„Zmiłuj
się” – Jean-Christophe Grangé
Lektura tej książki stała się dla mnie okazją do rozważań na
temat kultury, a konkretnie współczesnej kultury polskiej przesiąkniętej na
wskroś amerykańską. Przyznam, że nie spodziewałem się, iż aż tak bardzo
przesiąkniętej. W czym rzecz? Nigdy nie byłem w USA, jak większość Polaków, ale
okazuje się, że jakoś nie mam problemów z odróżnieniem FBI od CIA, wiem (mniej
więcej), czym zajmuje się koroner, jaką władzą dysponuje szeryf; nazwy miast,
ulic, urzędów nie stanowią dla mnie większego wyzwania. W przypadku Francji,
kraju zdecydowanie bliżej położonego, jest zupełnie inaczej, niestety.
„Zmiłuj się” to powieść adresowana do mieszkańców Paryża,
Francuzów najlepiej. W każdym razie tak mi się w pewnym momencie zaczęło
wydawać. Po lekturze pierwszych stron poczułem się przytłoczony, a nawet
zasypany elementami składającymi się na topografię miasta, nazwami ulic,
skrótami nazw rozlicznych urzędów i instytucji, egzotycznymi (dla mnie!)
nazwiskami, czasem tylko imionami polityków, bo autor najwyraźniej założył, iż wszyscy
przecież wiedzą, że Giscard to Valéry Marie René Georges Giscard d’Estaing,
prezydent Francji w latach 1974-81.
„Wjechał na ulicę Saint-Jacques, na jej końcu skręcił w
prawo w ulicę L’Abbé-de-l’Épée, przeciął bulwar Saint-Michel, a końcu ulicą Auguste-Comte
wyjechał na wprost liceum Montaigne’a”*.
Boże! Co to takiego „L’Abbé-de-l’Épée” i jak się to
cholerstwo czyta?
Oczywiście takich i podobnych fragmentów w książce mnóstwo,
ten nie jest ani wyjątkowy, ani bardziej skomplikowany niż inne. Jeśli dodać do
tego realia polityczne, historyczne i religijne oraz nazwiska ormiańskie,
niemieckie i chilijskie (spora część akcji dzieje się w środowisku emigrantów z
tych krajów, a także nazistów i neonazistów), to lektura może momentami być
nieco irytująca i nużąca. Ale, jako że intryga kryminalna prawie do samego
końca była wciągająca, jakoś do ostatniej kartki dobrnąłem.
W autokefalicznym kościele prawosławnym Saint-Jean-Baptiste
w Paryżu zamordowano w sposób wyjątkowo wyrafinowany, a nawet tajemniczy, organistę,
homoseksualistę, Wilhelma Goetza (pochodzenie chilijsko-niemieckie). Śledztwo
na własną rękę stara się prowadzić emerytowany komendant Brygady Kryminalnej,
Lionel Kasdan zwany Dudukiem, pochodzenia rzekomo ormiańskiego – to jego
parafia i jego kościół, czuje się z nimi związany, stara się je chronić.
Kasdanowi pomaga narkoman, heroinista, leczący się właśnie w ośrodku odwykowym
kapitan policji z brygady ochrony małoletnich, Cédric Volokine, z pochodzenia
Rosjanin.
Po zamordowaniu w podobny sposób Naseerudina Sarakramahata,
kochanka Goetza, po odkryciu zaginięć chłopców z kościelnych chórów, które
Goetz prowadził w Paryżu, przed samozwańczymi śledczymi rysują się dwie główne
możliwości: sprawcą zabójstw jest dziecko, bardzo możliwe zresztą, że więcej
niż jedno, mszczące się na pedofilach, bo i ksiądz pedofil też się przez karty
powieści przewinął, albo chodzi o przeszłość Wilhelma Goetza, który przed laty
w Chile brał udział w torturowaniu przeciwników reżimu Pinocheta, a teraz, z
powodów dość długo nieznanych, chciałby zacząć „sypać”.
Kiedy intrygi komplikują się do granic możliwości, a
napięcie sięga zenitu, autor rozwiązuje zagadkę w sposób naiwno-teatralny, ale…
może to tylko mnie tak się wydaje. W każdym razie przypominało mi to Indianę
Jonesa, strzelającego z pistoletu do faceta z wielkim mieczem.
Ostatecznie zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście
Jean-Christophe Grangé wybił się dzięki swoim książkom, czy może raczej
zapewniły mu światowy sukces filmy „Purpurowe rzeki” oraz „Imperium wilków”, i
one właśnie wypromowały te i kolejne jego powieści? Wydaje mi się, że aby na to
pytanie odpowiedzieć, wystarczy policzyć recenzje „Zmiłuj się”, w których nie
ma ani słowa o filmach.
--
* Jean-Christophe
Grangé, „Zmiłuj się”, przeł. Wiktoria Melech, wyd. Albatros, 2013, s. 117.
Lubię czytać książki po kilka razy. Oczywiście, jeśli są na tyle dobre (w mojej opinii). Powody są przynajmniej dwa, ale Twoja recenzja przynosi mi na myśl pierwszy. Gubię się w topografii, nazwiskach, imionach, miejscach, nazwach (jeszcze pamiętam jak Saruman mylił mi się z Sauronem w "Władcy Pierścieni", a to przecież nie jest takie trudne!), szczególnie jak są "egzotyczne" i podobne. Próbując zbudować sobie topografię miasta, czy koligacje między bohaterami, zatracam wątek i zupełnie już nie wiem w czym rzecz. A że jestem niecierpliwa przebiegu akcji (szczególnie w kryminałach), czytam pobieżnie. Dopiero druga lektura pozwala mi dostrzec szczegóły.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń