piątek, 16 grudnia 2016

Wszyscy możemy być nazistami

„Zmiłuj się” – Jean-Christophe Grangé

Lektura tej książki stała się dla mnie okazją do rozważań na temat kultury, a konkretnie współczesnej kultury polskiej przesiąkniętej na wskroś amerykańską. Przyznam, że nie spodziewałem się, iż aż tak bardzo przesiąkniętej. W czym rzecz? Nigdy nie byłem w USA, jak większość Polaków, ale okazuje się, że jakoś nie mam problemów z odróżnieniem FBI od CIA, wiem (mniej więcej), czym zajmuje się koroner, jaką władzą dysponuje szeryf; nazwy miast, ulic, urzędów nie stanowią dla mnie większego wyzwania. W przypadku Francji, kraju zdecydowanie bliżej położonego, jest zupełnie inaczej, niestety.

„Zmiłuj się” to powieść adresowana do mieszkańców Paryża, Francuzów najlepiej. W każdym razie tak mi się w pewnym momencie zaczęło wydawać. Po lekturze pierwszych stron poczułem się przytłoczony, a nawet zasypany elementami składającymi się na topografię miasta, nazwami ulic, skrótami nazw rozlicznych urzędów i instytucji, egzotycznymi (dla mnie!) nazwiskami, czasem tylko imionami polityków, bo autor najwyraźniej założył, iż wszyscy przecież wiedzą, że Giscard to Valéry Marie René Georges Giscard d’Estaing, prezydent Francji w latach 1974-81.

„Wjechał na ulicę Saint-Jacques, na jej końcu skręcił w prawo w ulicę L’Abbé-de-l’Épée, przeciął bulwar Saint-Michel, a końcu ulicą Auguste-Comte wyjechał na wprost liceum Montaigne’a”*.

Boże! Co to takiego „L’Abbé-de-l’Épée” i jak się to cholerstwo czyta?

Oczywiście takich i podobnych fragmentów w książce mnóstwo, ten nie jest ani wyjątkowy, ani bardziej skomplikowany niż inne. Jeśli dodać do tego realia polityczne, historyczne i religijne oraz nazwiska ormiańskie, niemieckie i chilijskie (spora część akcji dzieje się w środowisku emigrantów z tych krajów, a także nazistów i neonazistów), to lektura może momentami być nieco irytująca i nużąca. Ale, jako że intryga kryminalna prawie do samego końca była wciągająca, jakoś do ostatniej kartki dobrnąłem.

W autokefalicznym kościele prawosławnym Saint-Jean-Baptiste w Paryżu zamordowano w sposób wyjątkowo wyrafinowany, a nawet tajemniczy, organistę, homoseksualistę, Wilhelma Goetza (pochodzenie chilijsko-niemieckie). Śledztwo na własną rękę stara się prowadzić emerytowany komendant Brygady Kryminalnej, Lionel Kasdan zwany Dudukiem, pochodzenia rzekomo ormiańskiego – to jego parafia i jego kościół, czuje się z nimi związany, stara się je chronić. Kasdanowi pomaga narkoman, heroinista, leczący się właśnie w ośrodku odwykowym kapitan policji z brygady ochrony małoletnich, Cédric Volokine, z pochodzenia Rosjanin.

Po zamordowaniu w podobny sposób Naseerudina Sarakramahata, kochanka Goetza, po odkryciu zaginięć chłopców z kościelnych chórów, które Goetz prowadził w Paryżu, przed samozwańczymi śledczymi rysują się dwie główne możliwości: sprawcą zabójstw jest dziecko, bardzo możliwe zresztą, że więcej niż jedno, mszczące się na pedofilach, bo i ksiądz pedofil też się przez karty powieści przewinął, albo chodzi o przeszłość Wilhelma Goetza, który przed laty w Chile brał udział w torturowaniu przeciwników reżimu Pinocheta, a teraz, z powodów dość długo nieznanych, chciałby zacząć „sypać”.

Kiedy intrygi komplikują się do granic możliwości, a napięcie sięga zenitu, autor rozwiązuje zagadkę w sposób naiwno-teatralny, ale… może to tylko mnie tak się wydaje. W każdym razie przypominało mi to Indianę Jonesa, strzelającego z pistoletu do faceta z wielkim mieczem.

Ostatecznie zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście Jean-Christophe Grangé wybił się dzięki swoim książkom, czy może raczej zapewniły mu światowy sukces filmy „Purpurowe rzeki” oraz „Imperium wilków”, i one właśnie wypromowały te i kolejne jego powieści? Wydaje mi się, że aby na to pytanie odpowiedzieć, wystarczy policzyć recenzje „Zmiłuj się”, w których nie ma ani słowa o filmach.




--
* Jean-Christophe Grangé, „Zmiłuj się”, przeł. Wiktoria Melech, wyd. Albatros, 2013, s. 117.

2 komentarze:

  1. Lubię czytać książki po kilka razy. Oczywiście, jeśli są na tyle dobre (w mojej opinii). Powody są przynajmniej dwa, ale Twoja recenzja przynosi mi na myśl pierwszy. Gubię się w topografii, nazwiskach, imionach, miejscach, nazwach (jeszcze pamiętam jak Saruman mylił mi się z Sauronem w "Władcy Pierścieni", a to przecież nie jest takie trudne!), szczególnie jak są "egzotyczne" i podobne. Próbując zbudować sobie topografię miasta, czy koligacje między bohaterami, zatracam wątek i zupełnie już nie wiem w czym rzecz. A że jestem niecierpliwa przebiegu akcji (szczególnie w kryminałach), czytam pobieżnie. Dopiero druga lektura pozwala mi dostrzec szczegóły.

    OdpowiedzUsuń