- Do znajomych, na kawę – padała często odpowiedź – na brydża do znajomych.
Za moich czasów (cokolwiek to znaczy) nie było problemów ze sprecyzowaniem, kto znajomym jest, a kto nie. I jaki to jest poziom znajomości. Oczywiście nie ulegało wątpliwości, że znajomych się zna (teraz to chyba nie jest takie oczywiste) oraz utrzymuje z nimi osobiste kontakty. Zwykle w miarę regularne.
Znajomi, to ludzie, których odwiedzaliśmy (a oni nas) na zaproszenie. Bliscy znajomi mogli wpadać „na kawę” bez zaproszenia. Dalecy znajomi to tacy, których spotykaliśmy u znajomych ale (jeszcze) u nich nie bywaliśmy. Zdarzali się ponadto byli znajomi – ludzie, z którymi kiedyś utrzymywaliśmy kontakty, ale teraz, od dawna już nie. Z dowolnego powodu, choćby ze względu na „pewien niesmak”*, albo dlatego, że wyprowadzili się do innego miasta/państwa i kontakt się urwał.
Przyjaciel to był ktoś, kto mógł przyjść w środku nocy i poprosić o przenocowanie, bo się z żoną pokłócił.
Internet – nie tylko sławetne serwisy społecznościowe – dokonał tu pewnego przewrotu, przewartościował pojęcia. Ale, co najgorsze, zafałszował rzeczywistość.
Znajomi, jak sama nazwa wskazuje, to ludzie, których znamy. Można sobie oczywiście snuć rozmaite teorie na temat określenia „znamy”, ale większość ludzi, jeśli nie cierpią na jakieś zaburzenia, zupełnie tego nie potrzebuje, instynktownie, na wyczucie i bez najmniejszego problemu odróżniając znajomych od nieznajomych.
- Ziomo chce cię dodać do swoich znajomych, czy akceptujesz? – jasne, czemu nie, czemu miałbym komuś robić przykrość? Wprawdzie nie mam pojęcia, kim jest Ziomo, nigdy jej/jego nie spotkałem, ale… co to szkodzi?
Może jednak szkodzi? Bo w ten sposób oszukuję nie tylko innych, to akurat głupstwo, ale przede wszystkim samego siebie. Ależ jestem super! Mam setki i tysiące znajomych! Tyle tylko, że kompletnie nieznajomych… W konsekwencji pojawia się pytanie, jeśli jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Czemu tylu ludzi, tych z setkami znajomych, skarży się na samotność? Choć skarży się zwykle dopiero po nieudanej próbie samobójczej, albo w Monarze… Bo często dopiero taka katastrofa pozwala pozbyć się internetowej iluzji i złudzeń co do zdolności utrzymywania kontaktów realnych, w odróżnieniu do wirtualnych.
Ilu mam znajomych w rozmaitych „miejscach” w Internecie? Nie liczyłem, ale pewnie ok. 1200. Ilu mam znajomych, z którymi spotykam się u mnie, albo u nich, albo przynajmniej w kawiarni? Siedmiu? Ośmiu?
---
* - Chciałem wam bardzo podziękować za wczorajszą imprezę – było naprawdę super!
- Hm… cieszę się, że ci się podobało, ale wolelibyśmy, żebyś nas więcej nie odwiedzał.
- Jak to?! Co się stało?! Przepraszam! Czy coś zrobiłem nie tak?!
- Widzisz, po twoim wyjściu okazało się, że żonie zniknęło 100 złotych.
- Czyś ty oszalał?! Czyżbyś posądzał mnie o kradzież w twoim domu???
- No... nie… zresztą te pieniądze się później znalazły, wpadły za wersalkę, ale widzisz… pewien niesmak jednak pozostał…
:)) dowcip o niesmaku jest świetny! Niby znałam, ale w tym kontekście wypadł wyraźniej :)
OdpowiedzUsuńCo do setek znajomych w internecie to masz rację :) "znajomi nieznajomi" to naprawdę świetne określenie :)
To się cieszę, że udało mi się Cię rozweselić. :-)
OdpowiedzUsuń