Omówienie lektury szkolnej… „Popiół i diament”
To, że niejaki Andrzejewski Jerzy, w tak zwanej obecnej rzeczywistości, okaże się być zaplutym karłem komunistycznego okupanta i obleśnym sługusem bolszewii, oraz, co zupełnie w tej sytuacji naturalne i stanowiące poniekąd logiczną konsekwencję, wyznawcą Marksa i czcicielem Lenina (albo odwrotnie?), tego się, prawdę mówiąc, jakoś tak… spodziewałem.
Tego, że jego książka pod tytułem „Popiół i diament” zostanie oceniona jako „fałszująca obraz powojennej rzeczywistości, ukazująca nieprawdziwe dylematy”, spodziewałem się jakby nieco mniej.
Natomiast poniższej oceny jego warsztatu literackiego nie spodziewałem się w ogóle:
„Opisy ich uczuć i uniesień to pod względem stylu żeromszczyzna czystej wody, dla niektórych wręcz niestrawna. A fragmenty ich rozmów – od banalnego ‘Znamy się od kilku zaledwie godzin, a wydaje mi się, jak byśmy się znali od bardzo dawna’, przez melodramatyczne ‘Więc po co wszystko, po co? Rano powiemy sobie dowidzenia’, po tyleż romantyczne co kiczowate ‘Ty jesteś miłość’ – są jakby żywcem wyjęte z taniego romansidła i właściwie powinny drażnić (podobnie jak wyznania miłości po dwóch spotkaniach)”.
Cytaty powyżej pozwoliłem sobie zaczerpnąć z „omówienia lektury szkolnej + film”, które to omówienie ma stanowić „znakomitą pomoc dydaktyczną, uzupełnienie szkolnej lektury”, a wydane zostało w serii „Biblioteka Gazety Wyborczej”.
Cenię dzisiejszą młodzież, wierzę i w nią i w to, że nie jest to bandą kretynów. I tak sobie myślę, że gdybym był dziś nastolatkiem i gdybym nie był kompletnym durniem, to pewnie zacząłbym się mocno zastanawiać… Autor – czerwona szuja i podnóżek Stalina. Książka – fałsz i nieprawda. Styl – dla wielu niestrawna żeromszczyzna (cokolwiek to znaczy) i kiczowate, tanie romansidło.
TO PO JAKIEGO GRZYBA KAŻĄ MI TO W SZKOLE CZYTAĆ???
I dziwić się później, że ludzie młodzi uciekają z tego kraju… właściwie gdziekolwiek. A’propos, zna ktoś może jakiś kraj (nie komunistyczny i nie postkomunistyczny), w którym księgarz, kawaler w średnim wieku, mógłby uzyskać azyl… kulturalno-literacki?
Tego, że jego książka pod tytułem „Popiół i diament” zostanie oceniona jako „fałszująca obraz powojennej rzeczywistości, ukazująca nieprawdziwe dylematy”, spodziewałem się jakby nieco mniej.
Natomiast poniższej oceny jego warsztatu literackiego nie spodziewałem się w ogóle:
„Opisy ich uczuć i uniesień to pod względem stylu żeromszczyzna czystej wody, dla niektórych wręcz niestrawna. A fragmenty ich rozmów – od banalnego ‘Znamy się od kilku zaledwie godzin, a wydaje mi się, jak byśmy się znali od bardzo dawna’, przez melodramatyczne ‘Więc po co wszystko, po co? Rano powiemy sobie dowidzenia’, po tyleż romantyczne co kiczowate ‘Ty jesteś miłość’ – są jakby żywcem wyjęte z taniego romansidła i właściwie powinny drażnić (podobnie jak wyznania miłości po dwóch spotkaniach)”.
Cytaty powyżej pozwoliłem sobie zaczerpnąć z „omówienia lektury szkolnej + film”, które to omówienie ma stanowić „znakomitą pomoc dydaktyczną, uzupełnienie szkolnej lektury”, a wydane zostało w serii „Biblioteka Gazety Wyborczej”.
Cenię dzisiejszą młodzież, wierzę i w nią i w to, że nie jest to bandą kretynów. I tak sobie myślę, że gdybym był dziś nastolatkiem i gdybym nie był kompletnym durniem, to pewnie zacząłbym się mocno zastanawiać… Autor – czerwona szuja i podnóżek Stalina. Książka – fałsz i nieprawda. Styl – dla wielu niestrawna żeromszczyzna (cokolwiek to znaczy) i kiczowate, tanie romansidło.
TO PO JAKIEGO GRZYBA KAŻĄ MI TO W SZKOLE CZYTAĆ???
I dziwić się później, że ludzie młodzi uciekają z tego kraju… właściwie gdziekolwiek. A’propos, zna ktoś może jakiś kraj (nie komunistyczny i nie postkomunistyczny), w którym księgarz, kawaler w średnim wieku, mógłby uzyskać azyl… kulturalno-literacki?