„Rzeźniczka z Małej Birmy” – Håkan Nesser
Mała Birma, bo jest i Wielka Birma, to niewielkie gospodarstwo. Droga wiodąca do nich nazywana jest drogą birmańską.
Wiele lat wcześniej Ellen Helgesson z domu Bjarnebo zamordowała w Małej Birmie męża. Uderzyła go młotem kowalskim, a następnie poćwiartowała zwłoki, co nie było dla niej, jako zawodowej rzeźniczki, wielkim wyzwaniem. Ellen Bjarnebo, bo wróciła do panieńskiego nazwiska jeszcze przed rozprawą w 1989 roku, odsiedziała swoją karę w więzieniu, a po jego opuszczeniu wróciła do Kymlinge i związała się z Arnoldem Morinderem. Nie minął nawet rok, jak i ten jej partner zniknął bez śladu. Wybrał się po gazetę i nie wrócił. Ellen po trzech dniach zawiadomiła policję o jego zaginięciu. Policja znalazła na bagnach jego motorower, ale to wszystko.
Pięć lat później komisarz Asunander, który powinien wkrótce przejść na emeryturę, zleca Gunnarowi Barbarottiemu, żeby raz jeszcze przyjrzał się nierozwiązanej zagadce zaginięcia Morindera. Barbarotti, któremu niedawno zmarła żona, podejrzewa, że szef kazał mu się zając tą sprawą, żeby wyciągnąć go z depresji, a może też sprawdzić, czy Barbarotti w ogóle nadaje się jeszcze do pracy w policji.
„Rzeźniczka z Małej Birmy” Håkana Nessera jest przede wszystkim powieścią obyczajową. Kiedyś nazywało się takie dramatami społeczno-obyczajowymi. Wątek kryminalny zajmuje jakieś trzydzieści procent zawartości, ale właściwie i bez niego, historia ta byłaby równie ciekawa – jeśli czytelnik czegoś takiego właśnie się spodziewa i oczekuje. Najważniejsze wydają się w tej historii relacje międzyludzkie oraz… smutek egzystencjalny.
Klimat, nastrój powieści, można w moment poznać i bardzo precyzyjnie określić, dzięki zaledwie kilku zdaniom koleżanki Barbarottiego z komisariatu, Evy Backman:
Co jest z nami, ludźmi? - pomyślała Eva Backman. Wydajemy się nieprzygotowani do tego świata. Cały czas gaśniemy, właśnie na tym upływa nam życie.
Na gaśnięciu, kłótniach i wzajemnym niezrozumieniu.
A potem umieramy.
Za wcześnie albo za późno.
[...]
Eva Backman zaczęła płakać, ponieważ nagle zdała sobie sprawę, że jest równie nieprzygotowana do tego świata jak wszyscy inni.
To nie umarłych opłakujemy, pomyślała. Opłakujemy nas samych.
Nie śmierć, lecz życie*.
W każdym razie jest to wyjątkowo specyficzny kryminał, podobny do innych powieści tego autora z serii o komisarzu Barbarottim, ale z jego polecaniem byłbym wyjątkowo ostrożny, bo przyzwyczajeni jesteśmy, nawet w kryminalnych powieściach innych pisarzy skandynawskich, do zdecydowanie bardziej dynamicznej akcji, jakichś pościgów, strzelanin, nagłych i dramatycznych zwrotów akcji, spektakularnego odkrywania prawdy i w ogóle… większej dawki życia. W „Rzeźniczce z Małej Birmy” policjanci sprawiają wrażenie urzędników i ważniejsze są ich sprawy prywatne niż prowadzone dochodzenia. Te ostatnie wydają się zaledwie tłem do psychologii związków. Fakt, że rozwiązanie zagadki rzeźniczki (momentami historia opowiadana jest z jej punktu widzenia) okazało się ogólnie przewidywalne, też mi nie przeszkadzał. Dobra powieść, mało sensacyjny kryminał.
---
* Håkan Nesser, „Rzeźniczka z Małej Birmy”, przeł. Maciej Muszalski, wyd. Czarna Owca, 2015, s. 100-101.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz