obietnic i umowy, znowu jest spóźniona o trzy godziny. Zdarza się to sto pięćdziesiąty siódmy raz (albo coś koło tego) w trakcie sześcioletniego związku. W domu kobieta widzi, że jej partner przygotował romantyczną kolację. Wszystkie jej ulubione dania, kwiaty, świece itd. Zauważa też, że kurczak jest zbyt wypieczony. Nie, to nie jest żart – kurczak jest zbyt wypieczony!
Być może pomoże to zrozumieć wielu mężczyznom, że ich żony/partnerki nie są wcale jakieś wyjątkowo wredne, kiedy produkują komunikaty: znakomicie to zrobiłeś, ale… dobrze ci wyszło, ale… kapitalnie to rozwiązałeś, ale… było dobrze, ale… zupa była świetna, ale… Wiele kobiet – jak widać – tak właśnie funkcjonuje w związkach, taką przyjmuje postawę wobec partnera. I nie dotyczy to tylko twojej żony, ani nie tylko Polek.
Dopiero po chwili kobieta zauważa, że jej partner, Graham, wyprowadził się, opuścił ją na dobre. Pierścionek zaręczynowy na butelce szampana odkrywa jeszcze kilka dni później.
„Fatalne kłamstwo” to także romans. Wielkie namiętności, szalone miłości, rollercoaster skrajnych emocji i uczuć, bolesne odrzucenia i odtrącenia, wybaczenia i nieprzebaczenia, budowanie w kimś poczucia winy, wchodzenie w rolę ofiary, gdy tylko nadarzy się okazja… Panowie będą mieli okazję, co kilka stron, porównywać reakcje kobiet i własne w określonych sytuacjach. Ani jedne, ani drugie nie są złe – są po prostu zupełnie różne. Wprawdzie poziom komplikacji życiowych bohaterek, które wynikają z kłamstwa, może przyprawiać o zawrót głowy, ale tak całkiem wykluczony jednak nie jest.
„Fatalne kłamstwo” to powieść jednorazowa. Oczywiście są takie dzieła literackie, do których mogę wracać wielokrotnie, ale ta książka do nich nie należy; kiedy już lekturę skończyłem, dowiadując się, o co naprawdę chodziło i jak się to stało, to czytanie tej historii po raz wtóry, nie miałoby najmniejszego sensu.
--
1. Valerie Keogh, „Fatalne kłamstwo”, przekład: Katarzyna Bieńkowska, Muza, 2021, s. 27.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz