Nasza Rzeczpospolita feudalno-mafijna, czyli…
… o niecnym spisku i zamachu na wolność operatorów telefonii komórkowej
W XIX i na początku XX wieku w wielu krajach Ameryki Łacińskiej likwidowane było niewolnictwo. Jak łatwo się domyślić, właściciele niewolników nie byli tym faktem zachwyceni, ale też… nie zaskoczeni. W związku z tym operacja przebiegała według z góry opracowanego planu, a nawet przemyślanej strategii.
Załóżmy, że Paco, lub inny Jose, uzyskiwał wolność z dniem 1 stycznia roku 1900. Jeszcze wczoraj, jako niewolnik, miał zapewnione utrzymanie i wyżywienie, ale teraz okazywało się, że nie ma domu (lepianka nie do niego przecież należy), a po prawdzie i jedzenia na więcej, niż jakieś trzy dni.
3 stycznia zdezorientowany i nieco głodny Paco idzie do miejsca, w którym zawsze wydawano żywność. Okazuje się, że jest tam teraz sklep. W sklepie artykułów spożywczych jest po sufit, nawet dużo więcej, niż za starych, złych czasów, a na beczce z fasolą siedzi dawny dozorca niewolników, obecnie Dyrektor Gospodarstwa Rolnego do spraw Kadrowych i przyjmuje pracowników do roboty.
Paco szybko dowiaduje się, że może dostać dowolne towary na kredyt – wprawdzie cen nigdzie nie widać, ale sklepikarz mówi, że na pewno się dogadają, w końcu znają się od lat, do sądu nie pójdą i podobne gadki – jeśli tylko Paco będzie miał pracę; tu dyskretny ruch głowy w kierunku pana Fernandeza, werbującego robotników rolnych.
Paco wraca do domu szczęśliwy. Jego rodzina ma już co jeść, dźwiga też kilka prezentów dla żony i dzieci, a on sam jest nareszcie wolnym człowiekiem i ma pracę.
Problemy zaczynają się, gdy w dniu wypłaty okazuje się, że jego dług w sklepie i opłata za chałupę są wyższe niż wynagrodzenie za pracę. I tak Paco jest nadal wolnym człowiekiem – może się na przykład zwolnić z pracy – ale jeśli nie zapłaci długów, to trafi do więzienia. A jak niby miałby spłacić nie mając pracy? Nie ma się co łudzić, nikt inny go nie przyjmie, plantatorzy świetnie się porozumiewają w tym zakresie. I będzie to wszystko całkowicie zgodne z prawem.
Tak właśnie działa system feudalno-mafijny, a wszystko zaczyna się od: „bierz, korzystaj, na pewno jakoś się dogadamy”.
---
Jakiś czas temu okazało się, że w Polsce można podpisać umowę z innym operatorem sieci telefonii komórkowej, zachowując dotychczasowy numer telefonu, czyli po prostu przenieść się do innej sieci. Wcześniej, całymi latami nie było to możliwe. Jeśli ktoś chciał zmienić na przykład Ideę na Plus, lub Heyah, musiał się liczyć z koniecznością zmiany numeru. Ograniczenie? Do pewnego stopnia na pewno tak, ale… Kiedy zmienialiśmy Telekomunikację Polską SA na przykład na Netię, to też wymagało to zmiany numeru i jakoś nikogo to nie dziwiło, ani nie przeszkadzało.
W każdym razie niewątpliwą zaletą poprzedniego systemu było to, że jak dzwoniłem na numer zaczynający się powiedzmy od 555, to nie było najmniejszej wątpliwości, że dzwonię do Idei/Orange. Co za tym idzie, wiedziałem też, ile za tę rozmowę zapłacę.
Jakiś czas temu znajoma, pracująca w dziele obsługi klienta jednego z operatorów, zawiadomiła, że lawinowo rośnie liczba reklamacji rachunków za połączenia. Nic dziwnego. Sam kiedyś wybałuszyłem oczy jak żaba na piorun, widząc rachunek. Cóż się okazało? Kika razy paplałem sobie swobodnie, bo byłem przekonany, że dzwonię w obrębie jednej sieci, a dopiero po czasie okazało się, że mój rozmówca zmienił operatora (zachowując stary numer) i w związku z tym za minutę połączenia z nim płaciłem 16 razy więcej (słownie: szesnaście), niż poprzednio.
Kolega, którego „skasowano” na jeszcze większe pieniądze, zwrócił się do Rzecznika Praw Konsumentów z pytaniem, czy tego typu praktyki są dozwolone, to znaczy, czy może operator działać na zasadzie: „ty dzwoń, a gdzie się dodzwoniłeś i za ile, to ci ujawnimy, jak przyjdzie czas zapłacenia faktury”. Otrzymał odpowiedź, że żadne polskie prawo nie zostało naruszone. Fakt – nie ma żadnego przepisu, który zmuszałby operatora do informowania dzwoniącego, do jakiej sieci dzwoni. Choć można byłoby to zrobić bardzo prosto, na przykład określonym sygnałem dźwiękowym.
Tak więc w chwili obecnej jesteśmy na etapie korzystania przez Paco… przepraszam, przez Kowalskiego z pewnych… dobrodziejstw. Znając schemat i historię, spróbuję wyprorokować kolejne posunięcia. I tak w kroku następnym może się okazać, że dzwoniąc na to przykładowe 555… nie tylko dodzwoniłem się do Play, ale na przykład na Baleary, albo do Pernambuco. Następnie mój operator łaskawie i w moim interesie oczywiście, zgodzi się rozłożyć mi spłatę rachunku na raty, albo wyrazi zgodę na określony stały debet na koncie. Nie trzeba dodawać, że dopóki nie wyrównam z nim rachunków, o żadnym odstąpieniu od umowy, czy zmianie operatora, nie ma w ogóle co marzyć.
I tak oto moja wolność w rzekomo wolnym kraju, w środku Europy, staje się iluzją, bo w zgodzie ze wszystkimi normami prawnymi tegoż kraju uwikłany zostaję w sytuację właściwie bez wyjścia, a stworzoną przez system feudalno-mafijny, opracowany dwa wieki temu na potrzeby krajów trzeciego świata.
Konkluzja.
a) Jeśli już zmieniasz sieć, a nie zmieniasz numeru, poinformuj o tym wszystkich ze swojej książki adresowej.
b) Licz się z tym, że pewne kontakty się urwą, bo na własne żądanie dla niektórych osób staniesz się zbyt kosztownym znajomym, czy krewnym.