„Opowiadania” – Marek Hłasko
Podczas spotkania autorskiego z Białoszewskim, który przybył na nie wraz z Karolem Estreicherem, po naiwnym pytaniu typu „co artysta chciał powiedzieć?”, a dotyczącym jednego z nowszych utworów, Białoszewski odpowiedział poważnie, że on sam jeszcze nie bardzo wie, bo Estreicher jeszcze o tym nie pisał.
Czy wiadomo, bez cienia wątpliwości, co konkretnie chciał przekazać czytelnikowi, co zawrzeć w swoich opowiadaniach Marek Hłasko?
Zbiorek, o którym mowa (wydanie z 1997 roku) składa się z sześciu utworów: „Pierwszy krok w chmurach”, „Ósmy dzień tygodnia”, „Robotnicy”, „Pętla”, „Lombard złudzeń” i „Baza Sokołowska”.
Czy „Pierwszy krok w chmurach” jest o inicjacji seksualnej młodych ludzi? A może o beznadziei, smutku i goryczy ludzi starszych, dla których tego typu uniesienia (i wiele innych) są już niedostępne? A może o jednym i drugim, i o czymś jeszcze?
Czy „Ósmy dzień tygodnia” jest o próbie wyrwania się a szarzyzny codzienności, o marzeniach, że za tydzień, za miesiąc, następnym razem, kiedyś, będzie nareszcie dobrze, cudownie, kolorowo, że jest szansa, że wystarczy tylko poczekać, a świetlana przyszłość nastąpi z taką pewnością, jak… ósmy dzień tygodnia?
Czy „Robotnicy” faktycznie są tylko o budowie mostu w jakiejś pipidówce? A „Baza Sokołowska” o robotniczej przyjaźni prawdziwych komunistów, o odpowiedzialności i dojrzewaniu?
Wydaje się, że najmniej wątpliwości budzić może „Pętla”, o dramacie pijaka i jego bezsilności wobec nałogu i „Lombard złudzeń”, o kobiecie, która ze źle pojmowanej miłości dokonuje ewidentnie, acz w pełni świadomie, złego wyboru i o nadziei, za którą jesteśmy gotowi oddać duszę. Ale czy na pewno tylko o tym?
Hłasko zawsze był tym Wielkim Pisarzem, najważniejszym chyba z grona piszących poetycko-naturalistyczne nowele i opowiadania o latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, który to czas zawsze bardzo mnie interesował, a którego z oczywistych przyczyn nie znałem zupełnie. Dopiero po wielu, wielu latach zorientowałem się, że był ktoś, kto robił to znacznie lepiej: Himilsbach.
Czy wiadomo, bez cienia wątpliwości, co konkretnie chciał przekazać czytelnikowi, co zawrzeć w swoich opowiadaniach Marek Hłasko?
Zbiorek, o którym mowa (wydanie z 1997 roku) składa się z sześciu utworów: „Pierwszy krok w chmurach”, „Ósmy dzień tygodnia”, „Robotnicy”, „Pętla”, „Lombard złudzeń” i „Baza Sokołowska”.
Czy „Pierwszy krok w chmurach” jest o inicjacji seksualnej młodych ludzi? A może o beznadziei, smutku i goryczy ludzi starszych, dla których tego typu uniesienia (i wiele innych) są już niedostępne? A może o jednym i drugim, i o czymś jeszcze?
Czy „Ósmy dzień tygodnia” jest o próbie wyrwania się a szarzyzny codzienności, o marzeniach, że za tydzień, za miesiąc, następnym razem, kiedyś, będzie nareszcie dobrze, cudownie, kolorowo, że jest szansa, że wystarczy tylko poczekać, a świetlana przyszłość nastąpi z taką pewnością, jak… ósmy dzień tygodnia?
Czy „Robotnicy” faktycznie są tylko o budowie mostu w jakiejś pipidówce? A „Baza Sokołowska” o robotniczej przyjaźni prawdziwych komunistów, o odpowiedzialności i dojrzewaniu?
Wydaje się, że najmniej wątpliwości budzić może „Pętla”, o dramacie pijaka i jego bezsilności wobec nałogu i „Lombard złudzeń”, o kobiecie, która ze źle pojmowanej miłości dokonuje ewidentnie, acz w pełni świadomie, złego wyboru i o nadziei, za którą jesteśmy gotowi oddać duszę. Ale czy na pewno tylko o tym?
Hłasko zawsze był tym Wielkim Pisarzem, najważniejszym chyba z grona piszących poetycko-naturalistyczne nowele i opowiadania o latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, który to czas zawsze bardzo mnie interesował, a którego z oczywistych przyczyn nie znałem zupełnie. Dopiero po wielu, wielu latach zorientowałem się, że był ktoś, kto robił to znacznie lepiej: Himilsbach.