„Dobry
zabójca” – Dean Koontz
Zwyczajny
murarz (oczywiście szybko okazuje się, że wcale nie taki zwyczajny), Tim
Carrier, pije sobie spokojnie w barze piwo po pracy i przekomarza z barmanem,
kiedy nieznajomy człowiek bierze go pomyłkowo za płatnego zabójcę i wręcza
kopertę z pieniędzmi oraz zdjęcie ofiary, Lindy Paquette, pisarki, jak się to wkrótce
okazuje. Chwilę później w barze zjawia się prawdziwy zabójca i pomyłkowo bierze
murarza za zleceniodawcę. Już samo to wydaje się nieco naiwne i naciągane.
Murarz
wręcza zabójcy forsę i – tym razem świadomie udając zleceniodawcę – informuje
go, że plany uległy zmianie i ma zostawić Lindę w spokoju. To, oczywiście,
intryguje Kraita (jedno z nazwisk zawodowego mordercy, któremu wydaje się, że
pracuje dla jakiegoś tajemniczego Klubu Dżentelmenów) i, co również oczywiste,
okazuje się on psychopatą, który nie zamierza odstąpić od wykonania zlecenia.
Murarz
z Lindą uciekają, Krait wytrwale podąża ich śladem, siejąc po drodze trupami. I
tak aż do przewidywalnego zakończenia.
Książka
zbiera skrajnie różne oceny czytelników i wydaje się, że zależy to od ich znajomości
innych książek tegoż autora. Jeśli „Dobry zabójca” jest pierwszą przeczytaną
książką Koontza, to ocena jest zwykle dobra, bo to rzeczywiście całkiem niezła
powieść sensacyjna. Jednak czytelnicy „Gromu”, „Złego miejsca”, „Opiekunów”,
„Odwiecznego wroga” i kilku innych będą mocno rozczarowani i zawiedzeni, bo
„Dobry zabójca” zdecydowanie nie jest – delikatnie rzecz ujmując – najlepszą
książką Deana Koontza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz