„Gniazdo
szerszeni” – Patricia Cornwell
Gniazdo szerszeni jest to symbol, znak malowany na
samochodach i umieszczany na mundurach policji w miasteczku Charlotte,
rozwijającego się dynamicznie centrum bankowo-przemysłowego w Karolinie
Północnej. Zdaje się, że nie wykonano go zbyt realistycznie, bo część z
noszących go funkcjonariuszy nie wie dokładnie, co on oznacza i jakie jest jego
pochodzenie.
W Charlotte ktoś, nazywany przez dziennikarzy
„Czarną Wdową”, morduje strzałami w głowę przyjezdnych biznesmenów oraz maluje
im na genitaliach sugestywne obrazki. W poszukiwania mordercy zaangażowana jest
komendantka lokalnej policji, Judy Hammer i jej dwie żrące się ze sobą
zastępczynie, ale szczególnie 42-letnia Virginia West oraz początkujący, młody,
ponoć niezwykle przystojny dziennikarz, jednocześnie policjant-wolontariusz,
Andy Brazil.
Jednak kryminalny wątek obejmuje może z połowę tej
powieści (zdecydowanie zbyt długiej), bo jest w niej jeszcze kilka innych, o
charakterze społeczno-obyczajowo-psychologicznym. A to matka alkoholiczka, a to
powolna degrengolada związku silnej kobiety i słabego mężczyzny, a to
konieczność i umiejętność lawirowania między uległymi wobec lokalnych bonzów
władzami miasta (ciekawe, że im wyższe stanowisko, tym większy dureń),
agresywną prasą oraz paskudnie nielojalnymi współpracownikami i podwładnymi, a
to nieprzekonująco przedstawiona konieczność wybierania między karierą a życiem
rodzinnym…
Pierwszy tom cyklu „Andy Brazil” (a może „Judy
Hammer”, bo informacje na ten temat w polskich i amerykańskich mediach bywają
sprzeczne). W każdym razie po kolejne już nie sięgnę, choć uważam, że kobietom
– przez te rozbudowane nad miarę wątki emocjonalne i psychologiczne – może się
„Gniazdo szerszeni” podobać. Nie, książka nie jest aż tak bardzo zła, ale wolę
swój uciekający czas poświęcić dziełom innych autorów. Wcześniejszy cykl
Patricii Cornwell, o przygodach nieustraszonej dr Scarpetty, był chyba jednak
ciekawszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz