sobota, 7 czerwca 2025

Co siedzi w głowie Jeana Reno

 „Emma” – Jean Reno

– Zabiłam swoją matkę! – Emma Morvan powtarza kolejny raz, i kolejny (wypadek miał miejsce wiele lat wcześniej), i nie ostatni. Jakby, dla przyzwoitości, co trochę starała się wykrzesać odrobinę wyrzutów sumienia. Trochę to dziwne, bo z opisu kolizji samochodowej nie wynika, żeby spowodowała ją Emma. Nie ma też mowy o jakichś prawnych konsekwencjach, które byłyby oczywiste, gdyby to ona zawiniła. Mnie dodatkowo interesuje, czy zabicie własnej matki jest mniej, czy bardziej złe, od zabicia cudzej? Ale mniejsza o to. Emma często rozmawia z nieżyjącą matką, radzi się, konsultuje, a relacje między nimi wydają się satysfakcjonujące mimo oczywistego braku dotyku, zapachu, przytulenia.

Portivy w Bretanii (Francja). W luksusowym hotelu i połączonym z nim spa Emma Morvan pracuje jako masażystka i jest w tym bardzo dobra. Do kompleksu przyjeżdża delegacja z Sułtanatu Omanu z Tarikiem Khanem, synem wicepremiera, na czele. Goście chcą się poddać zabiegom, ale główny powód ich wizyty to biznes. Szukają partnera dla swojego ośrodka o podobnym charakterze w Omanie, bodajże w Maskacie, stolicy i największym mieście Omanu. Na czym, konkretnie, wspólny biznes miałby polegać, nie do końca zrozumiałem.
Ciekawe, że arabscy miliarderzy zwykle (na użytek Europejczyków) nazywają się Khan, są przed trzydziestką, są nieprawdopodobnie przystojni i zbudowani jak młodzi bogowie. Jednak w Harlequinach i innych naiwnych romansach zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Oczywiste jest przecież, że główny bohater nie może nazywać się Hajsam ibn Ramakrishnan Al Sa’id, bo to trudne do wymówienia i do zapamiętania.

Emma Morvan masuje Tarika Khana i od pierwszego dotknięcia coś między nimi iskrzy, wyzwala się jakaś energia, którą zresztą czują oboje. Emmie wydaje się, że jej płoną dłonie. Khan jest zaręczony z córką sułtana, ale... co tam!

Kilka tygodni później kontrakt zostaje podpisany, a Emma musi wyjechać do Omanu na cztery miesiące, szkolić tamtejszy personel. Zaproponowano jest absurdalnie wysokie wynagrodzenie, a po przybyciu do Omanu okazuje się, że ma do dyspozycji szofera, specjalną opiekunkę i tłumaczki, dostaje codziennie wysokie kieszonkowe (75 dolarów USA dziennie plus znaczna liczba banknotów riala omańskiego). Ulokowana została w hotelu, który w Portivy byłby uznany za pałac.

Nieomalże od pierwszych rozdziałów pojawiają się w powieści wstawki sensacyjne czy szpiegowskie. Na przykład listy między oddziałami lub organizacjami wywiadowczymi. W korespondencji nie ma nazwisk tajnych agentów, a jedynie pseudonimy, jednak już w drugim liście łatwo się domyślić, jaki pseudonim będzie w niedalekiej przyszłości nosiła Emma.
Dalej to już normalnie – międzynarodowe spiski, walka wywiadów, wielkie uczucia, egzotyczne miejsca, dziki seks, specjalne uzdolnienia Emmy, będące prawdopodobnie wynikiem trzydniowej śpiączki po wypadku itd. Około trzysta stron, z czego akcja rozwija się (w przewidywalny sposób) przez pierwszych dwieście. Ostatnich sto można rzeczywiście zaklasyfikować jako sensacyjne.

Spodziewałem się i oczekiwałem raczej przeciętnej powieści, może nawet słabej, i od razu przyznaję, że moje oczekiwania spełniły się w pełni. Tym niemniej uczciwie jest dodać, że „Emma” napisana jest w miarę poprawnie, a to – w ostatnich latach – wcale nie jest w Polsce takie oczywiste.


Czas na dygresje i wyjaśnienie, czemu zupełnie mnie nie wzrusza, że mój ulubiony aktor napisał przeciętniutką powieść. W sumie byłbym bardzo zdziwiony, gdyby stało się inaczej. Podobnie zresztą było w przypadku Toma Hanksa i jego „Kolekcji nietypowych zdarzeń”.
Czy komuś przyjdzie do głowy, że znakomity szewc powinien też być świetnym skrzypkiem? Albo genialny menadżer fantastycznym poetą? Skąd pomysł, że bardzo dobra dentystka powinna być światowej klasy pieśniarką? Skąd pomysł, że rewelacyjny aktor będzie też bardzo dobrym pisarzem? Ale stop! Na to ostatnie pytanie znam odpowiedź. Skąd? Z sufitu działu marketingu dużego wydawnictwa.
Spece od marketingu zdają sobie sprawę, że jeśli ktoś jest znakomity w tym, co robi, rewelacyjny na skalę światową, to zapewne musi w to pakować mnóstwo sił, środków, czasu, uwagi. Genialne role, bo mowa o aktorach, nie odgrywają się same. Sukces aktora wymaga ogromnego wysiłku z jego strony, bo sam talent i aparycja nie wystarczą. Jakim cudem miałby przeznaczyć równie wielkie siły, środki, czas i uwagę, dziedzinie zupełnie innej? Owszem, może na ten cel przeznaczyć odrobinę zasobów, ale wtedy książka będzie taka, jak widać. Marketingowcy to wiedzą, ale wiedzą też, że powieść znanego aktora, będzie się znakomicie sprzedawać, choć z różnych powodów i to nawet wtedy, kiedy okaże się mierna. Dlaczego? Bo marka już została wylansowana.

Dygresja druga, w której staram się odpowiedzieć na pytanie: po co?
Każdy, kto do jakichś szkół chadzał, pamięta zapewne zadania/pytania, co autor miał na myśli, co pisarz chciał przekazać i podobne. Na poziomie szkolnym odpowiedzi się z góry ustalone i nie ma miejsca na poważne analizy. Kiedyś jednak, jako człowiek dorosły, byłem świadkiem rozmowy, w której padło stwierdzenie, że w opracowaniu twórczości wielkiego pisarza znalazły się treści, o których samemu wielkiemu pisarzowi zapewne się nie śniło. Dwie osoby zaśmiały się, ledwie skrywając złośliwość, ale reszta zerkała na tych dwoje nieco zniesmaczona. Bo jest rzeczą oczywistą, że prawie nie da się napisać powieści, bez odrobiny ekshibicjonizmu, nawet fantastycznej (zupełnie zmyślonej), a może szczególnie takiej. Pisarz może być tego świadomy lub nie, i często bywa, że nie, lub nie do końca. To są zagadnienia dla badaczy twórczości albo dla bardzo niewielkiej liczby wyjątkowo zaawansowanych czytelników. Żeby jeszcze wyraźniej widać było, o co chodzi, polecam lekturę książek o Gombrowiczu Artura Sandauera oraz Jerzego Jarzębskiego („Podglądanie Gombrowicza” , ale nie tylko; profesor Jarzębski, który zmarł w 2024 roku, specjalizował się w twórczości Gombrowicza, ale też Schulza i Lema).
Po co czytałem „Emmę”? Ano właśnie po to, żeby podglądać Reno, znaleźć w jego fantazjach perełki. Bo nie dla problematycznej wartości tego romansu ze szpiegowskimi wstawkami.

Podobno mają się ukazać kolejne tomy „Emmy”. Jeśli tak, to nie sięgnę po nie na pewno. Ale – jak mawiała moja babcia – pannom podkuchennym powinna się „Emma” podobać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz