„Pan raczy żartować,
panie Feynman! Przypadki ciekawego człowieka” – Richard Feynman
Określenie
„przypadki” w podtytule uważam za znakomicie dobrane, bo niezwykle trafnie
określa opowieść o sobie Feynmana, genialnego fizyka, laureata nagrody
Nobla. Czytało mi się tę książkę świetnie,
ale dłuższą chwilę zastanawiałem się, dlaczego aż tak dobrze. Ale najpierw
wspomnienie.
Dawno, dawno temu
uczestniczyłem w rozmowach rekrutacyjnych. Pewna firma potrzebowała kilku
pracowników. Wymagania wobec kandydatów, których zgłosiło się ze trzydziestu,
nie były trudne, zawierały się w dziesięciu punktach i to tak sformułowanych,
że nie były wykluczające, na przykład: znajomość
języka obcego będzie dodatkowym atutem albo umiejętność obsługi komputera zwiększa szanse. Zaskoczyło mnie to,
że ponad połowa kandydatów zaczynała rozmowę od wyliczenia tych punktów,
których nie spełniają.
Uważam, że tragedią
Polaków z mojego pokolenia (być może nadal tak jest, ale o tym nie wiem) było
rodzicielskie napominanie: Nie chwal się!
Nieładnie jest się chwalić! Wielu nie wyzwoliło się nigdy z tego
ograniczenia wdrukowanego im w psychikę w dzieciństwie. Byli, i są nadal,
osobami wręcz niezdolnymi do powiedzenia o sobie czegoś dobrego, do wymienienia
kilku choćby określonych swoich zalet. Niektórym, jak mnie, przełamanie tej
psychicznej blokady zajęło dużo czasu i kosztowało wiele wysiłku. Także
zrozumienie, że fałszywa skromność nie jest zaletą, nie było takie proste.
„Pan raczy żartować,
panie Feynman!” nie jest autobiografią, choć z pozoru i ze względu na
chronologiczny układ treści, tak się może wydawać. Byłem zachwycony, bo Richard Feynman pisał o
sobie dobrze, nawet bardzo, bez najmniejszego skrępowania, krygowania się i
kompleksów. Zresztą, ponad wszelką wątpliwość miał z czego być dumny. Pisał też
o swoich pomyłkach i błędach, które stawały się okazją, by nauczyć się czegoś więcej, zrozumieć bardziej.
Jest ta jego książka
także okazją na spojrzenie na Amerykę i mentalność Amerykanów w latach
trzydziestych, czterdziestych i dalej. Jak bardzo wszystko się zmieniło
pokazuje choćby historia pierwszej randki Feymana, randki, do której nie
doszło. Na pierwszym roku studiów Richard Feynman umówił się z kelnerką, a może
barmanką, już nie pamiętam. Kiedy dowiedzieli się o tym koledzy z bractwa
studenckiego (z konfraterni), wydelegowali do dziewczyny grupę, która zawiadomiła ją, że zaszła pewna pomyłka, nieporozumienie, a
Feymana pouczyli, że nie powinien się zadawać z byle kim.
Bardzo dobra książka,
napisana z dystansem do siebie i zdarzeń, z poczuciem humoru, pełna anegdot i rozmaitych ciekawostek. Jej kontynuacją albo uzupełnieniem jest, ułożona już zupełnie niechronologicznie, „A
co ciebie obchodzi, co myślą inni?”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz