„Ostatni
sędzia” – John Grisham
Udane, moim zdaniem, połączenie prawniczego
thrillera, choć to określenie wydaje mi się mocno przesadzone, i wielowątkowej
powieści obyczajowej, jednak to tej ostatniej jest w książce najwięcej –
uprzedzam.
Rzecz dzieje się w niewielkim Clanton w
stanie Missisipi, a więc na południu USA, w latach siedemdziesiątych dwudziestego
wieku. Młody lekkoduch, Willie Traynor, któremu nie udało się skończyć studiów,
podejmuje w Clanton pracę w bankrutującej lokalnej gazecie. Za pożyczone od
babki pieniądze Traynor przejmuje gazetę, która wkrótce okazuje się żyłą złota
dzięki na bieżąco publikowanym relacjom, dotyczącym brutalnego zabójstwo Rhody
Kassellaw, brutalnie zamordowanej przez członka przestępczego klanu Padgittów.
Jednym z sędziów przysięgłych w procesie
Danny’ego Padgitta jest czarnoskóra Callie Ruffin – wprawdzie segregacja rasowa
zniesiona została kilka lat wcześniej, ale w praktyce wyglądało to bardzo
różnie, zwłaszcza w południowych stanach.
Historia nie kończy się wraz ze skazaniem
Danny’ego Padgitta na podwójne dożywocie, co w praktyce okazało się
dziewięcioma latami więzienia. Może właśnie dopiero w tym momencie rozkręca się
na całego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz