wtorek, 26 kwietnia 2016

O Timie murarzu i pisareczce


„Dobry zabójca” – Dean Koontz

Zwyczajny murarz (oczywiście szybko okazuje się, że wcale nie taki zwyczajny), Tim Carrier, pije sobie spokojnie w barze piwo po pracy i przekomarza z barmanem, kiedy nieznajomy człowiek bierze go pomyłkowo za płatnego zabójcę i wręcza kopertę z pieniędzmi oraz zdjęcie ofiary,  Lindy Paquette, pisarki, jak się to wkrótce okazuje. Chwilę później w barze zjawia się prawdziwy zabójca i pomyłkowo bierze murarza za zleceniodawcę. Już samo to wydaje się nieco naiwne i naciągane.
Murarz wręcza zabójcy forsę i – tym razem świadomie udając zleceniodawcę – informuje go, że plany uległy zmianie i ma zostawić Lindę w spokoju. To, oczywiście, intryguje Kraita (jedno z nazwisk zawodowego mordercy, któremu wydaje się, że pracuje dla jakiegoś tajemniczego Klubu Dżentelmenów) i, co również oczywiste, okazuje się on psychopatą, który nie zamierza odstąpić od wykonania zlecenia.
Murarz z Lindą uciekają, Krait wytrwale podąża ich śladem, siejąc po drodze trupami. I tak aż do przewidywalnego zakończenia.

Książka zbiera skrajnie różne oceny czytelników i wydaje się, że zależy to od ich znajomości innych książek tegoż autora. Jeśli „Dobry zabójca” jest pierwszą przeczytaną książką Koontza, to ocena jest zwykle dobra, bo to rzeczywiście całkiem niezła powieść sensacyjna. Jednak czytelnicy „Gromu”, „Złego miejsca”, „Opiekunów”, „Odwiecznego wroga” i kilku innych będą mocno rozczarowani i zawiedzeni, bo „Dobry zabójca” zdecydowanie nie jest – delikatnie rzecz ujmując – najlepszą książką Deana Koontza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz