„Szalbierz” – Tomasz Łysiak
„Szalbierz”… tytuł, może okładka, ale najprawdopodobniej jedno i drugie sprawiło, że w ułamku sekundy, szóstym chyba zmysłem wiedziałem, że to może być właśnie to – książka, której nie znałem, na którą jednak czekałem od wielu, wielu lat…
Kiedyś z wypiekami na twarzy, pod kołdrą, przy latarce, pochłaniałem przygody bohaterów Waltera Scotta, Alexandra Dumasa, Roberta Louisa Stevensona, Cecila Scotta Forestera, Karola Maja i innych. Ich książki nadal są wznawiane, ale cóż… Inne czasy, nie to pisarstwo, a przede wszystkim chyba ja – już nie taki sam, jak w wieku lat …nastu, to elementy, które powodują, że powrót do tamtych wrażeń wydawał się nierealny, a samo pragnienie naiwne.
Tym niemniej nostalgia, wspomnienia i chęć doświadczenia przeżyć i emocji tak intensywnych, jak wówczas, pozostały niezmienione. I choć jako dorosły człowiek przeczytałem mnóstwo książek, wiele z nich naprawdę wartościowych, to klimatu i nastroju, o który mi chodziło, nie odnalazłem.
Chwilami wydawało mi się, że jestem blisko podczas lektury „Wiedźmina”, ale… Kapitalne momenty znajdowałem w „Narrenturmie”, jednak…
I tak doczekałem się „Szalbierza” choć prawdę mówiąc powoli traciłem nadzieję. Krótko mówiąc, przeczucia mnie nie myliły. To było i jest dokładnie TO!
„Szalbierz” – rewelacyjna powieść historyczna, przygodowa, rycerska, awanturnicza i szpiegowska. Niech cię jednak te określenia nie zwiodą – jest to literatura dla czytelnika dorosłego i choćby odrobinę wyrobionego literacko.
Pierwsza połowa XIII wieku, czasy rozbicia dzielnicowego, kończy się panowanie Henryka Brodatego. Na wschodzie zbierają się czarne chmury – ordy, których okrucieństwo przeraża nawet na wpół dzikich Połowców, lada moment runą na Polskę.
Bohaterem w tej rozpaczliwej sytuacji okazać się ma nie hetman, geniusz strategii czy inny, szlachetny i waleczny Podbipięta, ale tytułowy szalbierz, oszust, wędrowny handlarzyna podrabianych relikwii, kuglarz i siłacz. A jeśli dodać do tego „stukniętego” rycerza, zapijaczonego mnicha, karła-cwaniaka i złodzieja oraz wieszczącą mieszczkę, to będziemy mieli nieomalże komplet bohaterów (określenie „parszywa dwunastka” narzuca się nieodparcie), których zadaniem jest, a jakże, ocalić świat.
Napisałem „nieomalże… Tak, jest jeszcze milczący chłopiec, ale o jego udziale w tej pełnej mrocznych tajemnic historii, o jego wpływie i związkach z szalbierzem, pisał nie będę – wykraczałoby to poza ramy tej recenzji i pewnie zdradzało zbyt wiele elementów fabuły.
Książka Tomasza Łysiaka ma też kilka braków. Ja naliczyłem trzy:
- brak, pozornie ukrytych, jednak nie aż tak bardzo, żeby nie można ich było odczytać, wątków autobiograficznych i przy okazji prób rozliczenia się z osobistymi wrogami autora,
- brak drugiej, trzeciej, czwartej treści (dna), w której autorzy zwykle przemycają swoje stanowisko wobec ojca dyrektora, aborcji, kary śmierci czy innych aktualnie modnych tematów zastępczych,
- brak, tak modnych ostatnimi czasy, zakamuflowanych aluzji do współczesnej rzeczywistości, polityki, sytuacji społeczno-gospodarczej Polski, wyborów prezydenckich, itp.
Tak się jakoś dziwnie składa, że mnie wyżej wymienione braki zupełnie nie przeszkadzają, a nawet przeciwnie. Dzięki temu „Szalbierz” jest po prostu kawałkiem bardzo dobrej literatury, w której i napięcie, i realia historyczne, i elementy komediowe, i poważniejsze „kawałki”, znalazły się w dobrze dobranych proporcjach i na właściwym miejscu.
I jeszcze jedna informacja, która niektórym może pomagać albo przeszkadzać w czytaniu. Wahałem się, czy o tym pisać, ale w końcu doszedłem do wniosku, że i tak się wyda, bo „Szalbierz” niewątpliwie odbije się sporym echem w świecie czytelniczym.
Zainteresowany osobą autora poszperałem tu i ówdzie i nawet bez większych trudności dowiedziałem się, że Tomasz Łysiak to syn Waldemara Łysiaka (tego od „Szachisty”, „Fletu z mandragory”, „Asfaltowego saloonu”, itd.), a „Szalbierz” to jego debiut literacki.
W takiej sytuacji trudno uwolnić się od porównań i ocen, a więc mnie wyszło w związku z tym, że:
a) jeśli debiut jest tak rewelacyjny, to ja „w ciemno” wykupuję subskrypcję na wszystkie kolejne książki Tomasza Łysiaka – na dowolny temat,
b) uwielbiam książki Waldemara Łysiaka, wychowałem się na wielu i naprawdę wielki mam do nich sentyment, jednak nie wszystkie są tak dobre, jak „Szalbierz”.
Kiedyś z wypiekami na twarzy, pod kołdrą, przy latarce, pochłaniałem przygody bohaterów Waltera Scotta, Alexandra Dumasa, Roberta Louisa Stevensona, Cecila Scotta Forestera, Karola Maja i innych. Ich książki nadal są wznawiane, ale cóż… Inne czasy, nie to pisarstwo, a przede wszystkim chyba ja – już nie taki sam, jak w wieku lat …nastu, to elementy, które powodują, że powrót do tamtych wrażeń wydawał się nierealny, a samo pragnienie naiwne.
Tym niemniej nostalgia, wspomnienia i chęć doświadczenia przeżyć i emocji tak intensywnych, jak wówczas, pozostały niezmienione. I choć jako dorosły człowiek przeczytałem mnóstwo książek, wiele z nich naprawdę wartościowych, to klimatu i nastroju, o który mi chodziło, nie odnalazłem.
Chwilami wydawało mi się, że jestem blisko podczas lektury „Wiedźmina”, ale… Kapitalne momenty znajdowałem w „Narrenturmie”, jednak…
I tak doczekałem się „Szalbierza” choć prawdę mówiąc powoli traciłem nadzieję. Krótko mówiąc, przeczucia mnie nie myliły. To było i jest dokładnie TO!
„Szalbierz” – rewelacyjna powieść historyczna, przygodowa, rycerska, awanturnicza i szpiegowska. Niech cię jednak te określenia nie zwiodą – jest to literatura dla czytelnika dorosłego i choćby odrobinę wyrobionego literacko.
Pierwsza połowa XIII wieku, czasy rozbicia dzielnicowego, kończy się panowanie Henryka Brodatego. Na wschodzie zbierają się czarne chmury – ordy, których okrucieństwo przeraża nawet na wpół dzikich Połowców, lada moment runą na Polskę.
Bohaterem w tej rozpaczliwej sytuacji okazać się ma nie hetman, geniusz strategii czy inny, szlachetny i waleczny Podbipięta, ale tytułowy szalbierz, oszust, wędrowny handlarzyna podrabianych relikwii, kuglarz i siłacz. A jeśli dodać do tego „stukniętego” rycerza, zapijaczonego mnicha, karła-cwaniaka i złodzieja oraz wieszczącą mieszczkę, to będziemy mieli nieomalże komplet bohaterów (określenie „parszywa dwunastka” narzuca się nieodparcie), których zadaniem jest, a jakże, ocalić świat.
Napisałem „nieomalże… Tak, jest jeszcze milczący chłopiec, ale o jego udziale w tej pełnej mrocznych tajemnic historii, o jego wpływie i związkach z szalbierzem, pisał nie będę – wykraczałoby to poza ramy tej recenzji i pewnie zdradzało zbyt wiele elementów fabuły.
Książka Tomasza Łysiaka ma też kilka braków. Ja naliczyłem trzy:
- brak, pozornie ukrytych, jednak nie aż tak bardzo, żeby nie można ich było odczytać, wątków autobiograficznych i przy okazji prób rozliczenia się z osobistymi wrogami autora,
- brak drugiej, trzeciej, czwartej treści (dna), w której autorzy zwykle przemycają swoje stanowisko wobec ojca dyrektora, aborcji, kary śmierci czy innych aktualnie modnych tematów zastępczych,
- brak, tak modnych ostatnimi czasy, zakamuflowanych aluzji do współczesnej rzeczywistości, polityki, sytuacji społeczno-gospodarczej Polski, wyborów prezydenckich, itp.
Tak się jakoś dziwnie składa, że mnie wyżej wymienione braki zupełnie nie przeszkadzają, a nawet przeciwnie. Dzięki temu „Szalbierz” jest po prostu kawałkiem bardzo dobrej literatury, w której i napięcie, i realia historyczne, i elementy komediowe, i poważniejsze „kawałki”, znalazły się w dobrze dobranych proporcjach i na właściwym miejscu.
I jeszcze jedna informacja, która niektórym może pomagać albo przeszkadzać w czytaniu. Wahałem się, czy o tym pisać, ale w końcu doszedłem do wniosku, że i tak się wyda, bo „Szalbierz” niewątpliwie odbije się sporym echem w świecie czytelniczym.
Zainteresowany osobą autora poszperałem tu i ówdzie i nawet bez większych trudności dowiedziałem się, że Tomasz Łysiak to syn Waldemara Łysiaka (tego od „Szachisty”, „Fletu z mandragory”, „Asfaltowego saloonu”, itd.), a „Szalbierz” to jego debiut literacki.
W takiej sytuacji trudno uwolnić się od porównań i ocen, a więc mnie wyszło w związku z tym, że:
a) jeśli debiut jest tak rewelacyjny, to ja „w ciemno” wykupuję subskrypcję na wszystkie kolejne książki Tomasza Łysiaka – na dowolny temat,
b) uwielbiam książki Waldemara Łysiaka, wychowałem się na wielu i naprawdę wielki mam do nich sentyment, jednak nie wszystkie są tak dobre, jak „Szalbierz”.