wtorek, 17 sierpnia 2010

Symantec - dobra firma

Symantec, czyli… co różni firmę od działalności gospodarczej pana Kazia?

Teoretycznie wpis do ewidencji działalności gospodarczej w sensie formalno-prawnym tworzy firmę, jednak rozumianą tylko jako nazwa przedsiębiorcy. Chyba nigdzie na świecie – poza byłymi demoludami – nikomu, kto właśnie zarejestrował działalność gospodarczą, nie przyszłoby do głowy twierdzić, że jest właścicielem firmy. Zarejestrowanie działalności zajmuje przeciętnie kilka godzin. Stworzenie firmy – najczęściej wiele lat.

Firma od zarejestrowanej niedawno działalności gospodarczej różni się ugruntowaną i od dawna ustabilizowaną pozycją na rynkach. Firma, to wypracowane przez lata kontakty biznesowe, pewny rynek odbiorców i nabywców, pełny pakiet zamówień, stabilna polityka finansowa, kadrowa…

Firma to Ford, Paramount, Microsoft, Rolex, Dr.Martens, Google, Winiary, Wedel, Adam Opel. W Polsce powolutku staje się firmą na przykład Allegro czy Gołębiewski. Podałem przykłady znane, ale faktem jest, że firma nie musi być rozbudowanym, międzynarodowym kolosem. Bywają niewielkie firmy działające na terenie jednego tylko kraju, landu, stanu, gminy itp. Firmę tworzy nie wielkość, ale jakość, rzetelność, zaufanie, stabilizacja i… czas.

Co jeszcze różni działalność gospodarczą Mirosława Nowaka, albo Jerzego Kowalskiego (firmy „Mirex” i „Jurex”?*) od firmy we właściwym tego słowa znaczeniu? Podejście do klientów; wypracowana polityka, także wobec tych zwyczajnych, detalicznych, nie tylko wielkich, strategicznych i korporacyjnych.

Dwa tygodnie temu miałem okazję kontaktować się z firmą Symantec, która jest właścicielem takich marek, jak Norton Antivirus, Norton Ghost i wielu innych.
Zaczęło się od tego, że kiedy po reinstalacji systemu operacyjnego instalowałem program Norton Internet Security, otrzymałem komunikat, że wyczerpał się limit dostępnych aktywacji tego produktu. Mówiąc delikatnie – krew mnie zalała z wściekłości. Jestem wolnym człowiekiem w wolnym kraju i żaden Symantec nie będzie mi dyktował, ile razy wolno mi zainstalować sobie system, a tym samym oprogramowanie antywirusowe, które, co oczywiste, trzeba następnie aktywować kluczem/numerem produktu. Jak mi się zachce, to mogę coś takiego robić trzy razy dziennie po jedzeniu i nikomu nic do tego – w końcu zapłaciłem! Ziejąc ogniem zadzwoniłem do polskiego oddziału firmy Symantec.

Spokojna, przyjaźnie nastawiona pani (wyraźnie kontrastowało to z moją postawą) sprawdziła zapisy na moim koncie klienta i przyznała, że faktycznie, program jest przewidziany do użytku na trzech komputerach, więc zakłada się, że będzie aktywowany trzy razy. Ja w tym momencie próbuję aktywować go po raz czwarty, więc zadziałały jakieś wewnętrzne zabezpieczenia w Symantecu. Pani dodała też, że jak tylko podam jej klucz produktu, zaraz i od ręki przydzieli mi nowy numer aktywacyjny.

Rozjuszyłem się jeszcze bardziej i zapytałem, jak ona to sobie wyobraża – licencja jest dwuletnia, zostało z niej jeszcze ponad czterysta dni, a ja teraz do końca tego okresu, przy każdej instalacji mam dzwonić na swój koszt do nich i prosić o nowy numer? Chciałem dorzucić jakieś złośliwe insynuacje na temat tajnej umowy z Telekomunikacją Polską SA i dzielenia się zyskami z takich telefonów (połączeń), ale na szczęście się powstrzymałem.

Ostatecznie podałem jej ten klucz produktu, bo i co było robić. Wtedy dowiedziałem się, że klucz jest piracki (skradziony?), nielegalny i zarejestrowany na użytkownika w New Hampshire, USA. Ta wiadomość wprawiła mnie w osłupienie. Uszła ze mnie cała para i po dłuższej chwili milczenia zapytałem tylko bezradnie, co ja mam teraz zrobić w związku z tym? Nie mogłem pozbierać myśli. Nie mieściło mi się w głowie, że można oficjalnie oferować i sprzedawać coś takiego. Właśnie! Oficjalnie, bo przecież nie na targowisku, czy w bramie!

W dalszej rozmowie przyznałem, że na Allegro kupiłem program w wersji ESD (licencja elektroniczna) i klucz licencyjny otrzymałem e-mailem. Po co mi pudełko i dodatkowe koszty wysyłki – tłumaczyłem niezbyt składnie. Pani, nadal uprzejmie i życzliwie wyjaśniła, że według jej rozeznania większość, jeśli nie wszystkie, takie licencje (klucze) sprzedawane na Allegro są nielegalne, pirackie, kradzione, podrobione. Że pewność można mieć co do wersji box, a i to nie zawsze. Najlepiej kupować klucz bezpośrednio od Symanteca.

Jak sytuacja potoczyła się dalej? Bo był też i ciąg dalszy, z którego widać, słychać i czuć, czym różni się… hm… „firma” (np. zarejestrowana niedawno działalność gospodarcza) od prawdziwej FIRMY. Niech to będzie rodzaj zagadki, quizu dla czytelników. Podaję dwie wersje do wyboru i proponuję zgadnąć, która z nich jest prawdziwa i faktycznie dotyczyła firmy Symantec.

1. Zostałem potraktowany nieomalże jak oszust, kanciarz i grożąc mi różnymi śledztwami, dochodzeniami, karami itp., zażądano ode mnie opłaty za program, informując przy tym, że to, że się dałem oszukać na Allegro, to nie jest ich wina ani problem i żebym sobie sam ścigał sprzedawcę i dochodził sprawiedliwości na własną rękę.

2. Zaproponowano mi, abym wykazując, że działałem w dobrej wierze, podesłał im e-mailem kopię faktury, paragonu, czy jakiegoś innego dowodu sprzedaży (zakupu), a kiedy to zrobiłem, sprezentowano mi nowy, oryginalny program ważny jeszcze 365 dni.

I cóż? Na którą wersję stawiacie w przypadku Symanteca? :-)


---
* Imiona, nazwiska, nazwy firm, oczywiście zmyślone, przykładowe, bez związku z ewentualnie faktycznie istniejącymi osobami.