„Powrót Ojca Chrzestnego”, „Zemsta Ojca Chrzestnego” – Mark Winegardner
Trudno byłoby te dwie książki traktować jako samodzielne historie, odrębne całości. Mimo krzyczących napisów reklamowych, nie są one kontynuacją powieści „Ojciec chrzestny”, ale raczej uzupełnieniem bestsellera Mario Puzo oraz trzech filmów o mafijnej rodzinie Corleone. Obie zawierają specjalne opisy (w jednej jest to chyba nawet przedstawione graficznie), dzięki którym można zorientować się, w jakich latach dzieję się akcja i jak się to ma do książki Puzo, czy któregoś z filmów Francisa Forda Coppoli.
Czy jest sens czytać je bez znajomości filmów i oryginalnej opowieści Puzo? Moim zdaniem – nie. Albo, to co napisał Winegardner, będzie to zupełnie niezrozumiałe, albo, w lepszym przypadku, jego dwie powieści zostaną odebrane, jako dość kiepskie kryminały.
Czy miłośnicy opowieści Mario Puzo muszą książki Winegardnera poznać? Moim zdaniem – nie. Tak dalece odbiegają one poziomem od oryginału, że jedyne, co czytelnik-miłośnik może osiągnąć – poza wydatkiem – to rozczarowanie.
Ale poziom, kwestia zdolności i warsztatu, to jeszcze nie wszystko. Winegardner zbyt mocno ingeruje w oryginalną historię. Według niego najlepszy wykonawca rodziny Corleone, to zwykły onanista, Fredo Corleone to pedał, a sam Michael Corleone jest człowiekiem niezbyt rozgarniętym, popełniającym mnóstwo błędów, mało domyślnym. Niewiele brakowało, a „wykolegowałby” go zwykły były bokser.
W każdym razie choć ostatnio widziałem, że książki Marka Winegardnera mocno potaniały w Merlinie, to jednak nadal i wciąż nie jest warto je kupować. Może ewentualnie pożyczyć, jeśli już ktoś koniecznie musi.